sobota, 14 lutego 2015

5. Od pierwszego spotkania moja droga.

Nadszedł mój upragniony weekend. Dwa dni wolnego od nauki, treningów i szarej rzeczywistości i codzienności. Dni, w których mogłam robić to na co miałam ochotę. Przez te ostatnie chodziłam na treningi siatkarzy. Siedziałam zawsze gdzieś wysoko na trybunach przyglądając się przygotowaniom do meczu z Resovią. Po tych treningach czasem udało nam się pogadać. Powoli przekonywałam się do nich. Z góry powiem, że nie jestem ufna. Trochę męczyli mnie kiedy z nimi zagram. Wtedy nie mogłam, ponieważ mieli przed sobą jeden z ważniejszych meczy rundy zasadniczej.

Okej ale może zaczynając od soboty rana, wstałam ok godziny 10. Rodziców nie było już wtedy w domu. Lubiłam te momenty gdzie "cztery ściany" były w całości do mojej dyspozycji. W pidżamie, która składała się z włochatych skarpet, czarnych spodenek i żółtej koszulki Skry z poprzedniego sezonu zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Otworzyłam lodówkę i stałam tak przez 5 min zastanawiając się co mój żołądek chce dostać do jedzenia. Postawiłam na naleśniki z dżemem truskawkowym i śmietaną. Raz na jakiś czas sportowiec też musi odpocząć od trzymania jakiejś tam powiedzmy "znikomej" diety. Po 15 min wszystko było gotowe do smażenia. Włączyłam płytę i zabrałam się za robienie posiłku. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.

Odziana wyłącznie jedynie w pidżamę poszłam pociągnąć za klamkę.

- Dzień dobry. Przesyłka dla pani… Moniki Walczak. – kurier sprawdził w papierach po czym spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Dobry. To moja mama. Odbiorę za nią. – wyciągnęłam ręce żeby przejąć wielki karton.

- Pani tu podpisze… - zlustrował mnie chłopak. Tak, chłopak. Chyba jakiś praktykant. Miał koło 20 lat, brązowe włosy, zielone oczy i ubrany był w pomarańczowe ciuchy kurierskie. Jeśli mogę to tak nazwać. – miłego dni życzę. – uśmiechnął się po raz ostatni i ruszył w stronę furgonetki.

- Jasne, owocnej pracy życzę. – powiedziałam z ironią niemalże do siebie. Przewracając oczami zamknęłam drzwi na dwa spusty i ruszyłam do kuchni. Karton był dosyć ciężki. Oczywiście ciekawiło mnie co jest w środku, ponieważ moja mama nie mówiła, że przyjedzie kurier. Siedziałam przy ladzie patrząc się na paczkę. Otworzyć czy nie? – pomyślałam. Wiem że się nie powinno tykać cudzych rzeczy… No tak. Panna Aleksandra zaczyna kombinować. Z rozmyślań nad tym jak to otworzyć i co jest w środku wyrwał mnie domowy telefon. Leniwie odeszłam od lady i odebrałam telefon.

- Halo?

-…

- Halo?

-… - cisza.

Odłożyłam słuchawkę na miejsce i powędrowałam do swojego pokoju gdzie była totalna demolka w postaci artystycznego nieładu. Otworzyłam okno i od razu zabrałam się za sprzątanie. Najpierw zaczęłam od szafek. Później szło łóżko i inne duperele które leżały na podłodze. Trzeba było też poodkurzać i zmyć podłogi. Wyrobiłam się do godziny 12. Po wielkim jak dla mnie sprzątaniu poszłam się ogarnąć. Szybki prysznic, makeup no makeup. Włosy lekko zakręciłam. Dzisiaj trochę zimno więc zdecydowałam się na czarne rurki, białą koszulkę, bluzę w ceglastym kolorze, szarą, dżinsową katanę i czarne conversy. Do torby z h&m spakowałam białą, meczową koszulkę Skry, mamy dokumenty, klucze, portfel i jakieś potrzebne bądź jak na kobietę przystało zbędne rzeczy. Równo o 13 wyszłam z domu. Postanowiłam przejść się do kancelarii. Po drodze skoczyłam do Subway'a po swoją ulubioną kanapkę z kurczakiem. U mamy byłam o 15, ponieważ kolejka w "moim raju" ciągnęła się w nieskończoność. Droga do biura ciągnęła mi się dosyć długo. Kto by pomyślał, że zdecyduję się na spacer o własnych siłach. No trudno. Pomińmy nawet fakt, że miałam przy sobie bilet zkm. Przecież ja zawsze muszę sobie utrudnić życie. - pomyślałam. Po pół godzinie od Subway'a doszłam do kancelarii. Zmęczona wręczyłam mamie dokumenty i paczkę. Rodzicielka podziękowała mi i szybko wróciła do swoich obowiązków. Ja natomiast udałam się w stronę drzwi. Jednak po chwili usłyszałam za sobą męski głos.

- Ola! Jak miło cię widzieć, nie przywitasz się? - krzyknął za mną Pan Irek. Owy pan był tu ochroniarzem. Jak byłam mała to mama często mnie zabierała to pracy, ponieważ nie miał się kto mną zająć. Pan Irek to miły, starszy człowiek. Lubiłam z nim spędzać czas. Opowiadał mi przeróżne historie z jego życia.

- Dzień dobry Panie Irku! - odpowiedziałam z uśmiechem.

- Długo panienki tu nie widziałem. - powiedział przytulając mnie.

- Wie pan, treningi, szkoła, mecze. Ciągle jestem zajęta.

- A dzisiaj co ciekawego cię sprowadza?

- Mamie dokumenty przyniosłam, bo rano zapomniała ze stolika. Wie pan jak to z kobietami. - spojrzałam na zegarek. Już prawie 16. - Niestety muszę już lecieć. Śpieszę się na halę. Przyjdę innym razem.

- Miło cię widzieć. Do zobaczenia! - pożegnaliśmy się.

Mecz był na 18. Obiecałam Skrzatom, że będę przed 17. Więc prosto z kancelarii ruszyłam w stronę Energii. Po drodze dzwoniłam do Julii z zapytaniem czy będzie na meczu. Odpowiedziała mi, że niestety musi sie dzisiaj uczyć przed klasówką z biologii. Wspomniała też, że nie wiadomo czy reszta naszej drużyny będzie. Dodała, że dzisiaj wystarczy, że kapitan pójdzie. Trochę mnie to zdziwiło, bo ten mecz był jednym z tych najważniejszych, na które musiałyśmy chodzić. Wiecie. Mecz na szczycie. No trudno. Widocznie obowiązki kapitana na tym polegają. Z Julką gadałam jeszcze przez jakieś 10 min, bo tyle mi było dane przez spotkanego po drodze Winiarskiego.

- Cześć. Czy twoja dupa jest gotowa? - spytałam z uśmiechem.

- Cześć. Jak to moja!? – zdziwił się. – myślałem, że jesteś za swoimi!

- Swoimi… swoimi… A od kiedy ja z wami jestem? – zaśmiałam się chowając telefon do torby.

- Od pierwszego spotkania moja droga. – odpowiedział z uśmiechem zarzucając rękę na moje barki.

- Hamuj się mój drogi. – zepchnęłam jego rękę. Oboje się zaśmialiśmy.

- Właśnie… - powiedział zaglądając do swojej torby treningowej. – Masz. – wręczył mi do ręki smycz z identyfikatorem.

- Przecież ja mam gdzie siedzieć… - spojrzałam na niego zdezorientowana.

- Tak, ale teraz będziesz siedziała z naszą ekipą. Trener się nie obrazi. – zaśmiał się Winiarski.

- A co ja z tego będę miała? – spytałam.

- Najlepsze miejsca, wejście do szatni… no i na boisko po meczu. – wymieniał i wymieniał.

- A co byś powiedział na to, że chciałabym taką ale z Resovii? – Michał zrobił wielkie oczy.

- Twoje życie by się skończyło… Z nami zadzierać to nie przelewki. – zagroził palcem.

- Okej. Daj mi to szantażysto. – zabrałam od niego smycz i schowałam do torby.

- Nie jestem szantażystą. Musisz po prostu się nauczyć jak być wiernym kibicem.

- Majaczysz chłopie… - walnęłam się czoło.

Droga na halę minęła nam na przyjemnej rozmowie. Winiar opowiadał śmieszne, klubowe historie. Śmiałam się cały czas. Najbardziej utkwiła mi w pamięci anegdota z samochodem Kłosa. Chłopaki wkręcili go, że prezes ma samochody i siatkarze mieli sobie zarezerwować. Gdyby Karol to opowiedział pewnie nie było by takie śmieszne jak z ust Winiara. Wiecie, ofiara nie mówi w szczegółach, a sprawca żartu wyolbrzymia. No fakt. Michał był i będzie wielkim żartownisiem.

Kiedy weszliśmy do Energii było po 16. W drodze do szatni dołączył do nas Wojtek. Zaprosili mnie do owego pomieszczenia. Zażartowałam, że dla mojego zdrowia psychicznego lepiej żebym nie wchodziła. Niestety to nie poskutkowało. Zaciągnęli mnie tam siłą mimo, że nie chciałam tam wchodzić. W szatni byli już Argentyńczycy, Serb i Maciek z Andrzejem. Przywitałam się z nimi i usiadłam w kącie. Wygłupiali się jak tylko mogli. Podkradali sobie rzeczy z toreb, związywali buty albo kleili plastry na ubrania. Jednym zdaniem – jedno, wielkie, głupiutkie przedszkole. Bałam się tego co oni jeszcze wymyślą. Kiedy cały skład był już w szatni, a czasu było coraz mniej wyszłam od tych dwumetrowych dzieciaków. Zabuczeli, bo pewnie chcieli się pochwalić swoimi czekoladkami na brzuchach. Śmiejąc się wyszłam z szatni i udałam się do łazienki przebrać koszulkę i skorzystać z toalety. Oczywiście niektóre dziewczyny poprawiające swoje tapety tak lustrowały mnie wzrokiem, że czułam jak mi dziury w ciele powstają od tego wiercenia. Przewróciłam oczami i poszłam na sale. Kiedy podeszłam do barierki gdzie stał ochroniarz zorientowałam się, że nie mam smyczy z identyfikatorem. Facet dziwnie się na mnie spojrzał, ponieważ walnęłam się z otwartej dłoni w czoło. Musiał to wyglądać komicznie. No tak, czego to Walczak nie zrobi żeby się ośmieszyć. Ocknęłam się i poszłam w stronę szatni Skrzatów. Po drodze widziałam wychodzących Resoviaków. Nagle wpadłam na siatkarza w żółtej koszulce.

- Chyba coś zgubiłaś… - powiedział podnosząc rękę, w której trzymał smycz z identyfikatorem.

- Musiało mi wypaść. Dzięki… – kiedy chciałam zabrać moją zgubę, Wojtek podniósł wyżej rękę. Resoviaki tylko wymownie się na nas spojrzeli i weszli na salę.

- Bawisz się ze mną w kotka i myszkę? – spytałam krzyżując ręce pod piersiami.

- Kiedyś głowy zapomnisz… Może jakieś magiczne słowo? Podobno wiesz co to kultura. – zaśmiał się Włodarczyk.

- Ah tak… Rozumiem, że chcecie mnie czegoś nauczyć? – przyjęłam pozę myśliciela.

- Teraz to ty się ze mną droczysz… To jak? – pokazał na swój policzek.

- Chyba śnisz… - spojrzałam na niego z dołu. – Eh no dobra… - siatkarz nachylił się, a ja pocałowałam jego wścibski policzek zabierając mu smycz z łapy. Razem z zadowolonym Włodarczykiem udałam się na sale. Usiadłam przy statystykach i odblokowała swój telefon. Od razu włączyłam internet i sprawdziłam wszystkie portale. Po chwili dostałam wiadomość.

„Ahoj kapitanie. Kibicuj za nas. ;*”

Julia. Odpisałam jej:

„Okej. Ja i tak nie siedzę w naszym sektorze. Miłej nauki”

Westchnęłam głośno i odłożyłam telefon do torby. Grzecznie obserwowałam rozgrzewających się Skrzatów. Po jakiś piętnastu minutach usłyszałam za sobą głos.





*********************************************************************************


Witaaaaam, po długiej przerwie. ;)
Miałam trochę zaległości związanych ze szkołą, no i z końcem stycznia nadeszły moje upragnione ferie.
Chciałam trochę odpocząć od wszystkiego. Też właściwie miałam troche nadrobić ale wyszło jak wyszło.
Dzisiaj do was wracam z nowym rozdziałem no i z systematycznością.
Posty umieszczać będę co tydzień lub co dwa tyg. Zależy jak wyjdzie.

Udanych walentynek ! <3


CZYTASZ? - > KOMENTUJ !