wtorek, 12 maja 2015

10. Nie ty tylko tygrys.

Następnego dnia.

Trening był zaplanowany na godzinę 11, więc już od 8 byłam na nogach. Wzięłam zimny prysznic, ubrałam się w klubowe dresy, spakowałam torbę i zjadłam śniadanie. A to wszystko zrobiłam w ponad godzinę. Do wyjścia miałam jeszcze jakieś 40 min więc postanowiłam skorzystać z laptopa. Wszędzie w Internetach trąbią tylko o nowym trenerze reprezentacji… Wiadomo. Antiga. Zawodnik Skry… Tu i ówdzie czytałam co tam w siatkarskim świecie. No bo jak tu nie odpędzić się od tego świata skoro się jest zawodnikiem? Nijak. Zobaczymy za parę lat… Jak dorosnę i będę miała na karku minimum 10 lat grania. Będę wspominać ten dzień. Już się boję. Zaśmiałam się na samą myśl. Coś ciekawego jeszcze znalazłam? Hmm, może to że źle dowodziłam na ostatnim meczu i żaden ze mnie był pożytek? O tak… Uwielbiam czytać komentarze kibiców „ekspertów”. Ale miałam większe problemy od tych. Pogadałam jeszcze chwile z koleżanką, sprawdziłam terminarz sprawdzianów na styczeń i tak zeszło mi te 40 min. Z domu wyszłam o 10. Autobusem na halę jechało się 20 min. Kiedy tylko wyszłam z transportu zadzwonił mój telefon.

- Halo?

- Cześć Ola. Masz jakieś plany na dzisiaj? – spytał szybko Kłos.

- Nie, ale o co chodzi…

- Muszę zrobić zapasy na jutro… - zaśmiał się.

- I ja ci w tym jestem potrzebna? – przerwałam mu.

- Moja dziewczyna Ola potrzebuje kupić sukienkę… Ja się na tym nie znam, więc o której możemy po ciebie wpaść? – czułam jakby mnie o to błagał.

- O 15 pod moim domem? – spytałam.

- Nie ma sprawy! Dzięki Walczak! – powiedział uradowany. – Do zobaczenia.

Odpowiedziałam tym samym i już po 10 min byłam w szatni. Szybko się przebrałam i udałam na salę gdzie trener z fizjoterapeutą przygotowywali się do treningu. Za mną weszły jeszcze cztery dziewczyny. Ległyśmy się na boisku czekając na resztę zawodniczek.

Trening przebiegł spokojnie. Najpierw dużo odbijania po tygodniowej przerwie. Potem ataki, zagrywki, przyjęcie i ćwiczenie poszczególnych akcji. No i na tym się skończyło. 2,5 h dobrej roboty. Teraz wystarczyło szybko wrócić do domu, ogarnąć się i lecieć na akcje z Kłosowatym i jego dziewczyną. Kiedy tylko weszłam do swojego pokoju od razu rzuciłam torbę na łóżko, powędrowałam do komody po czystą bieliznę i skoczyłam do łazienki się umyć. Prysznic zajął mi 10 min. Umyłam jeszcze włosy, które później wysuszyłam. Raz na ruski rok użyję suszarki to się chyba nic im nie stanie, prawda? W samej bieliźnie weszłam do swojej garderoby. Analizowałam wzrokiem wszystkie ubrania. Po 10 min zdecydowałam się na czarne rurki z wysokim stanem, białą, zwykłą koszulkę z krótkimi, wywiniętymi rękawkami, którą wsadziłam w spodnie. Do tego małą, beżową torebkę przez ramię. Wróciłam jeszcze do łazienki nałożyć róż w kremie i podkreślić rzęsy maskarą. Wychodząc z pokoju zabrałam jeszcze z torby treningowej portfel, klucze i telefon. Oczywiście nie zapomniałam o kurtce zimowej i szaliku bo pogoda dzisiaj zbytnio nie rozpieszczała naszego miasta. Równo o 15 wyszłam z domu prosto to auta gdzie czekali na mnie bełchatowianie.

- Witam. - powiedziałam wchodząc do samochodu.

- Cześć. - rzucił z uśmiechem Karol, po czym to samo zrobiła jego dziewczyna.

- Mam nadzieję, że Karol mówił o mnie w samych superlatywach. - powiedziałam na rozluźnienie atmosfery.

- Oczywiście nie zapomniałem o pyskatym obliczu... - zaśmiał się wjeżdżając na główną ulicę.

- Daj dziewczynie spokój... - wtrąciła się moja imienniczka.

W tak doborowym towarzystwie szybko minął czas do dojazdu do galerii. Jak tylko we trójkę przekroczyliśmy próg drzwi wejściowych tak od razu się rozeszliśmy. Kłosowaty poszedł na zakupy jedzeniowo-alkoholowe, a my do sklepów z ubraniami. Po drodze uprzedziłam Olę, że nie ma za dużego wyboru w sukienkach. Zapewniła mnie, że nie jest zbyt wybredna. Ucieszyłam się bo nie przygotowałam się na długie chodzenie. Tym bardziej, że byłam po ciężkim treningu. A powinnam teraz regenerować siły na jutrzejszą imprezę.

- Jak to się stało, że znasz chłopaków? - spytała Ola kiedy przeszukiwałyśmy wieszaki w Mohito.

- Trenujemy w jednym klubie... Jak to Winiar Winiar nazwał "jesteśmy z jednego boiska" - zaśmiałam się przypominając sobie tą akcje spod hali.

- Karol nic nie wspominał o tobie. Dopiero wczoraj kiedy wyciągnęłam go na zakupy... Po 2 godzinach chodzenia po ul. Targowej stwierdził, że jesteś potrzebna. I tak zaczął temat. - powiedziała. - ale nie martw się. Myślę, że się dogadamy. - dodała po czym objęła mnie ramieniem pokazując wieszak z chabrową sukienką - i jak?

- Piękna... - oczy mi się zaświeciły. To był znak, że ta sukienka jest na prawdę super.

- Idę ją przymierzyć, a potem pójdziemy po buty. - powiedziała z uśmiechem i weszła do przymierzalni. Po jej słowach uświadomiłam sobie, że nie mam butów... Dobrze, że nadarzyła się okazja zakupów. A w tak cudownym towarzystwie na pewno nie będę miała problemu z wyborem. Po 20 min Olka stała już w kolejce do kasy. Nie zastanawiała się zbyt długo. Normalnie była zakochana w tej sukience od pierwszego wejrzenia. No, gdy ja jej powiedziałam, że nie mogłam się wczoraj zdecydować co do trzech to wiedziała że musi ją wziąć. Po długiej kolejce do kasy udałyśmy się do sklepu z butami. Zdecydowałam się na zwykłe, czarne szpilki z koturną, a Ola na takie same tylko w szarym kolorze. Szczęśliwe udałyśmy się na jakieś siedzenia. Trzeba było poczekać na Karola, który obrabiał supermarket. Obie tarzałyśmy się ze śmiechu kiedy po 20 minutach zobaczyłyśmy siatkarza z pełnym po brzegi wózkiem sklepowym.

- Widzę, że klub rozpieszcza pensją w tym miesiącu. - zasugerowałam.

- W końcu święta były i nowy rok się zbliża. - obie toczyłyśmy z niego przysłowiową bekę.

- Jezus… Co ty mi z dziewczyną zrobiłaś!? – narzekał Karol.

- Nie ty tylko tygrys… - śmiałam się z niego dalej.

- Dobra koniec żartów trzeba się spakować do samochodu. – klasnęła w dłonie Ola.

Podśmiewając się wzięliśmy swoje torby i udaliśmy się na podziemny parking gdzie stało Kłosowate Audi. Po 20 min siedzieliśmy już w samochodzie gotowi do drogi. Podczas jazdy Karol chwalił się co kupił. Oczywiście zastrzegał, że ja nie dostane ani łyka alkoholu i, że będę obserwowana. Ola tylko rzuciła tekstem w mojej obronie – dorosły się odezwał. Uwielbiam tą dwójkę. Cieszę się, że udałam się z nimi na te zakupy. Miło było spędzić czas w tak świetnym gronie. Około godziny 19 byłam już w domu. Kiedy tylko weszłam od razu mama do mnie przyleciała.

- Masz gościa u siebie… - powiedziała z uśmiechem. Moje tętno przyśpieszyło. Miałam nadzieję, że to nie któryś z chłopaków bo bym zabiła gołymi rękoma. Szczególnie po tym jak moja mama się zachowała. To było coś typu – jakiś przystojny młodzieniec czeka na ciebie. Nie przeżyłby tego. Spokojnie weszłam na górę. Nacisnęłam klamkę od mojego pokoju i nikogo w nim nie spotkałam. Położyłam na łóżku pudło z butami, a na biurku torebkę. Po 2 minutach z łazienki wyszła Julka.

- O matko! A co ty tu robisz? – przestraszyłam się.

- Nie liczyłam na takie przywitanie… Przepraszam musiałam skorzystać z toalety.

- Spokojnie… - przywitałyśmy się buziakiem w policzek.

- Masz plany na jutro? – spytała kiedy zajęła miejsce na łóżku.

- Tak, dostałam zaproszenie na imprezę u Kłosa. – zaśmiałam się.

- O matko… Wiesz, ja się jeszcze do tego nie przyzwyczaiłam. Jak ty to wytrzymujesz? – zrobiła wielkie oczy.

- Normalnie? Przecież to zwykli ludzie… Nienormalni. Gdybyś widziała dzisiaj Karola z wózkiem sklepowym. Ile on rzeczy na jutro kupił!? Z jego dziewczyną tarzałyśmy się ze śmiechu. – nie mogłam się powstrzymać wybuchu śmiechu.

- Zazdroszczę… Ja idę do Mańki, nie duże grono znajomych. Myślałam, że pójdziesz ze mną. – spuściła głowę.

- Ej, to, że ja się z nimi koleguje… O ile można to tak nazwać… To nie oznacza, że nie będę spędzała z Tobą czasu. Gramy i chodzimy do jednej klasy razem. – powiedziałam obejmując przyjaciółkę.

- Rozumiem… Dobrze, nie ma sprawy. – uśmiechnęła się. – To jak? Masz już jakąś sukienkę na jutro? – klasnęła w dłonie.

- Dobrze, że jesteś. Pomożesz mi, którą mam wybrać bo kupiłam trzy. – powiedziałam i poleciałam po trzy wieszaki. Julka na początek kazała mi ubrać tą czarną/prostą, Dobrze, że buty pasowały do wszystkich trzech. Nie było kolejnego problemu. Szybko wzięłam sukienkę i poszłam do łazienki się przebrać. Przy okazji rozpuściłam swoje brązowe, długie mini-loki. Wyszłam do pokoju. Julka kazała mi się obrócić. Kiedy to zrobiłam podniosła kciuka do góry i kazała przymierzyć kolejną – miętową. Przyjaciółka pokiwała tylko głową na znak 50/50. Ostatnia szła ta rozkloszowana. Kiedy tylko wyszłam Julka zrobiła wielkie oczy. Popędziła do krzesła obrotowego żeby ściągnąć z niego szary żakiet. Podała mi go żebym założyła. Roztrzepała moje włosy i odeszła 3 kroki w tył.

- Pięknie wyglądasz… Kopara im padnie. Jestem genialna. – Julka przyłożyła ręce do ust na znak modlitwy.

- Miejmy nadzieję, że tylko kopara… - zaśmiałam się. Podeszłam jeszcze do garderoby po miętową kopertówkę. Przeszłam się jeszcze po pokoju i stanęłam przed lustrem. Obróciłam się w każdą stronę. – Tak. Idealny wybór. Dziękuję. – pocałowałam Julkę w policzek.

- Dobra ja spadam bo jest późno a muszę się wyspać na jutro. – wzięła swoje rzeczy, mrugnęła okiem w moją stronę i wyszła. Chwile potem słyszałam jak żegna się z moimi rodzicami. Ściągnęłam strój, obcasy i ułożyłam w miejscu gdzie nic się im do jutra nie stanie. Zmęczona poszłam do łazienki wziąć gorącą kąpiel. Zajęło mi to jakieś 40 min. Po czym w jednoczęściowej pidżamie z motywem amerykańskim zeszłam na dół na kolacje. Mama zrobiła pyszną zapiekankę z warzywami. Moja ulubiona. Podczas posiłku omawialiśmy jutrzejszy dzień i imprezę. Tata obiecał wczoraj, że kazań nie będzie no ale zapomniał. Ah ta skleroza. Za to ja musiałam obiecać, że będę na siebie uważać. Chociaż zapewniłam rodziców, że to tylko domówka w gronie osób, które znam. Przecież siatkarze to nie jacyś mordercy.



**********************************************************************


No i mam dla was kolejny ;) 
Liczę na dużo komentarzy bo to na prawdę mnie motywuję, a tak to nie wiem czy ktoś w ogóle czyta jeszcze moje wypociny.

Muszę Was trochę potrzymać w niewiedzy.. Ale niedługo się dowiecie co i jak. !

Jakbyście nie widzieli to po prawej stronie jest informacja o Wattpad i konta na tt. 

Do następnego !

DOBIJEMY DO 10 KOMENTARZY ? 


CZYTASZ? KOMENTUJ!

wtorek, 5 maja 2015

9. Ile? 5 lat.

Trzy tygodnie później.

Za dwa dni sylwester. Święta minęły tak jak zawsze. Rodzinnie. W tym roku były u nas. Przy stole zebrało się jakieś 20 osób. Dobrze, że mamy duży dom bo nie wiem jakby to wyszło gdzieś indziej. Przez ten czas miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Bardzo często chodziłam rozkojarzona i skupiona nad swoimi myślami. Bywały takie treningi gdzie to co mówił trener wlatywało jednym uchem a wychodziło drugim. Z chłopakami też się nie widziałam. Nie mogli mnie widzieć w jakim stanie byłam ponieważ zaczęło by się przesłuchanie, a tego bym nie wytrzymała.

Tydzień temu grałyśmy w Sopocie mecz z Atomem. Przegrałyśmy 3:1. Po powrocie trener dał nam aż tydzień wolnego. Wiecie święta i te sprawy… I tak kolejny mecz miałyśmy mieć po nowym roku. Cieszyłam się na to małe wolne. Można było naładować baterie i zresetować umysł. Tym bardziej, że miałam burzliwy okres.

Dzisiaj była niedziela. Niedziela dzień cwela jak to mówią. Po porannym, zimnym prysznicu postanowiłam wybrać się do centrum handlowego. Około godziny 11 wyszłam z domu. Pogoda nie dopisywała. Było zimno, szaro i ponuro. Ubrana w czarną kurtkę narciarską, bordowy, gruby szalik i krótkie szare emu. Przechodziłam między blokami, aż w końcu wyszłam na prostą drogę do centrum handlowego. Na chodniku mijałam różnych ludzi… Małżeństwa z dziećmi, starszych, nastolatków, znajomych ze szkoły… Czy dzisiaj był ten dzień, w którym na wszystko zwracam uwagę? Chyba tak. Sądziłam, że takie akcje-obserwacje przeznaczam tylko podczas jazdy autobusem. No ale. Dlaczego dzisiaj? Rozkmina zaczęła się pełną parą.

Myśleliście kiedyś o tym jak widzicie się za parę lat? Patrząc w dzisiejszym dniu na obywateli naszego kraju zastanawiałam się gdzie ja wyląduje za 10 lat. Jestem siatkarką, zawodniczką. Kto wie czy będę w reprezentacji? Kto wie czy ktoś będzie chciał zaufać moim umiejętnościom? Kto wie czy zdrowie dopisze? Nikt… Żebym tylko przewidziała to wszystko.. Żyło by się łatwiej. Chcielibyście znać przyszłość? A może zmienić przeszłość? Gdybym miała wybór zmieniłabym przeszłość… Nie popełniłabym już tego błędu… Ten margines zaufania… Czy kiedyś jeszcze będę potrafiła zaufać? Wracając do przeszłości zataczam się myślami w mgle wspomnień. Złych wspomnień. Takich, których już nigdy w życiu nie wymażę ze swojej głowy… Ile to rzeczy dzieje się na tym świecie? Nie powinnam do tego wracać. Ale nie zdawałam sobie sprawy, że samo to do mnie wróci…

Po 30 min drogi doszłam w końcu do swojego celu. Po co szłam do galerii? Za dwa dni był sylwester. Mimo, że planów nie miałam postanowiłam wyhaczyć jakąś sukienkę. W końcu mogłam sobie pozwolić na chwilę wytchnienia. Potrzebowałam prezentu od siebie dla siebie. Jak już mówiłam, przez te trzy tygodnie mój nastrój mocno skakał. Skakał? Chyba do czarnej dziury…

Zakupy zaczęłam od wejścia do H&M’u. Tyle w tym sklepie rzeczy, ale jak już przychodzi co do czego to nic nie ma. Zniechęcona przeszłam się po kolejnych sklepach. Szukałam i szukałam. Igły w stogu siana. W między czasie poratowałam się największym kubkiem Chocolate Crème Frappuccino ze Starbucks’a. Mój raj na wszystko. Po dwóch godzinach weszłam do ostatniego sklepu – Reserved. Poszperałam i jak na zawołanie znalazłam trzy sukienki – miętową, czarną/rozkloszowaną i czarną/prostą. Nie wiedziałam, na którą się zdecydować. Po sprawdzeniu konta bankowego uradowana poszłam z trzema sukienkami do kasy. Humor od razu mi się poprawił kiedy z wielką, papierową torbą wychodziłam ze sklepu. Koniec zakupów przez najbliższy miesiąc – pomyślałam. Z tego wszystkiego musiałam iść do toalety. No tak. Czekoladowa bomba kaloryczna dała o sobie nie zapomnieć. Pomknęłam szybko do pomieszczenia zwanego potocznie – WC. Szybko załatwiłam swoją potrzebę i udałam się w drogę powrotną do domu.

- Ups… Przepraszam. – oczywiście Walczak musiała kogoś potrącić wychodząc z toalety. Spojrzałam na przeszkodę. Był to chłopak wyższy ode mnie. Brunet z zielonymi oczami patrzył się w moje tęczówki. Był starszy ode mnie z jakieś 5- 7 lat. Po bardzo krótkiej chwili ocknęłam się i spojrzałam na jego twarz. Wydawała mi się znajoma…

- Coś nie tak? – spytał.

- Nie… Wszystko w porządku... – speszona uciekłam w stronę głównego wyjścia. Kiedy wyszłam z galerii uderzyło mnie zimno. Śnieg sypał jak poparzony. Otuliłam się bardziej szalikiem i udałam w stronę parku. Miałam dużo czasu więc postanowiłam pójść na spacer. Nie obchodziło mnie to, że zmoknę. Do uszu wsadziłam słuchawki i po chwili już siedziałam na ławce w centrum parku. Kiedy tylko miałam chwilę spokoju wyciągałam słuchawki i wyciszałam się przy muzyce. Takich chwil nie było zbyt dużo ponieważ szkoła, treningi, mecze itp. Siedziałam i grzebałam coś w telefonie. Kiedy nagle ktoś złapał mnie za ramie.

- Jezu! Czyście zwariowali!? – krzyczałam na rozbawionego Włodarczyka i Winiarskiego.

- Nie drzyj się bo ludzie sobie pomyślą, że ci coś robimy… - powiedział śmiejąc się dalej. – możemy? – kiwnęłam głową a siatkarze usiadli koło mnie. – Co tu robisz? – spytał po chwili Michał.

- W tak pięknie śnieżny dzień postanowiłam się wybrać na spacer… - powiedziałam chowając słuchawki do torby.

- Na spacer hm? – zaśmiał się Winiar pokazując na papierową torbę z sukienkami.

- Oj daj spokój… Już od dawna chciałam sobie poprawić humor… - odpowiedziałam obojętnie – a Wy?

- Mieliśmy parę spraw do załatwienia… Kłos też prosił żebyśmy mu buty odebrali, bo z Olką gdzieś musiał jechać.

- Perfidny. – stwierdziłam.

- A co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy.. – spytał ten młodszy.

- U mnie jakoś leci… Jutro pierwszy trening od tygodnia, więc wracam do roboty. – zaśmiałam się.

- Masz jakieś plany na sylwestra? – spytał starszy.

- Mmm. Nie, a co?

- Robimy imprezę u Karola. Czuj się zaproszona. – uśmiechnął się.

- Zaszantażował was żebyście mnie zaprosili? – parsknęłam.

- To nie był mój pomysł – bronił się unosząc ręce Włodarczyk.

- Po co masz w domu siedzieć jak możesz z nami? – dopowiedział Winiar.

- Czy ty właśnie zasugerowałeś, że nie mam znajomych? – powiedziałam z wielkimi oczami.

- My ci nie wystarczamy? – ciągnął dalej.

- Zostawię to bez komentarza… - wypuściłam powietrze z płuc.

- Obrażalska… - zaśmiał się.

- Chętnie przyjdę… Dziękuje za zaproszenie. – powiedziałam z ironicznym uśmiechem. O matko… Którą sukienkę mam wybrać? – pomyślałam.

- Mówisz poważnie? - Spytał Wojtek. – Ty chyba nie wiesz w co się pakujesz…

- Weź jej nie strasz stary. – uderzył go w ramię przyjmujący.

- Jeśli zginę pójdziecie siedzieć więc w sumie nic nie tracę… - Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam faceta, którego potrąciłam drzwiami. Obserwował nas. Po moim ciele przeszły dreszcze. Siatkarze spojrzeli w tą samą stronę. – Muszę już iść. Późno jest, obiecałam mamie, że wrócę na kolacje…

- Możemy cię podrzucić jeśli chcesz… - zaproponował Wojtek.

- Nie wiem czy pyskate dziewczyny wchodzą w grę… - zaśmiał się Michał.

Spojrzałam jeszcze raz w miejsce gdzie widziałam obcego mężczyznę. Był tam i patrzył się. Kiedy tylko nasze spojrzenia się zetknęły on lekko się uśmiechnął... Ale to nie był uśmiech z tych pozytywnych. Jego wyraz twarzy mnie zaniepokoił. Ocknęłam się dopiero kiedy starszy siatkarz pstryknął przed moimi oczami. Przeprosiłam ich za chwilowe stracenie kontaktu i udałam się z nimi do samochodu. W drodze, która zajęła nam 20 min słowem się nie odezwałam. Siatkarze rozmawiali coś między sobą. Chyba narzekali na Karola. W końcu kazał im odebrać swoje buty… Ci to mają problemy. Na świecie żyją ludzie, którzy mają gorsze i jakoś nie narzekają. Kiedy byliśmy już pod moim domem Winiarski ściszył muzykę i zapytał:

- Widzimy się o 20 u Kłosa? – chciał się upewnić czy będę.

- Tak jasne… Tylko ja nie wiem gdzie on mieszka… - podrapałam się po głowie.

- Będę po ciebie o 19.30… jeśli chcesz – zaproponował Włodarczyk.

- Dziękuję… I dzięki za podwózkę. Do zobaczenia. – rzuciłam i wyszłam z samochodu.

Siatkarze odjechali dopiero jak przekroczyłam próg swojego domu. Kiedy weszłam zobaczyłam jak rodzice krzątają się po pomieszczeniach. Nie wiedziałam co jest grane. W salonie widziałam jakieś dwa duże pudła. W kuchni walały się narzędzia. Mama stała przy kuchence i coś gotowała a tata siedział w salonie na podłodze zatapiając się w dużej kartce. Odłożyłam na wieszak swoją kurtkę, ściągnęłam buty i poszłam do siebie odłożyć torbę z sukienkami. Tak jak szybko zaniosłam tak szybko zeszłam na dół dowiedzieć się co jest grane. Od razu pomaszerowałam do salonu gdzie mój tata zaczął rozpakowywać karton.

- Tato? Co to? – spytałam.

- Twoja matka zażyczyła sobie nowej szafy w przedpokoju… - powiedział obracając kartką, która chyba robiła za instrukcję.

- Tato… Dostałam zaproszenie na imprezę sylwestrową od znajomych… Mogę się wybrać?

- Od siatkarzy? – spojrzał na mnie znad okularów.

- Tak… Wojtek przyjedzie po mnie o 19.30. – wierciłam się z nogi na nogę.

- Nie będę ci prawił kazań... Ale pamiętaj… Boję się o ciebie.

- Tak wiem tato. Będę uważać. – tata kiwnął głową na potwierdzenie, że mogę iść. Ucałowałam go w policzek i poleciałam do mamy, która szykowała stół na kolację. Powolutku podeszłam do niej i przytuliłam się do jej pleców na co mama wzdrygnęła. Położyła ręce na moich.

- Mogę cię o coś zapytać? – spytałam.

- Tak?

- Ile to już minęło? – mój głos trochę zadrżał.

- Dalej to wspominasz? – obróciła się do mnie.

- Ile? Bo mam dziwne wrażenie, że... – spojrzałam ze szklanymi oczami na swoją rodzicielkę.

- 5 lat córciu… 5 lat. – spuściła głowę. To nie mogła być prawda… - pomyślałam.




*********************************************************************************



No i mamy kolejny ! 
Mała frekwencja była pod ostatnim... 3 komentarze tylko ;( 
Mam nadzieje, że teraz was troche zaciekawiłam tym rozdziałem ;) 
Liczę na opinie ! 

Do zobaczenia za tydzień !

PS. Wybaczcie Oli, że wydała ponad 300 zł... Ale ja na prawdę nie mogłam się zdecydować, więc wyszło że bohaterka kupiła wszystkie trzy sukienki. ;)