niedziela, 12 kwietnia 2015

8. Mam nadzieje że to nie to o czym myślę.

Tydzień później.

Nastała ta wiekopomna sobota gdzie po ciężkich treningach przyszedł czas na walkę. Mecz zaplanowano na godzinę 18. Ja natomiast wstać musiałam o 9, ponieważ rano musiałam lecieć na salę i na wideo. Wszystko wyrobiliśmy się do godziny 14. Dwie godziny miałam wolnego. Byłam bardzo z tego zadowolona ponieważ od razu jak tylko wróciłam do domu poszłam się umyć i do łóżka. W telefonie nastawiłam sobie budzik w razie jakbym usnęła. Na kolana przygarnęłam laptopa i zatraciłam się w Internecie. Przeglądałam różne strony, sieci społecznościowe i pisałam ze znajomymi. Życzyli mi udanego meczu. Oczywiście. Ja przed dzisiejszym meczem byłam bardziej zestresowana niż zwykle. Był to mój pierwszy mecz w nowej roli. Roli kapitana.

20 min przed wyjściem spakowałam torbę klubową i jakieś małe jedzenie w postaci ryżu z kurczakiem. Oczywiście musiałam sprawdzić 9847 razy czy mam wszystko. Pożegnałam się z rodzicami, którzy mieli dzisiaj wolne i wyszłam na autobus. Nie chciałam się przemęczać wiec skorzystałam z komunikacji miejskiej. Zajęło mi to 30 min, przez korki. Jak zawsze. O 16.30 byłam na hali. Od razu poszłam do szatni gdzie były dwie zawodniczki. Przywitałam się z nimi serdecznie i ze słuchawkami w uszach zaczęłam się przebierać. Z każdą kolejną minutą przychodziła reszta ekipy. O godzinie 17.20 wyszłyśmy na boisko żeby zacząć rozgrzewkę. Na trybunach było kilkanaście osób. Na oko. Wiedziałam, że będzie mniej niż na meczach siatkarzy… Wiadomo… Nie ten poziom. Ale fajnie, że chociaż ktoś przyszedł. Podczas rozciągania swoich mięśni na podłodze, zauważyłam wchodzących na trybuny siatkarzy. Usiadło ich pięciu w sektorze rodzinnym – Zati, Conte, Nico, Maciek i Winiarski. Ostatnim razem widziałam ich w ubiegły weekend kiedy to oglądaliśmy filmy. Zrobiło mi się miło na duszy. Każde wsparcie się przyda. Tym bardziej, że dzisiejsze spotkanie jest bardzo ważne. Dla mnie osobiście najważniejsze w tym sezonie. Pierwsze jako kapitan…

Do meczu zostało jeszcze 20 min. Odbijałam piłkę z moją Julią. Nie byłoby treningu czy meczu żebyśmy się razem nie rozgrzewały. Po 4 minutach usłyszałam gwizdek sędziego. Na spokojnie podeszłam do ławki rezerwowych żeby się napić. Trener spojrzał na mnie znacząco i kiwnął głową. Ja natomiast walnęłam się w czoło i szybko udałam się na losowanie. No tak. To się nazywają obowiązki kapitana. Los chciał żebym wybierała pierwsza, więc wzięłam możliwość zagrywki. Podpisałam jeszcze protokół i poszłam rozgrzewać się na siatce. Ataki wchodziły niemalże idealnie… Dzisiaj czułam, że jest ten dzień. Mój dzień. Ale nie popadałam w samo zachwyt.. Nigdy w życiu. Liczy się drużyna. Po ostatniej wykonanej zagrywce zeszłam na bok usłyszeć jeszcze parę wskazówek trenera. Moje tętno oczywiście było podwyższone o niebotyczną liczbę kiedy wyczytano moje imię i nazwisko przy prezentacji kapitanów.

Widowisko się zaczęło. Na początku leciało punkt za punkt. Takie granie czasem jest uciążliwe bo nie da się wyrobić stałej przewagi i szybko się człowiek męczy psychicznie. Bynajmniej ja byłam taką zawodniczką. Pierwszy set wygrałyśmy 27:25. Przeciwniczki dobrze pracowały w obronie, a my w bloku. Ogólnie to szanse były na równi. Ścierałyśmy się w każdym elemencie tego rzemiosła. Drugi set zaczął się negatywnie dla nas. Policzanki trzymały przewagę 4 punktów do samego końca. Trener zrobił nawet podwójną zmianę, która nie zdziała cudów. Chemik widocznie dostał nową siłę w tej partii. Na trzecią odsłonę wyszłyśmy z drugą atakującą. Zmiana również była na środku. Początek znowu zaczęłyśmy od męczarni punkt za punkt. Julia starała się do mnie często nie wystawiać ponieważ przeciwniczki przy stanie 16:14 dla nas zaczęły po prostu mnie blokować. Trzy razy z rzędu dostałam czapę. Trener skorzystał z czasu ponieważ straciłyśmy 5 punktów. Kiedy było już 23:24 dla przeciwników ja byłam na lewym skrzydle. Zawodniczka z Polic zagrywała. Odebrała nasza Libero a Julka wystawiła na czwórkę do mnie. Piłka była trochę podwyższona więc chciałam złapać blok, ale posłałam piłkę w aut zwracając uwagę na to, że siatkarki Chemika dotknęły taśme. Kiedy już opadłam stopami na ziemię zaczęłam pokazywać, że popełniły błąd. Nie obyło się bez krzyków ze strony koleżanek i trenera. Zostałam przywołana do sędziego pierwszego. Pan wytłumaczył, że nie było dotknięcia siatki. Bynajmniej on nie widział. Zaczęłam się z nim spierać i tłumaczyć, że byłam bliżej. On za to postanowił mnie ukarać żółtą kartką. Ze spuszczoną głową razem z drużyną zmieniłam stronę boiska. Trener powiedział żebym się nie przejmowała bo takie akcje czasem są nieuniknione. Czwarty set wygrałyśmy 25:21. Trysło coś we mnie. Kończyłam praktycznie wszystko. Przyszedł czas na piąty set. Każda z nas była na to przygotowana. Z Chemikiem ciężko było grać spotkania. W tie-break’u wyszłyśmy bardzo zmotywowane. Na początku Policzanki popełniły trochę błędów z czego my dobrze to wykorzystałyśmy. Przy wyniku 13:9 dla nas, zagrywała atakująca Chemika. Była znana z tego że zagrywała mocno. Pierwsza zagrywka poszła w naszą Libero. Niestety nie przyjęła i piłka poleciała w trybuny. Drugą posłała w trzeci metr gdzie nie zdążyłam jej w ogóle podbić. Trener wziął czas.

- Laski… Teraz nie spodziewajmy się mocnej zagrywki… Chociaż kto wie… Zaserwuje tak żeby nie popełnić błędu, więc trzymamy nisko na nogach… Julka daj prawe, w razie ich kontry trzymamy blok na lewym i środku…

- Hej hop… Dajemy dziewczyny. – krzyknęłam.

Wróciłyśmy na boisko. Zawodniczka ustawiła się w polu zagrywki. Teraz odebrałyśmy lepiej i Julka wystawiła do atakującej, którą Chemik zablokował. Pokręciła głową przybiła z nami piątki i ustawiła się na swoją pozycję tak jak i my. Miałyśmy punkt przewagi. Kolejną zagrywką był flot, ponieważ Policzanka zmieniła ten element. Niestety i w tej akcji nie mogłyśmy nic poradzić ponieważ przeciwniczki wybroniły mój atak z drugiej linii i wyprowadziły kontrę przez środek. Straciłyśmy naszą czteropunktową przewagę. Moja głowa nie chciała ze mną współpracować, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Powiedziałam dziewczyną, że kiedy jak nie teraz? Po jakiś 5 min wynik wskazywał 14:14. Każda z nas była na skraju wyczerpania. Po skończonej przez nas akcji przez środek miałyśmy piłkę meczową, za którą na mnie spadła odpowiedzialność. Co czułam idąc? Piekielne zmęczenie, adrenalinę na 873249% i myśl żeby skończyć już to spotkanie. Zagrałam z wyskoku. Przeciwniczki przyjęły niedokładnie i tylko splasowały z lewego skrzydła. Nasza Libero świetnie to wybroniła, Julka wystawiła na szóstą strefę gdzie ja wzbiłam się w powietrze i zaatakowałam piłkę w 9 metr kończąc mecz. Kiedy już dotarło do mnie to, że wygrałyśmy leżałam na ziemi przygnieciona przez koleżanki. Chwilę potem odbierałam statuetkę MVP meczu. Zmęczona padłam na podłogę. Po 10 min zobaczyłam nad sobą Skrzatów.

- Jestem dość zmęczona…- spytałam przewracając się na plecy.

- Przecież nic ci nie robimy. – zaśmiał się Conte.

- Wystarczy, że nade mną stoicie. – uśmiechnęłam się ironicznie.

- Poznajesz tamte dwie osoby? – skinął Michał.

Odwróciłam głowę w prawo i zobaczyłam swoich rodziców. Zerwałam się z podłogi i ruszyłam w ich kierunku.

- Mama, tata? Mieliście być w pracy… - spytałam tuląc ich obu.

-Ty byś tylko nas przy biurku trzymała… - zaśmiała się mama. - byłaś cudowna słońce. - pogłaskała mój policzek.

- Zdecydowanie najlepsza dzisiaj. – dorzucił ojciec.

- Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że tu jesteście… Ale teraz się przyznajcie skąd mieliście bilety?

- Nasza słodka tajemnica córeczko. – powiedziała mama i spojrzała w oddali. Ja pognałam wzrokiem w tym samym kierunku co ona. Kiedy zobaczyłam na kogo moja rodzicielka skupiła swoje oczy szczęka mi opadła.

- Oni? … - spytałam niepewnie.

- Mhm. – mój tata tylko mruknął.

- Dobrze, nie mam na nic siły... Idźcie do domu, ja mam jeszcze regeneracje. Będę koło 23. – ścisnęłam rodziców i wróciłam na boisko gdzie siatkarze wzięli sobie piłkę i odbijali niezgrabnie przez siatkę. Przewróciłam oczami i usłyszałam za sobą głos trenera.

- Oleś, bardzo dobre spotkanie w twoim wykonaniu. Plecy przeszkadzają? – spytał.

- Nie nie, jest wszystko w porządku. Kiedy gramy kolejne spotkanie?

- Za dwa tygodnie jedziemy do Sopotu

- Czyli mamy jakieś wolne? – przerwałam mu.

- Tak, daję wam 3 dni, a teraz leć do szatni i do masażysty. – pożegnałam się z trenerem i poleciałam do Skrzatów, którzy nieźle się bawili.

- Wam ciągle mało? – spytałam krzyżując ręce.

- Wysiedzieliśmy 3 godziny daj trochę nogi wyprostować. – stwierdził Nico.

- Który to jest taki kochany i wpadł na pomysł zaproszenia moich rodziców na mecz? – spytałam krzyżując ręce i wyglądając jak obrażona dziewczynka.

- Nie wiemy o czym mówisz… - powiedział z powagą Zatorski.

- Dziękuję… - pocałowałam każdego w policzek. – Idę do wanny z lodem bo moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Do zobaczenia kiedyś tam. – machnęłam do nich ręką, zabrałam swoją butelkę z wodą i udałam się do szatni. Za sobą usłyszałam jeszcze tylko do zobaczenia od chłopaków. Ja? Marzyłam tylko o lodzie i łóżku.

W domu byłam po 23. Bo tak, Walczak za długo siedziała w zimnej wodzie. Jak zawsze. No ale to już nie była moja wina, że tak bardzo lubię to robić. Moje nogi wtedy odpoczywają jak mogą. Ale pamiętajcie… tylko 15 min. Żeby nie zrobić sobie krzywdy. Z umiarem. Po przyjściu do swojego pokoju od razu położyłam się do łóżka. Mimo, że narzekałam na to jaka jestem zmęczona to Morfeusz nie chciał za żadne Chiny wziąć do swojej krainy snu. Mój mózg myślał o dupie Marynie. Nawet… Wkurzona swoim nastrojem odpaliłam laptopa i położyłam go na swoich nogach przykrytych kołdrą. Snułam się przez internet jakąś godzinę. Całe moje szczęście, że była niedziela. Po godzinie 1 dalej nie mogłam zasnąć. Nawet oczy mi się nie zamykały. To chyba po tej adrenalinie ze spotkania. Zerknęłam ukradkiem na półkę z „żelastwem”. Uśmiechnęłam się gdy mój wzrok złapał statuetkę, którą zdobyłam jako kapitan. Przemknęłam szybko pamięcią do pierwszych siatkarskich kroków. Aż łezka w oku mi się zakręciła. Nagle poczułam wibracje telefonu. Aż wzdrygnęłam kiedy spojrzałam na numer. Skądś go znałam…

- Halo? – odezwałam się.

- …- cisza.



Przerwałam połączenie. Mam nadzieje że to nie to o czym myślę...



*********************************************************************************


No i mamy kolejny.
Mam nadzieje, że mnie nie zabijecie. ;) 
Piszcie dłuuuuugie opinie. Jeśli macie jakieś uwagi czy coś robię źle to piszcie na dole ;) 
Poprawię się. 


Do kolejnego ! 


CZYTASZ ? -> KOMENTUJ ! OBSERWUJ !

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

7. Czujcie się jak u siebie.

Była godzina 22 kiedy przekręciłam klucz w drzwiach i wpuściłam Skrzatów do środka. Oni od razu poczuli się jak u siebie. Zasiedli na kanapie i włączyli telewizor. Hmm, myślałam, że będziemy świętować a nie dupą leżeć przed telewizorem.

- A przepraszam bardzo, ktoś tu chciał świętować zwycięstwo. – zasłoniłam im ekran.

- A skończone osiemnaście masz? – spytał Kłos.

- Mmmm… no nie jeszcze. – podrapałam się po głowie.

- No to możesz nam kolacje jedynie zrobić. – zaśmiał się Winiarski.

- Chyba was pogrzało… Bozia rączki upierdoliła, że nie możesz sobie zrobić?

- Zamówmy pizze, co? – dołączył Mariusz, ten rozsądny.

Wszyscy się z nim zgodziliśmy. Było nas dziesięciu. Ja, Wojtek, Karollo, Endrju, Winiar, Mario, Zati, Mazi, Nico und Conte. Skład najlepszy na świecie. Podzieliliśmy się na dwójki. Ten z tamtym chciał z pieczarkami, tamten z tym chciał z gyrosem itd. Wyszło na to, że zamówiłam razem z Nico dużą hawajską. Kto składał zamówienie? Pan Wlazły. Najrozsądniejsza osoba w tym towarzystwie. Albo to tylko pozory… Po odłożeniu słuchawki uprzejmie nas poinformował, że na naszą kolacje musimy czekać ponad godzinę. No fakt. Nikt o godz 22 nie zamawia 5 dużych/rodzinnych pizz. Kto tam wie co oni pozamawiali. W między czasie zdążyłam zrobić herbaty. W tle leciał jakiś film, a my przy swoich kubkach malinowej siedzieliśmy i gadaliśmy o wszystkim.

- Jak to się stało, że zaczęłaś trenować? – spytał Zati.

- Od małego. Zamiast bawić się lalkami wolałam kopać piłkę.

-Byłaś chłopczycą? – rzucił Karollo.

- Chyba nie… Powiedzmy. – zaśmiałam się. Prawie się zakrztusiłam herbatą.

- Widać co z ciebie wyrosło. – powiedział Andrzej analizując mój wygląd. Dostał ode mnie poduszką w głowę.

- I podobno to ja jestem pyskata!

- Trafił swój na swego. – zaśmiał się Winiarski.

- Odezwał się aniołek. – dorzucił Włodarczyk.

- Zastanawia mnie jedno… Mmmm… Zostajecie, um… na noc? – spytałam niepewnie.

- Jeszcze nas o molestowanie posądzisz. – zasugerował Nico.

- Gdybym to zrobiła to nie miałabym już życia… - zaśmiałam się.

- Jeśli się nas nie boisz to w sumie możemy zostać. Jutro przewidziana wolna niedziela, więc dotrzymamy ci towarzystwa. – oznajmił Michał.

- Jasne, ale jest jeden problem…

- Mama nie pozwoli? – spytał Andrzej.

- Mama się nie dowie głupku… W salonie mogą spać trzy osoby, w pokoju gościnnym dwie, na materacu dmuchanym też dwie i zostają dwie osoby… - podrapałam się po policzku.

- Rodzeństwa nie masz? – spytał Maciek.

- Nie mam… ale jest sypialnia rodziców.

- To nie problem… Winiar z Mario się dogadają. – rzucił Zatorski.

- Tylko mi tam grzecznie… - podniosłam prawą brew.

Pogadaliśmy jeszcze z jakąś godzinę. Po tym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Od razu siatkarze polecieli po jedzenie. Mariusz zapłacił dostawcy kasą, na którą się złożyliśmy. Ja oczywiście poleciałam od razu do Uriarte. Bo prędzej czy później nic dla mnie by nie zostawił. Po pięciu minutach siedzieliśmy i zajadaliśmy się kolacją. Fakt faktem było chwile przed północą. Po zjedzeniu tych pięciu pizz, postanowiliśmy obejrzeć film. Karol uparł się, że obejrzymy horror – obecność. Lubię oglądać horrory. Szczególnie przykryta szczelnie kocem, w pidżamie i kubkiem herbaty w ręku. Rozłożyliśmy sobie poduszki, koce i kanapę. Ja z Winiarem, Maćkiem, Kłosem i Zatorskim siedzieliśmy na kanapie ściśnięci. Na moje głupie szczęście siedziałam między przyjmującym a środkowym. Nico z Wojtkiem i Mariuszem siedzieli przed nami oparci o kant kanapy. Conte i Wrona zajęli fotele. Wszystko było już przygotowane. Równo o wpół do pierwszej włączyliśmy film. Oczywiście wszędzie światło zgaszone. Inaczej horroru nie da się oglądać. Początek filmu całkiem spokojnie… Aż za spokojnie. Wszystko by było cudownie gdyby nie to, że w pewnym cichym momencie Kłos siedzący po mojej prawej stronie wydarł się na cały dom. Celem tego było przestraszenie mnie… Myślałam, że mu głowę urwę. Reszta chłopaków się śmiała z tego zajścia. Potem film zaczął się rozkręcać. Było parę momentów, w których zasłaniałam oczy kocem. Jestem dziewczyną więc mogę. Skrzaty po prostu na lajcie sobie oglądali jakby to była komedia. Kiedy wyprostowałam nogi i trochę się osunęłam zmorzył mnie sen. Ledwo widziałam na oczy. Pamiętam tylko, że była godzina przed drugą w nocy kiedy ostatni raz spojrzałam na zegarek. Oddałam się w ręce upierdliwego Morfeusza.

Po nieokreślonym przeze mnie czasie poczułam jak ktoś podnosi moje ciężkie ciało razem z kocem. W tle słyszałam szept – trzeba ją zanieść na górę. Po chwili słyszałam już tylko oddech nosiciela. Nie wiem kto to był. Byłam zbyt zmęczona żeby nawet podnieść powieki. Nie kontaktując ze światem i z tym gdzie osobnik mnie niesie zarzuciłam mu ręce na szyje i się przytuliłam. Po chwili słyszałam odgłos stawianych stóp na schodach. Po drodze przypadkiem uderzyłam nogą o ścianę. Syknęłam. Siatkarz tylko mnie uciszył. Po jakiś dwóch minutach byłam w łóżku. Wraz z dotykiem ciepłych ust na mojej skroni przez które po plecach przeszły mnie dreszcze, ponownie zostałam zaciągnięta do krainy snu.

Obudziłam się o godzinie 7. Jak na mnie to była godzina nienormalna. Jeśli mogę to tak nazwać. Za oknem jeszcze widno. Po chwili dotarło do mnie to, że spałam w ubraniach z dnia poprzedniego. Przeglądając Internety dotarło do mnie, że w domu nie byłam sama. Wygramoliłam się spod kołdry, nasunęłam na nogi swoje kapcie i wyszłam z pokoju. Wcześniej otworzyłam okno żeby się wywietrzyło. Na korytarzu przetarłam oczy i zeszłam na dół. W kuchni cisza, w salonie cisza. Na kanapie zauważyłam śpiących siatkarzy – Nico, Wojtek i Kłos. Smacznie sobie spali. Skrzyżowałam ręce i opierając się o ścianę pokręciłam głową śmiejąc się cicho. Po chwili poszłam do kuchni po coś do picia. Na stole był artystyczny nie ład z kartonami po pizzy w roli głównej. Z lodówki wzięłam karton soku pomarańczowego i nalałam sobie do kubka. Kubek wzięłam w rękę i usiadłam na blacie kuchennym. Machając swoimi nienagannymi nogami popijałam sok. Patrzyłam w oddali na salon, w którym spali siatkarze. Nie mogłam w to uwierzyć jak to się stało… Rozmyślałam nad tym bardzo mocno. Pewnie każda dziewczyna, która interesuje się siatkówką chciałaby być na moim miejscu. Dlaczego? Przecież to normalni ludzie. Normalni… Złe określenie. Oni mają poprzekładane w głowie. I to bardzo solidnie, ale to ich wyróżnia. Mimo, że grają, są znani i popularni to w rzeczywistości potrafią być sobą. Potrafią być zabawni, pomocni i czasem zgryźliwi. To normalne. Faceci też czasem zachowują się jakby mieli okres. Taka rozkmina z rana jak śmietana. Na blacie kuchennym spędziłam dobre piętnaście minut walki z myślami. Kiedy tylko zeszłam z siedziska usłyszałam jak ktoś wstaje w salonie. Stanęłam w drzwiach do salonu.

- Dzień dobry. – powiedziałam.

- Dzień dobry. Czemu już nie śpisz? – spytał Wojtek wstając powoli z kanapy żeby nie obudzić chłopaków.

- Tak po prostu… Jak na mnie to jest nienormalne. – oznajmiłam idąc z Włodarczykiem z powrotem do kuchni.

- Jest godzina… 8.55. – spojrzał na zegarek.

- To dosyć wcześnie… - usiedliśmy przy wysepce. – Chcesz coś do picia?

- Nie dzięki… - uśmiechnął się. – Jak ci się film podobał? – zapytał z zaciekawieniem.

- Wyczuwam ironię… - parsknęłam. – Film był najlepszy jaki w życiu widziałam. – odpowiedziałam sarkazmem.

- A jak twoja noga? – spytał dalej.

- Mmm, noga?... To ty mnie zaniosłeś do pokoju? – powiedziałam z otwartymi szeroko oczami. Wojtek tylko się uśmiechnął, a ja już wiedziałam. Nie musiał nic mówić. Do kuchni weszła reszta zgrai. Zaspane twarze, włosy w nieładzie, koszulki wygięte, odcinek pod tytułem jak dobrze wyglądać po nieprzespanej nocy? Idealne podsumowanie tego jak chłopaki wyglądali.

- Możemy coś do picia? – spytał ziewając Winiarski.

- Czujcie się jak u siebie… Ja idę do pokoju się ogarnąć.

- Lepiej żebyśmy się nie czuli tak dosłownie jak u siebie… - rzucił Mariusz jak wychodziłam.

Po tych słowach bałam się ich zostawić samych… Ale przecież to dorośli ludzie. Fakt faktem nieobliczalni ale co tam. Poczmychałam na górę do swojego pokoju. Z szafy wzięłam klubowy dres i zwykłą, białą koszulkę. Oczywiście nie zapominając o bieliźnie ruszyłam do łazienki. Szybko się przebrałam i ogarnęłam. Dzisiaj była niedziela. Dzień cwela jak to mówią. Od jutra zaczynałam przygotowania do meczu z Chemikiem Police. Ogólnie znaczy to, że mój czas dla siebie miał pójść w dalekie zapomnienie. Ale czego nie robi się dla siatkówki? Poprawka, moim czasem dla siebie jest granie więc nie powinnam szukać problemów. Całe szczęście, że plecy nie dawały znaku życia… Tak jakby. Mniejsza o to. Przynajmniej nie bolały. Po 15 min ogarniania się zeszłam na dół. Siatkarze siedzieli sobie smacznie i oglądali telewizje.

- Koniec tego dobrego. Wypad na świeże powietrze! – powiedziałam wyłączając ekran telewizora.

- Ktoś tu nas wygania… - stwierdził Maciek.

- A żebyś wiedział… Nie, a tak na serio muszę się pouczyć. – powiedziałam odprowadzając ich do drzwi.

- Na co się uczysz? – spytał Conte.

- Biologia…

- Wojtek jest dobry z biologii. Szczególnie z anatomii… - rzucił Kłos. Włodarczyk skarcił go wzrokiem.

- Z tym zagadnieniem to nie mam żadnych problemów. – powiedziałam znacząco do Karola. Na co reszta się zaśmiała. – To widzimy się się na sali… Paaa… - zamknęłam drzwi im drzwi dosłownie przed nosem. Usłyszałam tylko krzyki, że trzymają mnie za słowo i do zobaczenia. Oparłam się plecami o drzwi i zjechałam na dół. Z kieszeni dresu wyciągnęłam telefon i napisałam do Julki.

„Królewno wstawaj, uczymy się biologii. Widzę cię u mnie za 3 godziny, bo idę pobiegać.”






*********************************************************************************


Witajcie moi Mili ! 
Chciałam rozdział dodać 1 kwietnia, tak na Prima Aprillis ale nie zdążyłam. ;(
Mam nadzieje, że mi wybaczycie tą lekką nieobecność i że nie zawiedziecie się nowym rozdziałem. 
Mogę wam zdradzić, że ósmy rozdział już mam napisany więc w weekend go dodam żeby nie było tak dobrze ;) < nic nie mówię > ;) 


CZYTASZ ? - SKOMENTUJ TO MOTYWUJE !