niedziela, 18 stycznia 2015

4. Czemu wszystko dzieje się tak szybko?

Następnego dnia obudził mnie dźwięk telefonu. Zanim wyłączyłam budzik minęły dobre trzy drzemki. Była godzina dziewiąta rano. Na hali miałam stawić się jakoś przed jedenastą, dzięki czemu mogłam się porządnie wyspać. Tak, dzisiaj wstałam prawą nogą. Od razu podrałowałam do szafy po czyste ubrania. Teraz wystarczył tylko zimny prysznic i jestem jak młody Bóg. Albo Bogini... Cokolwiek. Kiedy poczułam na swojej skórze krople wody poczułam ulgę. O tak. Powoli wzięłam z półki swój ulubiony truskawkowy żel do mycia i z rozkoszą czyściłam swoje ciało. Włosy umyłam wczoraj więc były świeże. Po 10 min wyszłam z pod prysznica. Założyłam na siebie czystą bieliznę w postaci białego stanika i czarnych bokserek. Na nogi nasunęłam szare rurki z Zary i białe skarpetki. Potem na górę założyłam koszulkę klubową ze swoim numerem i nazwiskiem. Na rękę natomiast nałożyłam czarną gumkę do włosów w razie "wu". Z tego powodu, że miałam dużo czasu, swoje włosy potraktowałam lokówką. Co do makijażu wytuszowałam tylko rzęsy i podkreśliłam policzki jasnym, delikatnym różem. Kiedy wszystko skończyłam była godzina 9.40. Z szafki nocnej wzięłam telefon, na nogi naciągnęłam swoje ulubione kapcie i zeszłam na dół ponieważ mój zrzędzący żołądek domagał się śniadania. Kiedy wyszłam z pokoju usłyszałam jakiś męski głos z dołu. Tata wrócił? - pomyślałam. Zeszła po schodach i doznałam szoku. Przy stole, jak gdyby nigdy nic siedziało sobie trzech siatkarzy. Od razu zrobiło mi się gorąco ze zdenerwowania.

- Nasz śpioch wstał. Pewnie jesteś głodna. Zrobiliśmy ci jajecznicę. - powiedział Winiarski. Ja tylko szłam zdezorientowana.

- A przepraszam bardzo, co wy tu kurwa robicie!? - spytałam ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach.

- Wiesz, że jest nie ładnie przeklinać? - spytał Kłos.

- Nie denerwujcie mnie od samego rana. - powiedziałam rozkładając ręce z bezsilności. - A ty się nie wymądrzaj. - zwróciłam się do Karola kiedy przysiadłam się do stołu.

- Dzisiaj masz badania racja? - spytał Wojtek.

- Dziękuję. Tak o 11 mam być w Energii. - powiedziałam popijając herbatę podstawioną przez Michała.

- Nasza trójka ma dzisiaj jakieś zabiegi w tej samej klinice co ty, więc pomyśleliśmy że może zabierzemy cię ze sobą.

- To miłe z waszej strony, ale miałam jechać z doktorem...

- O to się nie martw, już załatwiliśmy. - uciął mi zdanie Kłos.

- No dobra, ale ja dalej nie wiem czemu, jak, weszliście do domu. - powiedziałam zajadając się śniadaniem a'la Winiarski.

- Mamy swoje sposoby. - zaśmiał się owy kucharzyk.

- Mam się bać? – spytałam.

- Nas, nieeee. Czemu? My grzeczni. – tłumaczył Kłos.

- Czyli mam rozumieć, że klucze wzięliście bez pozwolenia, wtargnęliście rano do mojego domu z zamiarem zrobienia mi śniadania żebym nie była aż taka zła?

- Dokładnie odkryłaś nasze intencje. - powiedział Włodarczyk.

- Wiecie, że to się włamanie nazywa? Mogłabym podać was do sądu.

- Nie zrobiłabyś tego. Nie miałabyś potem życia. – dodał.

- Cieszcie się, że nie wstałam lewą nogą bo było by z wami bardzo źle. - zaśmiałam się kończąc pyszną jajecznicę.

- Ciężki masz charakterek. - dodał Kłos.

- Nie trzeba było zaczynać. – powiedziałam z uśmiechem. – Okej, to co robimy w takim razie?

- Pan Leszek powiedział, że możemy od razu jechać do Poznania więc mogłabyś ruszyć tyłek. – powiedział Winiar.

Po tych słowach od razu poszłam do swojego pokoju po rzeczy. Do torby spakowałam białego IPad’a z pokrowcem, telefon, słuchawki, szczotkę do włosów, koszulki meczowe, o które prosił mnie trener, bluzę na wszelki wypadek, ogromny, szary portfel i ulubioną mgiełkę do ciała. Przed wyjściem ogarnęłam jeszcze trochę pokój i zeszłam na dół gdzie czekali na mnie znużeni siatkarze. Nie obyło się bez komentarzy na temat ogarniania się kobiet. Postanowiłam to zignorować i z wieszaka sięgnęłam czarną kurtkę z 4F. Wygoniłam marudy z domu i zamknęłam dom na cztery spusty. Przed furtką stała srebrna Honda Civic. W drodze do samochodu zadzwoniłam do mamy. Odebrała za 2 sygnałem dziwiąc się czemu nie ma mnie w szkole. Wytłumaczyłam jej, że jadę z trenerem do Poznania na badania. Nie powiedziałam jej, że trener to tak naprawdę banda trzech niezrównoważonych psychicznie siatkarzy, z którymi nie miałam nic do gadania. Mama była na mnie zła, że nie powiedziałam jej od razu po treningu. Nie chciałam marnować jej babskiego wieczoru. Z resztą i tak by ze mną nie pojechała bo praca ważniejsza, więc nie ma o co się wściekać. Po 10 minutowym kazaniu wsiedliśmy do samochodu. Prowadził Winiarski bo to było jego cacko. Obok niego usiadł Kłos, a ja z Włodarczykiem zajęliśmy tylnie siedzenia. Oczywiście jak tylko kierowca zapalił samochód od razu Kłos włączył radio na cały regulator.

- Nie wiem jak wy ale ja nie chce odwiedzić laryngologa przy okazji. – krzyknęłam.

- Dobra Karollo ścisz to. – zwrócił się do niego Winiar.

- Dziękuję bardzo. – powiedziałam ironicznie.

- Jakiś procent kultury jest w twoim zachowaniu. – stwierdził „DJ”

- Cóż za sugestia… - powiedziałam wyciągając IPad’a. – Długo się jedzie do Poznania? – po czym spytałam.

- Przy dobrych wiatrach trzy godziny. – powiedział Winiarski wyjeżdżając z Bełchatowa.

Podczas podróży przeglądałam internet, gadałam z siatkarzami. Tak, rozmawialiśmy normalnie. Pytali się o to gdzie chodzę do szkoły, co lubię robić, czym się interesuje i takie tam mniej ważne rzeczy. Nie zbyt lubiłam o sobie mówić, więc musieli mnie trochę do tego zmusić. Zaszantażowali mnie, że jak nie zacznę gadać to wysadzą mnie w lesie i zostawią na pożarcie dzikom. Kiedy to usłyszałam to zaśmiałam się, że do Jastrzębia nie w tą stroną. Zaśmiali się razem ze mną.

Po trzech godzinach byliśmy już w Poznaniu. Klinika, w której miałam mieć badania całe szczęście nie była w centrum, ponieważ o tej godzinie zaczynały być korki. Kiedy już podjechaliśmy pod RehaSport zauważyłam pod głównym wejściem swojego trenera. Nie zważając na Skrzatów od razu do niego ruszyłam. Przywitałam się i weszliśmy do środka gdzie czekał na nas pan Leszek. Powiedziałam grzecznie dzień dobry, a za nami po chwili weszło trzech dwumetrowców. Rozdzieliliśmy się przy recepcji. Wizytę u neurologa miałam od razu. Na początku była krótka rozmowa z moim fizjoterapeutą a potem przeszliśmy do rezonansu magnetycznego. Szczerze, to pierwszy raz miałam takie badanie. Nie stresowałam się zbytnio. To tylko ma mi pomóc. Po zabiegu zostałam pokierowana do gabinetu, gdzie lekarz miał sprawdzić co się dzieje. Z jego monologu wywnioskowałam, że to nic poważnego. Potwierdził wczorajszą diagnozę pana Leszka. To tylko było spięcie mięśni. Oczywiście nie obyło się bez dotykania miejsca bólu. Muszę przyznać, że trochę się krzywiłam, ale neurolog zapewniał, że będzie dobrze. Zalecił naklejanie tejpów i masaże po treningu przez okres tygodnia. Spytam się czy mogę grać na pełnych obrotach. Lekarz powiedział, że jeśli ból nie ustąpi po tygodniu będę musiała trochę przystopować. Zmartwiłam się trochę, ponieważ niedługo gramy ważny mecz z siatkarkami Chemika Police, ale pan Leszek obiecał, że do tego czasu postawi mnie na nogi.

Po wizycie, która trwała ponad godzinę udaliśmy się w stronę wyjścia gdzie czekali na mnie siatkarze. Potem oddałam swoje koszulki meczowe trenerowi żegnając się z nimi i udałam się do Skrzatów. W między czasie napisałam do mamy wiadomość, że nic mi nie jest.

- Z tego wszystkiego zrobiłem się głodny. – oznajmił Kłos.

- Mi też zaczyna burczeć w brzuchu. – złapałam się w pasie.

- To co? Mac? – spytał Wojtek.

- Ćsiii bo jeszcze ktoś usłyszy. – uciszył go najstarszy. – Która to godzina tak a pro po? – spytał.

- Szesnasta – powiedziałam odblokowując telefon.

- To idziemy coś zjeść bo Karol może nam zemdleć z braku jedzenia. – zaśmiał się otwierając nam drzwi do swojej Hondy.

Postanowiliśmy udać się do Mac’a. Czasem i sportowcom się coś od życia należy. A tak na serio to ich żołądkom. Po 15 min błąkania się po Poznaniu natrafiliśmy na Mac’a. Żeby nie robić zbędnego szumu zamówiliśmy jedzenie przez budkę. Winiarski groził nam, że jeśli ubrudzimy mu tapicerkę to będziemy sprzątać cały samochód do połysku. Zaśmialiśmy się z niego i obiecaliśmy z ręką na sercu, że postaramy się nie zniszczyć. W sumie ciekawiło mnie to jak wygląda zdenerwowany Winiarski. No, może lepiej nie próbować. Po posiłku, który zjedliśmy na parkingu udaliśmy się do Bełchatowa. Byłam już trochę zmęczona jazdą i badaniami więc włączyłam sobie muzykę w słuchawkach. Nie chciało mi się już gadać, ani nie miałam siły śmiać się z suchych żartów Winiara, który sypał nimi jak zagrywkami. Pogoda też nie rozpieszczała. W drodze powrotnej zaczął padać deszcz. Znużona monotonną jazdą usnęłam.

Obudziła mnie trzęsąca moje ramie ręka Wojtka. Kiedy otworzyłam oczy powiedział, że jesteśmy na miejscu. Szybko się zerwałam i zaczęłam ogarniać swoje rzeczy. Podziękowałam chłopakom za podwózkę i wysiadłam z samochodu. Przed bramą mojego domu stał samochód mamy. Sprawdziłam godzinę. Była 21. Pomachałam siatkarzom i przekroczyłam próg drzwi. Odwiesiłam kurtkę na wieszak, zdjęłam buty i poszłam do salonu gdzie mama oglądała telewizję.

Powiedziałyśmy sobie dobranoc. Ja szybko mknęłam na górę. Byłam wykończona dniem więc pomyślałam, że przyda mi się gorąca kąpiel. Z pod kołdry zgarnęłam swoją pidżamę i ruszyłam w stronę łazienki. Wieczorna toaleta zajęła mi jakoś godzinę. Potem posprzątałam pokój, wzięłam Mac’a na kolana i przejrzałam internet. Musiałam napisać do Julki co robili w szkole. Oczywiście musiała się wypytać o wszystko. Pisałam z nią i śmiałam się z jej entuzjazmu. Kochana… Po długiej, wyczerpującej rozmowie z moją koleżanką usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Kiedy zobaczyłam nadawcę wiadomości zaśmiałam się.

„Wybacz, że teraz piszę ale no ale zapomniałem. Tu Kłosu.”

Myślałam, że go zabije. Po 5 minutach przychodzi kolejna wiadomość.

„Ciao Bella! Widzimy się na treningu! – Conte”

Skąd oni mają mój numer telefonu? Jak na zawołanie dostałam kolejną.

„Nie złość się na nas. Twój numer ma już każdy. To jest kara za spanie w samochodzie. – Winiarski”

Teraz to już przegięli. Mimo, że byłam zła to uśmiech zagościł na mojej twarzy. Oni są po prostu niemożliwi. Boję się co oni jeszcze potrafią wymyślić. Odłożyłam telefon na szafkę i poszłam spać. Czemu wszystko dzieje się tak szybko?



*********************************************************************************


No i mamy 4 rozdział. Mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu.
Oczywiście czekam na dłuuuugie komentarze, bo jak wspomniałam lubię je czytać.
Wyrażajcie śmiało swoją opinie.
Zostawiam wam posta i lecę uczyć się polskiego.



CZYTASZ ? - KOMENTUJ.

niedziela, 11 stycznia 2015

3. Krecha pod numerem.

Odeszłam od niego ponieważ usłyszałam głos swojego trenera. Zwołał nas wszystkie do siebie. Jak zawsze ustawiłyśmy się w kółku. Siatkarze Skry przenieśli się z parkietu na trybuny dręcząc nas swoimi chamskimi patrzeniami. Trener oczywiście zaczął od planów na najbliższy tydzień. A to to, a to tamto. Dzisiaj wszystko wpadało mi jednym uchem i wypadało drugim. Po skończeniu jego monologu przeszedł do tematu kapitana.

- Jak wiecie, a może i nie wiecie. Monika przeniosła się do Atomu. Co za tym idzie straciliśmy kapitana. Myślę, że powinniśmy dzisiaj to ustalić, ponieważ ktoś musi czuwać nad drużyną. - powiedział kręcąc na wskazującym palcu opaską kapitana - Pomyślałem, że zagramy dzisiaj cały mecz, który wyłoni nowego kapitana. Każda ma szansę. Pomijając libero oczywiście. Okej zaczynamy. Składy będą następujące : Kasia z Arlettą po przekątnej, środek - Micha z Tysią, libero damy wam hmmm, może Elizę, przyjęcie Paulina... - Proszę, tylko nie Walczak, tylko nie Walczak. Dosyć mam na dzisiaj. - pomyślałam. - Oleś <mój trener tak na mnie mówił> dołączysz.

- Przegrałam dzisiejszy dzień totalnie. - dodałam w myślach.

Nie żebym nie lubiła dziewczyn, ale to był praktycznie drugi skład. Z rozgrywającą Kasią nie byłam aż tak zgrana jak z Julką. A dzisiaj nie miałam nastroju na wszelkie niedociągnięcia w grze składu, w którym się znalazłam.

Okej. Mecz się zaczął. Na początku oberwałyśmy 10-4. Musiałam oczywiście zepsuć zagrywkę, dwa razy w aut trafić z ataku. Nie mogłam się przełamać. Dziewczynom też udzieliła się moja dyspozycja. W końcu przy stanie 21-15 powiedziałam do nich : Ej dziewczyny, one nie mogą nas zniszczyć. My jesteśmy lepsze, gramy na 1000%. Trudno, jedna, dwie piłki nie wyjdą ale spróbujmy zdziałać żeby one zaczęły się mylić.

Tak powiedziałam. Tak zrobiłyśmy. Drużyna przeciwna zaczęła popełniać błędy, ale seta i tak przegrałyśmy do 22. Druga odsłona tek iście fascynującego meczu szła dobrze obydwu składom. Po ciężkiej męczarni było 1:1 w setach. Trzecią partie przegrałyśmy do 15. Biłam sie w policzki żeby poruszyć swoją głowę do myślenia. Po trzech setach byłam również zmęczona fizycznie. Walka pkt za pkt jest bardzo wyczerpująca. Czwarty set w wykonaniu naszego składu nie wyglądał imponująco. Traciłyśmy 5 pkt. Przy stanie 13-8 weszłam na zagrywkę. Byłam już tak wyczerpana psychicznie i fizycznie, że marzyłam tylko o ciepłym łóżku i raju nieustannego spania. Jeśli w ogóle mogę to tak nazwać. Złapałam piłkę od Kasi i ruszyłam w pole zagrywki. Przeliczyłam trzy kroki i stanęłam kręcąc piłkę w dłoniach. Spojrzałam jeszcze szybko na siatkarzy. Stali oparci o barierki. Pewnie ich intencją było to żeby jeszcze bardziej mnie zestresować. Okej, nie ma co sie nimi przejmować. Dam radę. - pomyślałam wyciągając rękę na znak rozpoczęcia zagrywki. Zagrałam do linii. Marysia miała problem z odbiorem, więc piłka poleciała w ścianę. Kolejną zagrałam skróta, który dziewczyny przyjęły rewelacyjnie i wykonały swoją akcje. My miałyśmy pasywny blok i piłka poleciała w okolice 13 metra. Ja z tego powodu, że byłam najbardziej wysunięta w tył szybko pobiegłam podbić piłkę. Kiedy rzuciłam się siatkarskim padem poczułam ostry ból w dolnym odcinku pleców. Na dodatek prześliznęłam się na koniec sali głową w stronę boiska. Libero, która za mną biegła pobiła piłkę do Pauliny, która zdobyła pkt z ataku. Próbowałam podnieść się na łokciach ale ból był nie do zniesienia. Na twarzy namalowany miałam cierpiący grymas.

- Oleś co jest? - podbiegł do mnie trener z fizjoterapeutą.

- Coś mi w... plecach strzeliło... Boli jak cholera.

- Nie ruszaj się. - nakazał pan Leszek. Dziewczyny podeszły do nas zaskoczone. Leżałam na brzuchu a fizjoterapeuta masował mi obolałe miejsce sprawdzając na pierwszy "rzut oka" co się stało. - Boli jak naciskam na kręgosłup? - pytał.

- Nie. Tak jakby obok. - złapałam się za bolące miejsce.

- Doktorze, co się dzieje? - usłyszałam głos Winiarskiego.

- Myślę, że to spięcie mięśni. Zati, skocz po maść tą czerwoną, zostawiłem u siebie. - tak jak szybko to powiedział tak Zati pobiegł do gabinetu. - dajcie nam 5 min, a wróci na boisko. - spojrzał się na mojego trenera, dziewczyny i Skrzatów, którzy najwidoczniej zjawili się tu szybciej niż ja zwijałam się z bólu. Dziewczyny jak i trener odeszli na ławki z powodu przerwy lekarskiej. Nawet nie zauważyłam kiedy Winiar usiadł przy mojej głowie. Po chwili wrócił Paweł z czterema maściami w rękach.

- Nie wiedziałem, która... - pan Leszek podszedł do niego i wyciągnął tą największą. - Musicie mi się tu kręcić pod nogami? - spytał kiedy przemknął przed nim Kłos.

- My tu wspieramy koleżaneczkę. - powiedział Facundo.

- Będzie lepiej jak stąd pójdziecie. Nie dość, że zwijam sie z bólu to jeszcze muszę się na was patrzeć. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby kiedy próbowałam podnieść się na łokciach.

- Pyskata gadka ci została. Nic ci nie jest. - powiedział Winiarki, poczochrał moje włosy i poszedł razem z chłopakami.

- Czemu taka niemiła jesteś dla nich? - spytał lekarz kiedy zaczął naciskać na miejsce bólu.

- Mam... zły dzień... po prostu... - mówiłam z przerwami.

- Będzie dobrze. - zakończył rozmowę mocniej mnie masując. Po trzech minutach ból zaczął ustępować. Pan Leszek po zakończeniu mini zabiegu spytał się jak się czuję. Powoli wstałam, wyprostowałam plecy i spojrzałam na niego.

- Poruszaj się trochę. - nakazał. Zrobiłam o co prosił. Pokręciłam biodrami w lewo, prawo. Wygięłam się i schyliłam. Wyglądało, że wszystko jest w porządku, ale kiedy chciałam się wyprostować znowu wykrzywiłam twarz. Nie bolało to tak bardzo jak wcześniej. Tylko, że tak powiem ścisnęło.

- Doktorze i jak? - spytał trener.

- Myślę, że na dzisiaj koniec z treningiem. Pojedziemy jutro na badania...

- Ale ja mogę grać, nic mi nie jest...

- Nie ma mowy, słyszałaś co pan Leszek powiedział. - zgromił mnie wzrokiem trener Wojtek.

- Ale nic mi nie jest... Nie boli mnie... - nienawidziłam kiedy nie mogłam dokańczać treningu z powodu kontuzji. Czułam się wtedy taka bezbronna i słaba. Zależało mi na tym żeby skończyć mecz. Już nie tylko z powodu pleców, ale i z tego, że nie miałam dzisiaj najlepszego dnia w życiu. Nie mogłabym sobie darować tego, że kontuzja spierdoli mi ten dzień jeszcze bardziej. Przegrywałyśmy, prawda? Nie chciałam żeby dziewczyny źle wypadły z powodu braku mojej formy, ale prawda jest taka, że bywa na meczach tak, że jak jeden zawodnik nie ma dnia to reszcie też się na tym odbija. Nie zapominajmy, że siatkówka to sport drużynowy a nie indywidualny. Poszczególne indywidualności pracują nad jednym zwartym ciałem. Kiedy jeden "narząd" nie pracuje, inne zaczynają iść w tą samą stronę.

- Chcesz się gorzej czegoś nabawić? Idź się przebrać, skończyłaś dzisiaj. - powiedział i poszedł w stronę zszokowanych dziewczyn. Nie dziwiło mnie to. Trener był zły.

- Ale trenerze, ja mogę... - pobiegłam za nim nie czując jak plecy mi przeszkadzają.

- Co chcesz tym udowodnić!?

- To, że zasługuję na opaskę kapitana. Moja drużyna przegrywa, a kontuzja nie może się na nich odbić. - powiedziałam chyba nieświadomie. Odkąd jestem w tym klubie zawsze wmawiano nam, że na krechę pod numerem trzeba sobie zasłużyć. Spontaniczne decyzje chyba najlepiej mi wychodziły więc postanowiłam się tego czepić. Dziewczyny uśmiechnęły się w moim kierunku.

- Na boisko... Nie chcę potem słyszeć od ciebie Walczak, że cię plecy bolą... - syknął i odszedł. Trener miewał czasem takie humorki, więc wszystkie byłyśmy do tego przyzwyczajone. Ja udałam się napić wody i weszłam na parkiet za pozostałymi. Koleżanki pytały się mnie czy wszystko dobrze. Odpowiedziałam, że tak. Naszym celem było wygranie i dokończenie treningu. Doprowadziłyśmy do tie break'a. Rozgrywająca z drużyny wystawiała już do mnie mniej piłek. Po każdym ataku i zagrywce czułam na sobie wzrok trenera, doktorka i Skrzatów. No tak. Można by rzec, że się sprzeciwiłam trenerowi. Pomińmy to. Tie break'a niestety przegrałyśmy 15:13, ale ja byłam dumna z "mojego" team'u i z siebie samej. Czułam swoje plecy jednak poczucie zmęczenia było tak duże, że o tym zapomniałam. Po skończonym meczu powoli położyłam się na ziemi żeby się rozciągnąć. Dziewczyny zrobiły to samo, ale w krótszym czasie. Kiedy jako ostatnia podeszłam po swoją wodę usłyszałam głos trenera.

- Walczak... Trzymaj... - rzucił opaską w moją stronę. - od dawna na nią zasługujesz.

- Trenerze, przepraszam... - poczułam się winna.

- Daj spokój. Jutro widzę cię na badaniach. Nie chcę stracić kolejnego kapitana. - powiedział kładąc rękę na moim ramieniu. - Nie zapomnij przynieść koszulek meczowych, trzeba dorobić kreskę. - zaśmiał się i odszedł. Ja tylko obróciłam opaską w ręce. O matko. To się chyba nie dzieje na prawdę. - pomyślałam.

Kiedy weszłam do szatni wszystkie dziewczyny się na mnie rzuciły. nie mogłam oddychać. Krzyczały coś, śmiały się. Dokładnie nie wiedziałam o czym mówią. Cieszyłam się, że trafiłam do takich dziewczyn. Chwile poobgadywałyśmy trenera, doktorka, skrzatów i udałyśmy się do swoich domów. Była godzina koło 22 kiedy wyszłam z hali. Wsadziłam do uszu słuchawki z ulubioną piosenką i kroczyłam do domu. Moje nogi serdecznie odmawiały mi już posłuszeństwa. Kiedy byłam skupiona na muzyce ktoś położył rękę na moim ramieniu. Odskoczyłam na 87326478634 metrów i spojrzałam na winowajcę.

- Co wy robicie!? Posrało was!? Chcecie żebym miała zawał!? - wydarłam się na siatkarzy.

- Nie chcielibyśmy żeby nasza szanowna pani kapitan kopnęła w kalendarz. - stwierdził Wrona.

- Darujcie sobie. - powiedziałam i ruszyłam do domu.

- Ej, czekaj. Nie powinnaś sama chodzić o tej porze. - krzyknął Winiarski.

- Nie jesteście moimi rodzicami. - syknęłam zmęczona rozmową z nimi. Nagle zadzwonił mój telefon. Na ekranie wyświetlił się napis - mama. Od razu odebrałam. Moja rodzicielka dzwoniła z wiadomością, że nie wraca do domu na noc ponieważ jest u koleżanki na babskim wieczorze. Super noc się zapowiada - pomyślałam.



*********************************************************************************

No i mamy trzeci rozdział.
Teraz posty będą pojawiać się co tydzień ponieważ zaczęła się szkoła i koniec semestru.
Do tego styczeń mam bardzo napięty przez różne akcje itp.
Do zobaczenia za tydzień. Piszcie dłuuuuugie komentarze, które uwielbiam czytać ;)


CZYTASZ? -> KOMENTUJ

sobota, 3 stycznia 2015

2. Czy tam też byłaś taka mądra?

- Musimy kiedyś razem zagrać. - stwierdził Wojtek.

- Nie ten poziom. - powiedziałam.

- Wierzymy w to, że trener Wojtek dobrze szkoli swoje zawodniczki. - uśmiechnął się Winiarski.

- Ale ja mówiłam o was. - śmiechłam. No tak moja gadka się zaczyna przy nich wyostrzać. Chłopaki trochę się zmieszali. - żartowałam przecież. Luzujcie w majtach. - śmiałam się dalej.

- Ej to nie było śmieszne. - odezwał się Karol.

- Zapraszamy na trening. - wtrącił Paweł.

- A ja bym tak sobie mogła?

- Coś się załatwi - puścił mi oczko Karollo.

- Dobrze, to może kiedyś się zgadamy. Muszę już lecieć do zobaczenia. - pożegnałam się i poleciałam do Julki, która wyszła z hali. Była trochę w szoku.

- Co się stało? - spytałam.

- Rozmawiałaś z nimi? - gdybyście widzieli wtedy jej minę. O matko.

- Tak, co w tym złego? - nie rozumiałam jej pytania.

- No bo wiesz... Skra... - ciągnęła jak mogła.

- Jak to Winiarski stwierdził "Z jednego boiska" - zacytowałam Michała.

- Chyba muszę się uspokoić. - zaśmiałam się.

W drodze do domu oczywiście musiałam jej opowiedzieć co? Jak? O co? Za ile? Z kim? Czemu? I dlaczego? Wszystko przez tą jedną, niewinną rozmowę. Mówiłam, gdybyście widzieli jej minę... Dobra nie oszukujmy się. Ja w duszy pewnie sikałam tęczą ze szczęścia, ale zawsze staram się tego nie okazywać. Jestem nieśmiała, niezbyt otwarta na nowe znajomości. Z siatkarzami to już w ogóle. Ale to przecież normalni ludzie. Wiele razy to mówili w mediach. No ale co zrobić. Są takie rasy ludzkie na ziemi jak hotki. Według mnie one nie mają prawa wchodzić na mecz. Sami sobie odpowiedzcie na pytanie dlaczego tak uważam. Mogę dodać, że Julka nie była hotką. Nie mdlała na ich widok z kilku kilometrów, nie sikała jak, któryś się na nią spojrzał. Prawda, wypytywała mnie o szczegóły, ale była po prostu za bardzo podekscytowana.

Następnego dnia do szkoły miałam na 8. Niestety musiałam wstać o 6 co było dla mnie odwieczną katorgą. Bo kto nie lubi spać? Jednym zdaniem, byłam niewyspana. Jak Walczak jest nie wyspana to lepiej bez kija nie podchodź.

No nic, jak na dobrą uczennicę przystało trzeba było wybrać się do szkoły. Wstałam ledwo żywa z łóżka, podeszłam do szafy po czyste ubrania i powędrowałam ślimaczym tempem do łazienki. Całe szczęście nie byłam takim żółwiem na boisku, bo trener w tym przypadku cisnął by mnie 3625 razy ciężej niż teraz.

Ubrana i w miarę wyglądająca na żywą istotę ziemską zeszłam na dół zjeść śniadanie. Oczywiście nie obyło się bez porcji owsianki z rana. To taka moja cenna porcja energii. Rodzice szykowali się do pracy. Przy stole omówili ze mną jak cały tydzień będzie wyglądał. Wyszło na to, że praktycznie nie będzie ich w domu. Mama ma trzy ważne rozprawy, tata prawdopodobnie wyjeżdża służbowo do Wrocławia. Żyć nie umierać. Cały dom tylko dla mnie. Zacznijmy od tego żebym ja w ogóle bywała w tym miejscu. Ustaliliśmy, że jakbym coś potrzebowała to mam dzwonić do mamy. Szczerze? I tak wyjdzie na to, że zawracam jej gitarę. Tata wyjeżdża podczas kiedy ja będę swoim tyłkiem zajmować 3/4 boiska na treningu. Kiedy wszystko było już przez nas - czytaj rodziców, ustalone skończyłam śniadanie i pędziłam na autobus. Siecią zkm jechałam przez 30 min. Wolałam jechać dłużej jednym autobusem niż krócej z przesiadką. Gdzie tu logika? Według mnie jakaś jest. W końcu kiedy ja mam się nad swoim życiem zastanowić jak nie w autobusie pełnym zagubionych ludzi? Oj, uwielbiam to robić. Można by żec, że zmieniam się w rasowego obserwatora. Ukryta w swoich myślach i słuchawkach siedzę przez 30 min i zastanawiam się nad tym co dana osoba może sobie myśleć. Czasami wychodzą niezłe myśli. Wręcz śmieje się sama z siebie, że potrafię coś takiego wymyślić. Zdarzają się przypadki, ostatnio częściej, że myślę o sobie. Żyję w pośpiechu, nie mam nawet kiedy znaleźć dla siebie czas. Szkoła, treningi, mecze i inne mniej ważne duperele. Nie ma się co dziwić. Takie życie sportowca. Czas dla siebie jest wypełniony treningami. Ale to może i nawet lepiej? Kiedy wchodzę na salę nic innego się nie liczy niż boisko i piłka. Wtedy jestem sama ze sobą. Swoim przeciwnikiem. Udanym treningiem to jest ten trening, na którym zaskakujesz samego siebie. Oczywiście zdarzają się mniej udane. Te, które uczą nas pokory, pracy i cierpliwości. Tak, tej ostatniej cechy ciągle mi brakuje. Cierpliwość przychodzi z dojrzewaniem. Im jestem doroślejsza tym cierpliwsza, ponieważ zaczynam rozumieć świat. Jako dziecko nie rozumiemy niektórych rzeczy. Wszystko chcemy teraz, natychmiast, a to czas pokazuje czy zasłużyliśmy na to i kiedy będzie nam dane to dostać.

Po autobusowych rozterkach przyszedł czas zmierzyć sie ze szkołą. Kiedy byłam już pod salą, w której miała odbyć się historia od razu podbiegła do mnie Julka.

- Hej. - przywitałyśmy się buziakiem w policzek.

- Hej. A co ty taka uradowana o godzinie 7.55? - spytałam patrząc na zegarek.

- Nie uwierzysz! Dzisiaj wybierają u nas nowego kapitana.

- Dlaczego? Przecież Monika świetnie sie spisuje. - byłam zdziwiona tą informacją, ponieważ same wybrałyśmy Monikę do tej roli. Owa dziewczyna jest rok starsza od nas. Gra na pozycji atakującej. Świetnie się dogadujemy. Mimo, że jest <była?> kapitanem to nie odbiła jej sodówka do głowy.

- Monika odchodzi do Atomu. - powiedziała smutno.

- To dlatego trener wyjechał? - spytałam. No tak. Fakty się trochę pokrywały.

- Tak. - potwierdziła moje przypuszczenia. Po tym słowie zadzwonił dzwonek. - A wiesz kto ma szansę na krechę pod numerem? - cwaniacko poruszyła brwiami.

- Coś mi chcesz tymi brwiami zasugerować? - zaśmiałam sie gdy wchodziłyśmy do sali historycznej.

Rozmowie przerwała nauczycielka. No fakt. Lekcja się zaczęła. Temat... Jaki był temat? Chyba II wojna światowa. Osobiście nie lubię lekcji historii. Z rana zawsze usypiam na nich. Albo się staram tego nie robić. Później i tak czeka na mnie niemiecki, angielski, matma, polski i dwie biologie. Żyć nie umierać. Podczas lekcji snułam się między salami niczym ninja. Czułam sie jakaś nieobecna. Nie docierało do mnie ani to co mówiła Julka ani to co mówili nauczyciele. Czasem miewałam takie dni. Miałam do tego prawo. Lekcje skończyłam o 14.30. Bez słowa ruszyłam w stronę domu. Kiedy weszłam ciążyła nade mną samotność. Pusty dom... Ogromny... Rodzice w pracy... Myślicie, że mam ułożone życie? Myśli bywają czasem zabójcze.

O godzinie 16 byłam już na hali. Siedziałam z brodą opartą na barierkach, które znajdowały się na trybunach. Moim zajęciem było patrzenie na czternastu, spoconych dwumetrowców. Mój trening był przewidziany na 18.30 więc miałam przysłowiową "kupę" czasu, więc z torby postanowiłam wyciągnąć telefon ze słuchawkami. W takich momentach lubiłam słuchać muzyki i patrzeć na grających. Wiecie jak to odpręża? Normalnie macie wszystko. Siatkówkę i muzykę. To jest raj.

Po jakiejś godzinie kiedy moje powieki były bliskie zapadnięcia w sen, ktoś dotknął mojego ramienia tak, że aż podskoczyłam z siedzenia.

- Jezu, nie strasz człowieka! - powiedziałam przestraszona i spojrzałam na winowajce.

- Sorry, ale trener zauważył, że siedzisz już tak od godziny i kazał mi cię na dół zabrać. - tłumaczył się Włodarczyk.

- Sorry, nie mam dzisiaj dnia... Zostanę t...

- Nie ma mowy, idziesz ze mną. - jak powiedział tak zrobił. Wziął moją torbę treningową, złapał mnie za rękę i praktycznie siłą zabrał na dół. Reszta siatkarzy uśmiechała się znacząco. Myśleli, że tego nie widziałam!? Ha! Widziałam! A może tego chcieli? Mniejsza o to. Nie miałam najmniejszej ochoty na żarciki z ich strony.

- Co panienka tam tak spała? - spytał trener Miguel.

- Powiedzmy, że z zaciekawieniem patrzyłam na tych otóż dwumetrowców, którzy dziwnie sie teraz na mnie patrzą i myślą, że nie widziałam ich cwaniackich twarzy jak wchodziłam, trenerze. - skończyłam swoją jaśnie długą wypowiedź.

- Czy tam też byłaś taka mądra? - spytał Kłos.

- Na pewno byłam i jestem mądrzejsza od ciebie. - odgryzłam się. No tak, Walczak się nie wyspała.

- Eee, panowie na boisko ! - zaśmiał się i pogonił swoich zawodników na pole gry.

Usiadłam sobie na ławce i obserwowałam. Dwumetrowce oczywiście nie mogły się powstrzymać od niepopisywania się. Razem z trenerem śmialiśmy się cały czas. Poczynając od zagrywki Winiara w głowę Wrony, aż po przejechanie Zatiego między nogami Muzaja. Takich akcji było jeszcze mnóstwo. Chłopaki praktycznie nie mogli się skupić na treningu. Widocznie trener też odpuścił sobie pracę na dzisiaj ponieważ odkąd zeszłam na dół to buzia mu się nie zamknęła. Po długiej wyczerpującej rozmowie na temat kto, jakie ma buty spojrzałam na zegarek. Była 18. Przeprosiłam i podziękowałam trenerowi za miłą pogawędkę i udałam się szybko do szatni. Po drodze wpadłam na Julkę, która nie była zdziwiona na mój widok. No tak. Lubiłam przychodzić dużo szybciej kiedy miałam zły dzień. Wymieniłyśmy ze sobą znaczące spojrzenia. Wiedziała, że coś się stało. Czekała mnie chyba poważna rozmowa. Udałyśmy się do naszej szatni. Niektóre dziewczyny były już na miejscu. Kiedy się przebierałam w pomieszczeniu przelatywały zdania na temat nowego kapitana. Średnio mnie to interesowało. Dzisiejszego dnia było ze mną kiepsko, więc po co się jeszcze dołować innymi problemami. Kiedy skończyłam wiązać buty szybko złapałam butelkę z wodą i wyszłam z szatni. To pierdolenie działało mi na nerwy.

Kiedy weszłam na sale Skrzaty były już po treningu. Leżeli bezczynnie na podłodze.
Ja tylko postawiłam swoją wodę przy ławce i wyszłam na środek boiska. Z prawej ręki ściągnęłam gumkę i związałam nimi swoje długie włosy. Siatkarze uważnie mi sie przyglądali. Po ogarnięciu kudłów, podeszłam do siatki i ręką przejechałam po taśmie na całej długości. Sprawdziłam również czy antenki są dobrze przymocowane. W końcu udałam się do wózka z piłkami. Wyciągnęłam jedną i odbiłam nią parę razy o podłogę. Nie zauważyłam kiedy na granicy mojej prywatności znalazł się Mariusz.

- Idealna? - spytał z uśmiechem.

- Nie ma rzeczy idealnych. - zakręciłam piłkę na palcu patrząc w oczy siatkarza.



*********************************************************************************

Okej, więc mamy dzisiaj drugi rozdział. ;)
Liczę na wasze komentarze.
Rozpisujcie się na dole !

CZYTASZ? KOMENTUJ !