- Nie sądziłem, że zobaczę cię w takim wydaniu… - powiedział przyjmujący.
- Nie spodziewałam się dzisiaj gości… Godziny ci się pomyliły Włodarczyk. – obróciłam się w jego stronę.
- Przepraszam, że cie nie uprzedziłem, ale Karol lata i tylko narzeka.
- Bo on nic innego nie robi… - zaśmiałam się i wróciłam do jajecznicy. Wojtek podszedł do mnie żeby sprawdzić co robię. – chcesz trochę? – spytałam.
- Marnie wyglądasz… - powiedział lustrując mnie wzrokiem. – nie będę ci podbierał. – dodał opierając się tyłkiem o blat.
- Nie dożyjesz do imprezy… - powiedziałam grożąc drewnianą łyżką.
- Myślisz, że w tym stroju wyglądasz groźnie? Zabawna. – zaśmiał się.
- A ty myślisz, że jesteś taki cwany z tym tekstem? – powiedziałam mieszając na patelni. – jesteś w błędzie. – dodałam patrząc na niego.
- A ty gówniaro zaraz spalisz sobie jajecznicę… - powiedział podkradając mi kawałek sera.
Nie zwracając na niego uwagi dokończyłam robienie śniadania. Wojtek tylko z uśmiechem usiadł przy stole. Ja z pełnym talerzem i kubkiem kakaa dosiadłam się.
- Nie udław się. – rzucił ironicznie jak tylko wzięłam do buzi kęs bułki.
- Zrobię to specjalnie dla ciebie. – odgryzłam się machając widelcem w jego stronę.
- Nie kracz jak Andrzej… - dodał.
Postanowiłam trochę pożartować z przyjmującego. Więc pod koniec jedzenia mojego śniadania udałam, że zostało mi coś w gardle. Zaczęłam zabawnie kaszleć. Wojtek zrobił wielkie oczy. Powiedział żebym sobie z niego jaj nie robiła bo to nie jest śmieszne. Ja udawałam, że nie mogę nic powiedzieć. Odsunęłam krzesło od stołu i wstałam jak poparzona. Wojtek zrobił to samo i szybko znalazł się przy mnie. Oj jestem wredna… Ale gdybyście widzieli jego minę. Chłopak zaczął klepać mnie po plecach a drugą ręką trzymał mnie za dłoń. Tak naprawdę to jedzenie, którym miałam się „zakrztusić” już dawno było w żołądku. No ale po chwili bolały mnie już plecy i zaczęłam się po prostu śmiać. Wojtek stanął zdezorientowany. Ja tylko przykryłam drugą dłonią usta.
- Nie mogłam się powstrzymać. – powiedziałam śmiejąc się. Włodarczykowi nie było do śmiechu. Stał obrażony.
- Wiesz jak mnie przestraszyłaś!? Odbiło ci. – powiedział. Ja przypadkiem spojrzałam na nasze dłonie. Siatkarz dalej trzymał mnie za rękę.
- Mmm… Przepraszam. – puściłam rękę, wzięłam pusty talerz i powędrowałam zanieść do zlewu. – Zostajesz do 19.30? – po chwili spytałam obracając się w jego stronę.
- Już chcesz mnie wygonić ksztusicielko ? – powiedział z lekkim uśmiechem.
- Tego nie powiedziałam… - wzięłam z blatu kuchennego swój telefon. – chodź, chyba, że się boisz. – kiwnęłam głową idąc w kierunku schodów. Wojtek tylko przewrócił oczami i dogonił mnie na schodach. Kiedy weszliśmy do mojego pokoju siatkarz bacznie się rozglądał po pomieszczeniu. Ja tylko rzuciłam się plackiem na łóżko. Przyjmujący skierował swój wzrok na półkę, która zwała się „Krew, pot i samolot – czyli nagrody Walczak i drewniany samolot”
- Masz więcej statuetek niż ja. – parsknął śmiechem.
- Nie podlizuj się. – powiedziałam odciągając twarz od poduszki.
- Będziesz tak leżeć bezczynnie?
- Ładuje baterie przed sylwestrem. – mruknęłam kiedy siatkarz usiadł na skraju łóżka.
- Jestem ciekaw jak idzie Karolowi i Andrzejowi…
- No chyba domu nie roznieśli.
- Obyś miała rację. – podrapał się po głowie Wojtek.
- Mmm… Wojtek? - oparłam się o ścianę siadając po turecku z poduszką przytuloną do ciała naprzeciwko siatkarza.
- Hm? – mruknął z zaciekawieniem.
- Skąd wzięła się siatkówka w twoim życiu? – spytałam bo zawsze pytam się ludzi, którzy grają. Uważałam, że niektóre historie są bardzo ciekawe.
- Moi rodzice byli zawodnikami. Mama przyjmująca, tata środkowy. Kiedy już zacząłem rozumieć świat podpatrywałem rodziców na treningach. W wieku 10 lat sam już chciałem grać. Nie naciskali mnie, bym został siatkarzem, ale cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni. – zaśmiał się. – Wiesz, że najpierw byłem rozgrywającym?
- Tak? Ja też… Od trzech lat gram jako przyjmująca.
- Żałujesz przejścia? – zdziwiło mnie jego pytanie.
- Nie… Sama chciałam… W moim odczuciu rozegranie sprawiało mi tylko na początku przyjemność. Potem to przerodziło się w zwykłą rutynę, której później miałam serdecznie dosyć.
- No a skąd się wzięło to granie? – uśmiechnął się siatkarz.
- Nie mam sportowej rodziny, więc nie miałam po kim to odziedziczyć. Od podstawówki śmiano się ze mnie, że jestem jak żyrafa… W 4 klasie moim wychowawcą został wuefista, który interesował się siatkówką. Można by powiedzieć, że grał nawet w jakimś amatorskim klubie. To przez niego poszłam w kierunku siatkówki. Dziękuję mu za to przed każdym meczem. Może to być głupie, ale jeszcze nic i nikogo nie pokochałam tak bardzo jak siatkówkę… - schowałam swoje rumieńce w poduszkę.
- Dlaczego tak uważasz? – zdziwił się.
- Mam prawie 18 lat… Powinnam być już kochana przez kogoś... – zwróciłam wzrok do okna. – Ugh. Nie lubię o takich rzeczach rozmawiać.
- Ej… Na pewno nie zostaniesz starą panną z kotami… Jestem pewny, że… - kiedy miał już dokończyć zdanie zadzwonił, któryś telefon. Usiadł bokiem do mnie i odebrał dzwoniący przedmiot. Ja bacznie obserwowałam jego osobę. A co miałam robić?
- Halo… A co?... U Walczak – dzięki pomyślałam. – A co się stało?... Dobra… już jadę… - przerwał połączenie i odwrócił głowę w moją stronę. – Kłos potrzebuje pomocy. Muszę lecieć… Będę o 19.30.
Wstaliśmy i ruszyliśmy swoje tyłki na dół. Odprowadziłam siatkarza do drzwi. W końcu musiałam je zakluczyć. Kiedy siatkarz opuścił mój dom była godzina 15. Miałam dokładnie 4h na przygotowania. Zdecydowałam dwie godziny przeleżeć z laptopem na kolanach w łóżku. Pogadałam z dziewczynami na wspólnej konferencji, poszperałam po wszystkich kontach, Jutubach, instagramach. O godzinie 17 zaczęłam się szykować. Odstawiłam kubek i talerz z „kolacją” do kuchni i podrałowałam do swojej garderoby. Oczywiście wzięłam czarną, rozkloszowaną sukienkę, czarne szpilki z koturną i szary żakiet. Z szuflady komody wyciągnęłam koronkową czarną bieliznę. Ubrania wyłożyłam na łóżku i zabierając stanik z majtkami powędrowałam do łazienki. Zimny prysznic to pogromca bólu mięśni oraz pobudzacz. Umyłam się żelem i umyłam włosy. Oczywiście musiałam postać 15 min z maską na włosach. Po 30 min wyszłam spod prysznica i stanęłam na mięciutkim dywaniku łazienkowym. Wytarłam swoje ciało i założyłam bieliznę. Wysmarowałam się rumiankowym masłem. Postanowiłam nie zakładać rajstop, ponieważ miałam nienagnne nogi. Wystarczyło pozbyć się małych włosków. Co też uczyniłam. Założyłam szlafrok i zabrałam się za ogarnianie twarzy i włosów. Postawiłam na bardzo delikatny makijaż. Nie lubiłam się malować, ale jak były okazje to no. Trzeba. A czemu nie lubiłam? Czułam, że moja twarz pod tymi wszystkimi kosmetykami nie oddycha. Jakbym zabrała jej dopływ powietrza. No nic. Z szuflady wyciągnęłam lekki podkład, puder i pędzle. Dołożyłam jeszcze jasny róż na policzki i zabrałam się za oczy. Postawiłam na małą, wywiniętą kreskę i wytuszowane rzęsy. Tyle mi wystarczyło żeby czuć się zapchaną na twarzy. Przeniosłam swoją uwagę na włosy. Wysuszyłam je zimnym powietrzem i zakręciłam na dużą lokówkę. Uwielbiałam majstrować przy swoich włosach. Miałam na ich punkcie lekką obsesje. Kiedy już się ubierałam do domu weszli moi rodzice. Szybko spojrzałam na zegarek – 19.15. No Walczak, wyrobiłaś się. Ubrałam obcasy, zabrałam torbę i poleciałam na dół.
- I jak? – spytałam swoich rodziców.
- Cudownie wyglądasz córciu. – podeszła do mnie mama i ucałowała w czoło.
- Pamiętaj… Ostrożnie. – pogroził palcem tata.
- Nie przypominaj mi tego… Będę w dobrych rękach. – kiedy to powiedziałam usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Wiadomość od mojej taksówki.
„ Czekam przy samochodzie.”
- Ja już muszę lecieć. – zwróciłam się do mamy.
- Twój chłopak? – spytał tata spoglądając przez okno.
- Tatooo, Włodarczyk to nie mój chłopak… Nawet nie przyjaciel… Tylko znajomy. – wywróciłam oczami. – Tylko nie podglądajcie przez okno bo mi siary narobicie… - Pożegnałam się z nimi i wyszłam z domu. Czułam na sobie wzrok siatkarza opartego o swoje Audi. Stanęłam naprzeciwko niego.
- Możemy jechać?
- Może tak najpierw cześć? – parsknął – pięknie wyglądasz. – podszedł do mnie i pocałował w policzek na przywitanie.
*********************************************************************************
WITAJCIE !
Miesięczna przerwa była spowodowana szkołą... To były najgorsze dwa tygodnie w tym roku szkolnym.
Ale całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło. To jest już za mną!
Teraz przychodzę do was z nową energią i nowym rozdziałem!
Jeśli chodzi o częstotliwość publikacji to zostanę przy jeden rozdział na tydzień lub dwa. ;)
Ale nie martwcie się, jeśli najdzie mnie większa wena to szykujcie się nawet na dwa w tygodniu ;)
Piszcie swoje opinie MISIE ! ANONIMOWI TEŻ MOGĄ PISAĆ KOMENTARZE. OD TEGO POSTA. ;)
CZYTASZ ? -> KOMENTUJ !
Rozdział super :) Jestem ciekawa co wydarzy sie na tym sylwestrze, więc mam nadzieję, że wena Cię nie opuści ;)
OdpowiedzUsuń:) Włodi ma wyczucie :)
OdpowiedzUsuńcudowny! mam nadzieje, że Włodi weźmie sprawy w swoje ręce ^^ z niecierpliwością czekam na kolejny! :D
OdpowiedzUsuńsuper. Już nie mogę doczekać się kolejnego. Mam nadzieje że Włodi weźmie sprawy w swoje ręce. Fajnie piszesz. Czekam z niecierpliwością na kolejny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:-*
Tak, tylko znajomy. A ten buziak w policzek to tylko tak dla zabawy? Eh, Walczak, aleś naiwna. ;D Ten sylwester pewnie przejdzie do historii. No ale dobra, niech się zabawią. ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tak wiem obiecałam coś dzisiaj rano. Yygh chcialam dobrze a wyszło jak zwykle. Co mogę powiedzieć (a raczej napisać) rozdział świetny z resztą jak zawsze. O mały włos moja droga przyjaciółko a miałabyś mnie na sumieniu. Dlaczgo? A mianowicie czytając rozdział napawałam się jakże cudownym smakiem wypieków mojej mamy. W momencie gdy Olka zaczęła się "dusić" ja wyobraziłam sobie mine Wojtka mi o mało co sama nie zeszłam z tego świata. :) hahaha Ta scena wygrała wszystko! Wszystko! Na koniec jeszcze dodam, że oboje są cholernie naiwni. No kurna na odległość 1km widać, że ich do siebie ciągnie. Jeszcze ten jakże przyjacielski buziak w policzek. Boki zrywać. Czekam na następny z relacjami z Sylwestra. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Karolina R. ;*