Uderzenie w głowę.
I wszystko nagle staje się rzeczywistością.
Poniedziałek.
Otwieram oczy. To był sen. Rozglądam sie. W pokoju jakby jasno. Beżowo-niebieskie ściany na miejscu. Zdjęcia na nich umieszczone są w tej samej pozycji. Hmm. Tylko moja pozycja jakoś zachwiana. No tak, można się tylko domyślić. Nogi na poduszkach, głowa pod kołdrą po drugiej stronie łóżka. Tylko ja mogę tak się obudzić po nocnych pogaduchach z kuzynką. Nie obyło się bez bolącego karku.
Podniosłam się siadając tyłkiem na łydkach. Przekręciłam głowę we wszystkie strony w celu znalezienia telefonu. Kiedy zauważyłam, że nie ma mojego białego cuda na szafce nocnej zaczęłam panikować. Nie dziwmy się. Była godzina 7 rano. Człowiek, bynajmniej ja [ chyba, że nie jestem człowiekiem ] nie kontaktuje ze światem o tak wczesnej porze. Dla mnie dzień zaczyna się po 10. Wtedy jestem w miarę ogarnięta i "trzeźwo" myślę. Szybkimi ruchami przeszukałam łóżko. Ni ma. Zajrzałam pod. No tak. Tak na prawdę moje blond włosy nie oddają ilorazu mojej inteligencji. W tym przypadku było inaczej. Telefon leżał na panelach pod łóżkiem. Jak on się tam znalazł? Tego nie wie nawet Voldemort. Wracając, leżałam na brzuchu z głową w dół. Nie miałam siły nawet dosięgnąć. Po chwili telefon zaczął dzwonić. Z grymasem na twarzy spadłam z łóżka i doczłapałam sie do mojego cuda. Dzwoniła Julia. Moja koleżanka z klubu. Dobrze się dogadywałyśmy. Chodziłyśmy również do tej samej klasy. Ale to tyle. Zadzwoniła z informacją o tym, że w szkole są zawody młodszych klas i mamy przyjść pomóc. Oczywiście najbardziej zadowolił mnie punkt, w którym jesteśmy zwolnione z całego dnia mozolnych lekcji. Tak, miałam dzisiaj do 17.10 zajęcia. Uwierzcie mi, dla mnie, śpiocha jest to odwieczna katorga. Mam tą przyjemność, że jestem w trzeciej klasie liceum i za niedługo kończę tą budę i ruszam w świat uczyć się tego czego mi się podoba. Albo mam taką nadzieje.
Po moich rozterkach jak to mi w życiu ciężko wstać z łóżka poczłapałam do szafy po czystą bieliznę i ubrania. Wolnymi ruchami przeszłam do swojej łazienki. Tak, dobrze przeczytaliście. Mam swoją łazienkę, ponieważ dom, w którym mieszkam jest ogromny i wypasiony dzięki moim rodzicom Nie mówiłam o ich pracy? Tata jest jakimś dyrektorem w firmie, którą ma z przyjacielem [ moim przyszywanym wujkiem ], a mama jest adwokatem. Rodzice Nie są zbyt sportowymi ludźmi. Zawsze mieli jakieś uwagi do mojej pasji. Ale gdyby mi nie pozwolili to i tak bym trenowała siatkówkę. Inaczej bym nie mogła. Dobra, może wróćmy. Moja poranna toaleta zajęła tylko 30 min. Mimo, że jestem rannym leniem to potrafię się szybko ogarnąć. Tak wiem to jest nielogiczne.
Kiedy wyszłam z łazienki była godzina 7.40. Do szkoły miałam na 9. Powoli zaczęłam ścielić łóżko, pakować rzeczy do czarnej torby. Wzięłam tylko swojego białego Iphone'a, klucze, beżowy portfel i słuchawki. Zeszłam na dół. Rodzice siedzieli przy stole zajadając się śniadaniem.
- Dzień dobry. - powiedziałam z uśmiechem siadając na krześle.
- Dzień dobry. Hm, nie widzę plecaka z książkami, więc jakie plany masz na dzisiaj? - spytał tata.
- Julia dzwoniła, że mamy przyjść pomóc przy zawodach. Jestem zwolniona z całego dnia. Później wrócę do domu po torbę i polecę na trening. - powiedziałam zajadając się czekoladowymi płatkami z mlekiem.
- No tak. siatkówka na pierwszym miejscu. A kiedy ty się pouczysz?
- Tomek, nie męcz jej. - powiedziała mama. - niedługo ma 18 lat. Poradzi sobie.
- Jeszcze trzy miesiące. - dodałam z uśmiechem.
- Tylko sobie krzywdy nie zrób. - rozchmurzył się tata.
Pożegnałam się z rodzicami. Z lodówki wzięłam małą butelkę wody, a od mamy kanapkę z kurczakiem, którą zrobiła mi na drugie śniadanie. Wszystko poszło do torby. Oczywiście w zapasie miałam kupony do Subway'a. Wyszłam z domu o godzinie 8.20. Do szkoły miałam 20 min pieszo. Na dworze była ładna pogoda, mimo że był to koniec października. Cholernie nienawidziłam ubierać się ciepło, ale wolałam zimę niż lato. Znowu nielogiczna myśl. Do uszu wsadziłam białe słuchawki i włączyłam swoją ulubioną playlistę z różnymi kawałkami. Trochę rapu, trochę popu, trochę wolnych piosenek. Słucham tego co mi wpadnie w ucho.
Powoli kroczyłam przez Bełchatowskie ulice, mijając przy tym halę Energia, na której trenuję ze swoim klubem. Uwielbiam ten obiekt. Najlepiej jest podczas meczy PGE Skry, męskiej sekcji siatkarzy. Młodsza, żeńska Skra, w której gram pomaga przy przygotowaniach. Oczywiście nie latamy przy samych siatkarzach ale rozkładamy sprzęt, kable, zajmujemy się miejscami dla kibiców itp. Jakieś drobne robótki, ale frajda ogromna. Oczywiście musimy być na każdym meczu obowiązkowo. To jest zasada klubowa. Nie dość, że kibicujemy "swojej" drużynie to również jest to dla nas dobra lekcja profesjonalnej siatkówki. Kocham tu przychodzić. To mój drugi dom. Co nie mogę powiedzieć tego samego o szkole. Kiedy zobaczyłam szkolne ogrodzenie zrobiło mi sie niedobrze. Oczywiście w przenośni. Przekroczyłam próg drzwi i od razu udałam się na sale gimnastyczną gdzie pierwsze klasy liceum rozgrywały mini turniej. Usiadłam za stolikiem gdzie razem z Julią będziemy się zajmować przerzucaniem punktów i protokołem. Kiedy już się rozsiadłam na salę weszła grupa pierwszoklasistek i trener "Cygan". Trener Rafał był nazywany cyganem, ponieważ wyglądał jak cygan mimo, że nim nie był. Kiedy mnie zobaczył od razu do mnie podszedł z protokołem i tablicą punktową. Za nim przybiegła Julia.
- Spokojnie, dopiero weszły na salę - uspokoiłam koleżankę.
- A to dobrze. Myślałam, że się spóźnię. Czaisz, autobus 876 mi zwiał. Musiałam iść na pieszo a przecież nie mam blisko. - odetchnęła z ulgą.
- Pójdziemy po zawodach do mnie? Wezmę rzeczy i pójdziemy na trening.
- Tak jasne. Ja mam swoje przy sobie. - odpowiedziała z uśmiechem. - A wiesz, że dzisiaj Cygan u nas prowadzi? Bo trenera Wojtka nie ma. - powiedziała popijając wodę.
- Tak? A czemu naszego nie ma? - spytałam ze zdziwieniem.
- Jakiś nagły wyjazd. Nie mam pojęcia, ale fajnie, że dzisiaj z Rafałem mamy.
- Zawsze go lubiłam. - stwierdziłam na koniec.
Przez całe zawody, które dziewczyny z naszej szkoły wygrały spędziłam wspaniale czas z Julią. Rozmowy nie było końca. Julia z reguły nie jest taka wygadana, ale dzisiaj przeszła samą siebie. Po turnieju udałyśmy się do mnie po rzeczy. Rodziców nie było w domu. Jak zwykle pochłonięci robotą. Była godzina 16. trening był na 17. Szybko spakowałam czarną torbę sportową z Nike i zbiegłam na dół po schodach gdzie czekała Julia. Ogarnięte wyszłyśmy z domu w stronę hali Energia. Dzisiaj siatkarze Skry mieli popołudniu siłownię, więc mogłyśmy cieszyć się boiskiem. Kiedy przekroczyłyśmy próg naszej świątyni udałyśmy się do szatni gdzie znajdowała się reszta dziewczyn. Byłyśmy zgraną paczką. Żadnych spin, współpraca w każdej sytuacji, nawet jak któraś wpadnie do szatni rozpłakana z okresem.
Tak jak mówiła Julia. Trening był z Cyganem. Najpierw rozgrzewka, odbicia w parach, atak, przyjęcie, zagrywka i gra. Dzisiaj miałyśmy mecz "kitak". Pierwszy set grany był na kiwki, drugi na ataki, a trzeci już normalnie. Ja grałam jako przyjmująca. Tak jak zawsze. Mam 186 wzrostu. Kiedyś byłam rozgrywającą ale znudziła mi się ta pozycja. Później dziękowałam trenerowi tego, że dał mi szansę gry na przyjęciu. Grałam razem z Julią, która była sypaczem. Świetnie się zgrywałyśmy. Czasem ciężko było odgadnąć nasze zagrania, a miałyśmy ich parę w "butach". Wynik był równy. Set z kiwkami przegrałyśmy, ale set drugi i trzeci był po naszej stronie. Szło bardzo równo. Prawie punkt za punkt. Oczywiście coś musiało mi się stać i nie kończyłam trzech bądź czterech akcji z rzędu. Trener ściągnął mnie na chwile z boiska. Otrzymałam o pe er kę. Chwilę posiedziałam żeby odetchnąć i wróciłam na boisko przy stanie 23-21 dla przeciwnego składu. Akurat wchodziłam na zagrywkę. Siatkówka jest znana z tego, że po krótkiej przerwie ciężko zaserwować tym bardziej, że ja zagrywałam z wyskoku. Co prawda istnieją przypadki typu Mariusz Wlazły czy Michał Ruciak gdzie im w zupełności nie przeszkadza owa przerwa. Udałam się na zagrywkę. Pierwsza przeszła przez siatkę ale moja ekipa zapunktowała blokiem. Potem wtargnął się błąd dziewczyn po drugiej stronie siatki. Już było 23-23. Ja dalej zagrywałam. Poszedł as. Mnie aż zrobiło się gorąco. Sądziłam, że pójdzie w aut albo w siatkę. Kolejną zagrywkę jaką wykonałam był skrót. Libero przeciwniczek nie podbiła. Jeszcze dwa - pomyślałam. Dziewczyny z przeciwnego składu były trochę zdezorientowane. Trener zaczął na nie się wydzierać. Jak to Cygan. Okej. Zagrywałam. Kolejny as. Nie wiedziałam nawet jak to zrobiłam. O pe er ka trenera mi w tym pomogła. miałyśmy meczową. Głęboki wdech. Ola dasz radę. - słowa na otuchę i jazda. Zaserwowałam, ale dziewczyny idealnie przyjęły. Rozegrały akcję przez środek ale nasza pierwsza libero pięknie obroniła piłkę do Julki. Julka widząc mnie w szóstej strefie zagrała ze mną "pajpa" gubiąc kompletnie blok. Tak wygrałyśmy cały mecz treningowy. Usłyszałyśmy oklaski dobiegające z górnych trybun.
Nie zdawałyśmy sobie sprawy, że obserwowały nas Skrzaty. Musieli skończyć siłownie szybciej. Podbiegłam do dziewczyn i powiedziałam im żebyśmy ustawiły się w jednej linii i ukłoniły się udając, że ściągamy kapelusz z głowy. Siatkarki pochwaliły mnie za pomysł i od razu przeszłyśmy do jego realizacji. Siatkarze trochę byli zmieszani ale potem już pokazywali swoje białe zęby w postaci serdecznego uśmiechu. Zmęczona wzięłam swoją butelkę wody i ruszyłam do szatni.
Była godzina 20 kiedy wyszłam z hali. Dobrze, że zabrałam cienką kurtkę ponieważ wieczorem robiło się chłodno. Czekałam na Monikę, która szła w tę samą drogę co ja. Po chwili z hali wyszło pięciu Skrzatów - Włodarczyk, Kłos, Wlazły, Winiarski i Zatorski. Trochę speszyłam się ich obecnością mimo, że trenuję w Skrze to praktycznie każda sekcja ma tak ułożony plan treningowy, że żadna grupa na siebie nie wpada. Dzisiaj był wyjątek. Spuściłam wzrok w dół i przechodziłam niecierpliwie z nogi na nogę.
- Bardzo ładnie zagrywasz. - powiedział Michał.
- Do mnie pan mówi? - spytałam zdezorientowana. Tak wiem, to normalni ludzie, ale ja po prostu jestem wstydliwa i nieśmiała.
- Jaki pan? Z jednego boiska to czemu od razu nie przejść na ty? - dopowiedział Kłos.
- Aleksandra Walczak. - wyciągnęłam rękę. Uścisnął ją, a po nim reszta Skrzatów.
*********************************************************************************
No to mamy pierwszy rozdział.
W komentarzach piszcie co sądzicie i co mogę poprawić.
CZYTASZ = KOMENTUJ
CZYTASZ = KOMENTUJ
ŻYCZĘ WAM UDANEGO SYLWESTRA I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU ! ;)
Wyczekiwany! Przyznał warto było TYLE poczekać :) według mnie wszystko bardzo dobrze ze sobą współpracuje. :) rozdział genialny, więc nie ma o co się przyczepić. Zastanawia mnie, który "poleci" na naszą główną bohaterkę. Czekam na następny (Mój stały tekst) i również życzę udanego sylwestra. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog. Czytam z uśmiechem na ustach. Masz talent, oby tak dalej!!! Czekam z niecierpliwością na kolejne części ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam cię do siebie - http://milosna-kombinacja.blogspot.com/
świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJa zapraszam abyś mój blog również dodała do obserwowanych.
UsuńObserwuje, anonimowo ;)
UsuńŚwietny rozdział :) Życzę weny i zapraszam do mnie http://siatkarskiee-marzenia.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! ;*
OdpowiedzUsuńZostaję tu do końca. Piszesz bardzo dobrze i nie ma się do czego przyczepić.
Ciekawe, kto stanie się amantem Oli. Może właśnie Kłos? :D
Pozdrawiam! ;*