wtorek, 14 lipca 2015

14. Skłam.

- Myślałaś, że się mnie nie pozbędziesz? – krzyknął.

- Jeszcze ci mało!? Zostaw mnie

- Chciałem ci przypomnieć… Albo będziesz grzeczna i nie pójdziesz na policje albo odbije się to na twojej rodzinie… - syknął mi prosto w twarz.

- Myślisz, że się ciebie boję? – nie byłam świadoma tego co mówię.

- A gdzie twoi koledzy? Co? Teraz pewnie się świetnie bawią bez ciebie… Nawet nie zauważyli, że cię nie ma. – Kiedy to usłyszałam, przeklęłam w duchu. Musiałam mu przyznać racje, przez co na mojej twarzy pojawił się grymas. – Co ? Zabolało? – dopytał jeszcze bezczelnie. – ciekawe co by się stało jakby któremuś stała się krzywda…

- Nie… waż… się… ich… dotknąć. – wysyczałam z bólu. Cały czas trzymał mnie mocno za ramiona. Wbijał te swoje ohydne łapy w moją skórę.

- Przypominam… Albo będziesz grzeczna albo coś się stanie… Mam cię na oku. – Poczułam jak rozluźnia dłonie. W mojej głowie szalała burza… W takiej sytuacji człowiek nie potrafi racjonalnie myśleć. Nawet taka osoba jak ja, która zawsze za dużo myśli. Czasem mogłabym się zabić swoimi myślami.

Po chwili zauważyłam jak odjeżdża. Poczułam ulgę. Tak. Ulgę. Chyba postanowił mi dać spokój na chwilę. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam dalej. Pogoda jak na pierwszy dzień stycznia nie rozpieszczała. Dobrze, że ten człowiek, bo inaczej nie umiem go nazwać, nie zabrał mi kurtki. Ale zarąbał mi chyba telefon, ponieważ nie mogłam go nigdzie znaleźć.

Starałam się iść ostrożnie ale było dosyć ślisko. Na policzkach co chwile czułam zimne łzy. Powiedzcie mi… Jak to wygląda? Idzie sobie dziewczyna w sukience ciemną drogą przy lesie… Niezbyt kolorowo, prawda? Przydarzyło wam się coś takiego? Mam nadzieje, że nie… Życie nigdy nie jest kolorowe. Nawet nie jest w różowych barwach. Jak to mawiają - „po burzy zawsze świeci słońce”. Może i się to sprawdza, ale burza zazwyczaj przychodzi niespodziewanie. Tak samo jest w życiu. Najpierw jest dobrze, a potem się sypie. A jak się sypie to czasem nawet i wszystko. Jestem tego żywym jeszcze przykładem. Od urodzenia co rusz pojawiały się jakieś problematyczne rozdziały w moim siedemnastoletnim życiu. Dziwię się, że jeszcze nie padłam z wycieńczenia psychicznego. Chociaż już w takowym byłam… Nie życzę tego nikomu.


Po chwili słabości zauważyłam za sobą światła. Dobrze wiedziałam, że to nadjeżdżał samochód. Po jaką cholerę ludzie jeżdżą o tej godzinie na tym zadupiu? – pomyślałam. Przecierając oczy od płaczu obróciłam się. Auto stanęło jakieś 10 m ode mnie. Z pojazdu wyszedł wysoki facet. Twarzy nie mogłam zobaczyć ponieważ raziły mnie reflektory. Owy człowiek powoli szedł w moim kierunku zastanawiając się kim jestem. Kiedy był już na wyciągnięcie ręki zobaczyłam twarz przyjmującego. Łzy zaczęły niekontrolowanie płynąć z moich oczu.

- Ej, mała… To ja… Wojtek. – usłyszałam ciepły głos nad sobą. Spojrzałam z ulgą w oczy siatkarza.

- Zabierz mnie stąd… Proszę… - szepnęłam tuląc się w jego tors.

Siatkarz mocno zamknął mnie w uścisku. Po chwili zabrał mnie do samochodu. Była godzina 3 w nocy. W aucie panowała cisza. Co chwile siatkarz zerkał w moją stronę. Usnęłam.


Rano.

Obudziłam się. W ciepłym, wygodnym łóżku. Tak, jakby nic się nie stało. Ale chwila… to nie mój pokój. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było nowocześnie urządzone. Brązowe ściany, czarne meble, duże łóżko, półka z medalami oraz drzwi wyjściowe i od łazienki. Na ziemi były jasne panele, a na nich beżowy, włochaty dywan. Przez duże okno wdrapywały się promienie słoneczne rozświetlając pokój. Spojrzałam na szafkę nocną, na której stał zegarek. Urządzenie wskazywało godzinę 9. Postanowiłam wstać z łóżka. Kiedy tylko się podniosłam poczułam ból w całym ciele. Odsłoniłam kołdrę i doznałam szoku. Na moim ciele były widoczne siniaki. Całe nogi, brzuch i ręce. Pominęłam fakt, że byłam ubrana w spodenki i za dużą koszulkę. Na krześle obok biurka leżały moje ubrania. Sukienka z wieczoru była cała brudna. Przeraził mnie fakt, że ktoś mógłby mnie przebrać…

Powoli wstałam. Udałam się do drzwi. Lekko je uchyliłam i wyjrzałam. W kuchni widziałam chłopaka, który siedział przy stole. Nie widział mnie, ponieważ siedział tyłem w moją stronę. Cichaczem wyszłam z pokoju i udałam się do niego.

- Gdyby nie ty… - zaczęłam mówić. Do moich oczu dostały się łzy. Siatkarz nerwowo obrócił się w moją stronę. Szybko do mnie podszedł. Ja natomiast odsunęłam się w tył parząc mu prosto w oczy.

- Nie zrobię ci krzywdy… - powiedział łagodnie. Dobrze wiedziałam, że nic mi nie zrobi. Ale wydarzenie z dzisiejszej nocy mi na to nie pozwalało.

- Nie mogę… - przetarłam swoje ramiona.

- Przepraszam, źle zacząłem… Zrobię nam herbaty. – podrapał się po głowie i udał się do kuchni. Ja natomiast przysiadłam spokojnie przy stole. Wiedziałam, że będę musiała wytłumaczyć to wszystko co się stało. Ale czy mogłam? Od 5 lat jestem nie ufna. A teraz? Chyba jeszcze bardziej. Po 10 min dołączył do mnie przyjmujący podstawiając mi pod nos kubek gorącej herbaty. Siedział naprzeciwko mnie i nic nie mówił. Czekał aż z mojego gardła popłyną jakieś dźwięki. Nie śpieszyło mi się. Ba, przecież ja chciałam tego uniknąć. Siedzieliśmy w ciszy przez kolejne 15 min rozkoszując się smakiem herbaty. Po chwili na swojej lewej ręce poczułam ciepłą dłoń siatkarza.

- Wojtek...Nie wiem jak to się stało, że akurat przejeżdżałeś tamtędy… Ale dziękuję ci za to, że mnie zabrałeś. – powiedziałam łamiącym się głosem. Ścisnęłam bardziej jego rękę. – dobrze wiesz, że sama sobie tego nie zrobiłam. – kiwnęłam głową na swoje ręce.

- Olu… Posłuchaj mnie teraz uważnie… - mówił spokojnie – Ten kto ci to zrobił. – przetarł lekko kciukiem po moich siniakach – osobiście dopilnuje żeby zgnił dożywotnio w pierdlu.

- To nie pierwszy raz… - przyciągnęłam gwałtownie rękę do siebie. Po moim policzku popłynęła łza.

- Zabije gnoja… - Włodarczyk wstał nerwowo od stołu.

- Przestań! – ja dalej siedziałam spokojnie na krześle. – On jest niebezpieczny. Nie chce żeby stała ci się krzywda… - ostatnie zdanie powiedziałam szeptem.

- To nie jest teraz ważne… - przykucając obrócił mnie w swoją stronę. – Dlaczego nie chcesz dać sobie pomóc? – spytał łagodnym głosem wiercąc mi w oczach dziury.

Ja natomiast zacisnęłam je i odwróciłam głowę w prawo żeby nie patrzeć na niego. Poczułam jak ciekną mi łzy.

- Myślisz, że to takie proste? – spytałam z ironią. – Miałam 12 lat kiedy zaczepił mnie wracającą z treningu… Na początku broniłam się słownie. Później już nic mi nie pomogło. Był, jest silniejszy ode mnie. Dwa miesiące się zbierałam… Wizyty u psychiatry, depresja… Dostał 5 lat… Rozumiesz? Miałam 12 lat… - zakryłam twarz dłońmi i się rozpłakałam na dobre.

- Ej… Ćśii… Już dobrze. – zmusił mnie do wstania.

Zamknął mnie w szczelnym uścisku. Czułam ogromne wsparcie z jego strony. Gdyby mnie nie znalazł nie wiem czy byłabym jeszcze żywa. Staliśmy tak jeszcze przez dwie minuty. Trwałoby to dłużej gdyby nie to, że w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Szybko wróciłam do kubka herbaty. Wojtek podrapał się po głowie i podszedł do lady, z której zabrał dzwoniący telefon.

- Winiar dzwoni. – zwrócił się do mnie. O nie… i co teraz? – pomyślałam.

- Skłam. – powiedziałam poważnie. To jedyna, racjonalna odpowiedź. Siatkarz oparł się o blat i odebrał słuchawkę.

- Cześć… Nie, nie znalazłem jej… - spuściłam wzrok na swoje palce, który stały się nadzwyczaj interesujące w tej chwili. – Na policje możemy iść po 48 godzinach… Pojadę zaraz do jej rodziców może jest w domu… Tak dam znać… Cześć. – pożegnali się kiedy odkładałam kubek do zlewu. Dołączyłam do Włodarczyka. Staliśmy tak chwilkę w ciszy.

- Nie powinniście się mną tak przejmować… - powiedziałam.

- Ej, nie pozwolę ci tak mówić, rozumiesz? – obrócił ciało w moją stronę łapiąc mnie za barki. Słowa, które przed sekundą powiedział zdziwiły mnie. Takiego wsparcia chyba nigdy nie miałam… Popatrzyłam na niego. Znowu ta czerwona lampka.

- Ja… - na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia – Chyba powinnam iść i doprowadzić się do normalnego wyglądu… - powiedziałam na co Wojtek głośno westchnął.

- W łazience przygotowałem ci ręczniki i czyste ubrania, które oddasz przy okazji… A ja zrobię śniadanie i potem cię odwiozę do domu. – wyszeptałam tylko dziękuję i udałam się do łazienki. Kiedy tylko się w niej zamknęłam od razu wskoczyłam pod prysznic. Zimny prysznic… Musiałam zmyć z siebie to wszystko. Ten cały ciężar, który wrócił po pięciu latach. Umyłam dokładnie całe ciało i włosy. Kiedy wyszłam z kabiny od razu poczułam się trochę lepiej. Owinięta w dwa ręczniki spojrzałam w lustro nad umywalką. Widziałam w nim dziewczynę, która nie potrafi sobie pomóc. Takie wrażenie miałam od zawsze. Ale kto wiedział, że moje życie się tak potoczy? Chyba to nawet Boga zaskoczyło.

Spokojnymi ruchami zaczęłam się wycierać. Rzeczy, które przygotował dla mnie przyjmujący były w rozmiarze XXL? A może XXXL? Tego to nie wiem. Chyba moje oczy nie łapały ostrości jak patrzyłam na metkę. Zwinnie wsunęłam się w strój treningowy Skry. Krótkie spodenki które dla mnie były dosyć długie i koszulkę. W spodniach podwinęłam nogawki do kolan a przód koszulki wcisnęłam za gumkę. Nie żebym grzebała, ale w szafce pod umywalką znalazłam suszarkę do włosów. Przecież nie mogę wyjść z mokrą głową na -20 stopni. Szybko uwinęłam się z ich suszeniem. W miarę gotowa wyszłam po 30 min z łazienki kierując się w stronę kuchni. Wojtek czekał już ze śniadaniem. Przygotował kanapki z różnymi dodatkami. Zjedliśmy je w ciszy po czym zawodnik udał się po klucze do samochodu.

- Mmm. Czekaj! – krzyknęłam kiedy otwierał drzwi od mieszkania. Spojrzał na mnie pytająco. – ja nie mogę wrócić do domu…

- Dlaczego? – spytał.

- Boję się.


*********************************************************************************


Witajcie w końcu w kolejnym!
Trochę dłużej mi to zajęło ale ważne, że jest ;)

Okej to wypisuuuuujcie się na dole bardzo proszę. ;)

JAK PODOBA WAM SIĘ NOWY WYGLĄD BLOGA? PISZCIE!




Czytasz - Komentuj !

6 komentarzy:

  1. Ja pieprze co za Skurwiel.... Wojtek dobrze gada, polać mu. Tak serio Ola musi coś z tym zrobić bo sie wykończy. Wiem, że nie chciała żeby siatkarze nie pytali o nic ale kłamstwo nie jest dobrą decyzją. Mam nadzieje, że skrzaty znajdą tego faceta i zrobią z nim porządek. Co do wyglądu... Bardzo mi sie podoba. Jak dla mnie dużo lepszy od poprzedniego. :) czekam na następny, który mam nadzieje pojawi sie szybciej. A jak nie to ja cię odpowiednio zmotywuje. :)
    Pozdrawiam,
    Karolina R. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. :/ zabić takiego to mało :/ ale dobrze, że Wojtek zjawił się w porę

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam słów na to, by opisać, jak bardzo współczuję Oli. Przecież to jeszcze dziecko! I została już raz skrzywdzona! Nie mogę sobie wyobrazić, co ona czuje. Naprawdę nie potrafię. Po czymś takim chybabym się załamała. Mam nadzieję, że u niej do tego nie dojdzie. Ma wsparcie Wojtka. Wiem, że to nie zawsze wystarcza, ale może na niego liczyć. Mam nadzieję, że się nie podda i nie pogrąży w bólu. Ten sukinkot na to nie zasługuje, nie zasługuje na jej łzy, ból, a nawet na jedną myślę jemu poświęconą!
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wykastrować, zabić i nie wiem co jeszcze zrobić z takim bydlakiem... Mam nadzieje ze to się jednak dobrze potoczy i w końcu Ola bedzie szczęśliwa. Wygląd strony super zresztą tak jak opowiadanie ;)
    Pozdro :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to jest, że komuś tak niezwykłemu przydarzają się takie okropne rzeczy? Z niecierpliwością czekałam na kolejny rozdział, a wchodząc tu dzisiaj, odetchnęłam z ulgą. Zanim jednak zaczęłam czytać, wzięłam głęboki oddech. To co on zrobił Oli, jest wprost odrażające. Obleśne. Złe! Wojtek ją uratował, co jest wielkim plusem. Dobrze, że ją znalazł... Wygląd bloga świetny, dodaje charakteru tej historii ;) teraz jestem ciekawa, co na to rodzice Oli! Życzę dużo weny dla kolejnego rozdziału i czekam z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie cudowne, czekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial. Przy wolnej chwili, zapraszam do siebie. Pozdrawiam. :* ;)

    OdpowiedzUsuń