piątek, 31 lipca 2015

15. Jestem jej narzeczonym.

Przyjmujący spojrzał na mnie i wyciągnął rękę nic nie mówiąc. Spojrzałam na nią szybko i głośno westchnęłam. Patrząc na niego spod byka chwyciłam z grymasem. Czemu muszę być taka uparta i marudna?

- Powiesz im kiedy będziesz chciała, ale pamiętaj, że im się to należy. – powiedział kiedy wsiadaliśmy do samochodu.

- Zostawię to na później… Najpierw trzeba się uporać z chłopakami. – odpowiedziałam zapinając pas.

Wojtek nic już nie odpowiedział. Tylko włączył silnik i ruszył w stronę mojego domu. Droga dłużyła mi się w nieskończoność, mimo, że było to tylko 20 minut. Kiedy byliśmy już pod budynkiem moje nogi nie chciały wyjść z pojazdu.

- Mam iść z Tobą? – spytał.

- Tak... - głośno westchnęłam kiedy drzwi od strony się zamknęły. Otworzyłam swoje i wyszłam z auta. Wojtek zamknął swój samochód i w ciszy udaliśmy się do drzwi. Kiedy przekroczyliśmy próg drzwi było słychać krzątanie w kuchni i włączony telewizor w salonie. Odłożyliśmy kurtki na wieszak i staliśmy tak dopóki nie weszła do przedpokoju moja mama.

- Mmm… Dzień dobry, Wojtek jestem. – powiedział siatkarz trochę zmieszany.

- A dzień dobry. Szczęśliwego nowego roku. – odpowiedziała z uśmiechem.

- Dziękuję i nawzajem. – uśmiechnął się.

- To my… Pójdziemy na górę bo mamy trochę pracy klubowej do roboty… - powiedziałam jąkając się. A podobno ze mnie taki dobry kłamca…

- Ojciec akurat zasnął przed telewizorem… Zejdźcie później na obiad. – pokiwała głową patrząc na tatę i zniknęła w kuchni. Pociągnęłam szybko Wojtka za rękę do mojego pokoju. Kiedy tylko zamknął za nami drzwi chciałam się do niego przytulić. Jednak pohamowałam swoje chęci.

- Wiem, że jest ci ciężko, ale grymas nie pomoże. – powiedział z lekkim uśmiechem. – to jak? Trzeba wziąć się za robotę klubową. – usiadł na krześle przy biurku dając mi możliwość zajęcia łóżka. Lekko się uśmiechnęłam i ległam na swoim łóżu. Siedzieliśmy tak w ciszy przez jakieś 5 minut. Trochę mnie to przyciskało do materaca. Trudne życie, ciężkie ciężary, masło maślane…

- Przyjmijmy scenariusz taki, że… przyjechałeś do mojego domu i rodzice powiedzieli ci że śpię… Ty jednak wszedłeś do mojego pokoju przez co się obudziłam… Powiedziałam ci, że kiedy wróciłam po torbę spotkałam starych znajomych z podstawówki i miałam iść do nich na godzinę ale się zasiedziałam i rozładował mi się telefon więc nie mogłam was powiadomić… i grzecznie wróciłeś do domu. - oplotłam swoje nogi i spojrzałam na zawodnika.

- Według mnie to powinniśmy powiedzieć im prawdę… przepraszam… Ty powinnaś. – oparł się brodą o oparcie krzesła obrotowego.

- Kiedyś…


Po jeszcze godzinnym siedzeniu i rozmawianiu na tematy nie związane z tą sytuacją siatkarz opuścił mój pokój i udał się do siebie. Kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi frontowych od razu do mojego pokoju przyleciała mama.

- Mieliście zejść na obiad… - powiedziała z zażenowaniem.

- Wojtek miał sprawę do załatwienia. Obiecał, że jeszcze skosztuje twoich dań. – powiedziałam obojętnie szperając w Internecie.

- A ten przemiły i przystojny chłopak to, twój chłopak? – mama spytała głaszcząc mnie po włosach.

- Mamo… Gdyby tak było to byście się dowiedzieli… Ale tak nie będzie więc nie mamy o czym mówić..

- Dobrze… Ale chcę się dowiedzieć pierwsza! – klasnęła w dłonie na co się zaśmiałam.

- Obiecuję, ale to się nie zdarzy przez najbliższe 50 lat… a teraz idź już bo mam ważny telefon. – skłamałam żeby pozbyć się mamy z pokoju. Wiem, wiem. Nie powinnam, ale no wybaczyłam sobie to.

Do końca dnia nie wychodziłam już z pokoju. Czytałam książkę, słuchałam muzyki, szperałam w Internecie. Robiłam wszystko żeby o tym nie myśleć. Na wieczór zaczęłam nawet sprzątać. Treningi wznawiałam dopiero stycznia więc miałam trochę czasu na poukładanie sobie tego wszystkiego. O godzinie 22 położyłam się wykąpana do łóżka. Dobrze wiedziałam, że trzeba zgłosić się na policję. On musiał trafić za kratki tym bardziej, że mojej rodzinie lub chłopakom mogła stać się krzywda. Jutro musiałam się zgłosić na komisariat. Wziąć się w garść. Zasnęłam.



Następnego dnia.

Wstałam o godzinie 9. Zeszłam na dół w jednoczęściowym dresie. Rodziców nie było. Na blacie w kuchni zobaczyłam kartkę z wiadomością, że wrócą wieczorem. Podrapałam się po głowie i poszłam na górę wziąć prysznic i umyć włosy. Ogarnęłam się w godzinę. Włosy zostawiłam nieułożone, a na ciało nałożyłam czarną bieliznę, czerwoną koszulę w kratę i czarne spodnie z wysokim stanem. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie śniadanie. Płatki z mlekiem – oryginalnie. Kiedy już siadłam z miską przy stole wzięłam do ręki swój telefon. Jedną ręką do ust powoli wsadzałam łyżkę z jedzeniem a drugą przewracałam telefon w dłoni. Zastanawiałam się czy jechać sama na policję czy poprosić Wojtka o pomoc. Z jednej strony za dużo dostałam od niego, ale z drugiej… Ten gnój cały czas jest na wolności. Odłożyłam urządzenie na stół i dokończyłam jedzenie śniadania. Kiedy skończyłam odstawiłam miskę do zlewu. Do drzwi zadzwonił dzwonek. Zmieszana niespodziewanym gościem podeszłam do wyjścia.

- Cześć, mamy problem… - wtargnął do mojego domu przyjmujący. O wilku mowa.

- Jaki? – spytałam zamykając za nim drzwi.

- Chłopaki są na ciebie wkurzeni… grzecznie mówiąc. – powiedział kiedy się do mnie odwrócił. – zrobią ci nalot na dom.

- Nie mam na nich siły dzisiaj… - spuściłam głowę na dół.

- Wychodzisz gdzieś? – spytał analizując mnie od góry do dołu.

- Muszę jechać do przyjaciółki zawieźć jej książki od biologii, bo biedna zostawiła je w szkole a marudzi, że musi się już zacząć uczyć… - podrapałam się po głowie. Powiedziałam wymijająco.

- Uczyć? Ona nie ma życia? – spytał zdziwiony.

- Taaak… Ona ma bzika na punkcie nauki więc się nie dziw. – powiedziałam idąc do kuchni. – chcesz coś do picia?

- Wodę poproszę. – siatkarz poszedł za mną.

W ciszy wzięłam kubek z szafki i wodę z lodówki. Podałam Włodarczykowi.

- O której jedziesz? – spytał nagle.

- Mmm. Za 20 min mam autobus. – wyglądał jakby mi nie wierzył. Nie wiedziałam co mam zrobić żeby to zrobił. Zawsze byłam przekonywująca…

Kiedy tylko Wojtek wypił wodę ja od razu poszłam po torbę na górę. Kiedy tylko zeszłam na dół widziałam jak siatkarz stoi i czeka na mnie przy drzwiach. Ubierając kurtkę czułam na sobie jego wzrok. Na stopy naciągnęłam, krótkie, brązowe buty emu. Z torby wyciągnęłam klucze.

- Może cię podrzucę? Po co masz tłuc się autobusami? – powiedział kiedy zakluczyłam drzwi

- Podziękuję. – uśmiechnęłam się lekko. I ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. W przeciągu 5 sekund poczułam rękę na swoim ramieniu. Przestraszyłam się.

- Nie jedziesz do koleżanki, prawda? – spytał.

- Jadę. – powiedziałam stanowczo.

- Wyjmij książki. – nakazał. Otworzyłam torbę i mu pokazałam.

- Jadę na policję… - powiedziałam cicho.

- Nie pozwolę ci samej jechać… Chodź wsiadaj. – powiedział lekko ciągnąc mnie do swojego auta.

- To się nazywa porwanie…

- To się nazywa pomoc i troska.

Od tego momentu żadne z nas się nie odezwało. Jechaliśmy 30 minut w ciszy. Na komisariacie też siedzieliśmy w ciszy. Na swoją kolej musiałam czekać godzinę. Ah ta policja… Lepiej późno niż wcale. Co przez ten czas robiliśmy? Nic. Siedzieliśmy obok siebie i żadne z nas nie raczyło coś powiedzieć. Ja z tego wszystkiego wyciągnęłam z torby słuchawki i wsadziłam do uszu puszczając wolną piosenkę. Wojtek spojrzał na mnie i prychnął. O co mu chodziło? Przecież nie będę się męczyć tą ciszą. Na policyjnym korytarzu byli różni ludzie. Młodzi, starzy. Ci starsi trzymali w dłoni zdjęcia dziewczyny… Chyba córki. Pewnie zaginęła. Współczułam im. Ona nie ma tyle szczęścia ile ja. O ile gwałt można nazwać szczęściem… Ale nie oszukujmy się, każda krzywda jest tragedią rodzinną.

Po ponad godzinie przyszła kolej na mnie. Wojtek uparł się, że wejdzie ze mną. Kiedy tylko wstaliśmy z miejsca siatkarz złączył nasze ręce. Było to trochę dla mnie za dużo, ale wiedziałam, że bije od niego wsparcie. Wiedział, że mimo, że tego nie okazywał to w głębi duszy byłam w rozsypce. Wielkiej. W pomieszczeniu znajdowało się dwóch funkcjonariuszy. Usiedliśmy naprzeciwko jednego z nich. Chłopak dalej trzymał mnie za rękę.

- Dzień dobry, w czym możemy pomóc? – spytał policjant.

- Ja chciałam zgłosić gwałt.

- Są na to jakieś dowody? Bo takie stwierdzenie nie jest mocnym zgłoszeniem. – zaczął ze mną wywiad.

- Jeśli pamięta pan dwunastoletnią dziewczynę brutalnie zgwałconą pięć lat temu przez Tomasza Dubałę to wracam tu do pana po tych pięciu latach zgłosić się ponownie…

- Dobrze to pamiętam. Postaram się pani pomóc… Ale muszę zacząć od procedur… Ma pani 18 lat?

- 20 lutego skończę…

- A więc jest pani niepełnoletnia, nie możemy przyjąć zeznań bez obecności rodziców… - powiedział funkcjonariusz.

- Jestem jej narzeczonym, proszę o dyskrecję względem rodziców jeśli moja narzeczona o to poprosi.



*********************************************************************************


Witam po ponad dwóch tygodniach ;)
Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale po prostu nie mogłam się wziąć za pisanie... Stanęłam w miejscu, ale dzisiaj siadłam i napisałam cały rozdział ;)

Zostawiam go wam !
Piszcie swoje opinie oczywiście. ;) 10 komentarzy się uda? Tylko dluuuuugie opinie... Nie satysfakcjonuje mnie tylko buźka .. ;) chce widzieć tez wasze zaangażowanie w tego bloga ! 


Czytasz - komentuj !

wtorek, 14 lipca 2015

14. Skłam.

- Myślałaś, że się mnie nie pozbędziesz? – krzyknął.

- Jeszcze ci mało!? Zostaw mnie

- Chciałem ci przypomnieć… Albo będziesz grzeczna i nie pójdziesz na policje albo odbije się to na twojej rodzinie… - syknął mi prosto w twarz.

- Myślisz, że się ciebie boję? – nie byłam świadoma tego co mówię.

- A gdzie twoi koledzy? Co? Teraz pewnie się świetnie bawią bez ciebie… Nawet nie zauważyli, że cię nie ma. – Kiedy to usłyszałam, przeklęłam w duchu. Musiałam mu przyznać racje, przez co na mojej twarzy pojawił się grymas. – Co ? Zabolało? – dopytał jeszcze bezczelnie. – ciekawe co by się stało jakby któremuś stała się krzywda…

- Nie… waż… się… ich… dotknąć. – wysyczałam z bólu. Cały czas trzymał mnie mocno za ramiona. Wbijał te swoje ohydne łapy w moją skórę.

- Przypominam… Albo będziesz grzeczna albo coś się stanie… Mam cię na oku. – Poczułam jak rozluźnia dłonie. W mojej głowie szalała burza… W takiej sytuacji człowiek nie potrafi racjonalnie myśleć. Nawet taka osoba jak ja, która zawsze za dużo myśli. Czasem mogłabym się zabić swoimi myślami.

Po chwili zauważyłam jak odjeżdża. Poczułam ulgę. Tak. Ulgę. Chyba postanowił mi dać spokój na chwilę. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam dalej. Pogoda jak na pierwszy dzień stycznia nie rozpieszczała. Dobrze, że ten człowiek, bo inaczej nie umiem go nazwać, nie zabrał mi kurtki. Ale zarąbał mi chyba telefon, ponieważ nie mogłam go nigdzie znaleźć.

Starałam się iść ostrożnie ale było dosyć ślisko. Na policzkach co chwile czułam zimne łzy. Powiedzcie mi… Jak to wygląda? Idzie sobie dziewczyna w sukience ciemną drogą przy lesie… Niezbyt kolorowo, prawda? Przydarzyło wam się coś takiego? Mam nadzieje, że nie… Życie nigdy nie jest kolorowe. Nawet nie jest w różowych barwach. Jak to mawiają - „po burzy zawsze świeci słońce”. Może i się to sprawdza, ale burza zazwyczaj przychodzi niespodziewanie. Tak samo jest w życiu. Najpierw jest dobrze, a potem się sypie. A jak się sypie to czasem nawet i wszystko. Jestem tego żywym jeszcze przykładem. Od urodzenia co rusz pojawiały się jakieś problematyczne rozdziały w moim siedemnastoletnim życiu. Dziwię się, że jeszcze nie padłam z wycieńczenia psychicznego. Chociaż już w takowym byłam… Nie życzę tego nikomu.


Po chwili słabości zauważyłam za sobą światła. Dobrze wiedziałam, że to nadjeżdżał samochód. Po jaką cholerę ludzie jeżdżą o tej godzinie na tym zadupiu? – pomyślałam. Przecierając oczy od płaczu obróciłam się. Auto stanęło jakieś 10 m ode mnie. Z pojazdu wyszedł wysoki facet. Twarzy nie mogłam zobaczyć ponieważ raziły mnie reflektory. Owy człowiek powoli szedł w moim kierunku zastanawiając się kim jestem. Kiedy był już na wyciągnięcie ręki zobaczyłam twarz przyjmującego. Łzy zaczęły niekontrolowanie płynąć z moich oczu.

- Ej, mała… To ja… Wojtek. – usłyszałam ciepły głos nad sobą. Spojrzałam z ulgą w oczy siatkarza.

- Zabierz mnie stąd… Proszę… - szepnęłam tuląc się w jego tors.

Siatkarz mocno zamknął mnie w uścisku. Po chwili zabrał mnie do samochodu. Była godzina 3 w nocy. W aucie panowała cisza. Co chwile siatkarz zerkał w moją stronę. Usnęłam.


Rano.

Obudziłam się. W ciepłym, wygodnym łóżku. Tak, jakby nic się nie stało. Ale chwila… to nie mój pokój. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było nowocześnie urządzone. Brązowe ściany, czarne meble, duże łóżko, półka z medalami oraz drzwi wyjściowe i od łazienki. Na ziemi były jasne panele, a na nich beżowy, włochaty dywan. Przez duże okno wdrapywały się promienie słoneczne rozświetlając pokój. Spojrzałam na szafkę nocną, na której stał zegarek. Urządzenie wskazywało godzinę 9. Postanowiłam wstać z łóżka. Kiedy tylko się podniosłam poczułam ból w całym ciele. Odsłoniłam kołdrę i doznałam szoku. Na moim ciele były widoczne siniaki. Całe nogi, brzuch i ręce. Pominęłam fakt, że byłam ubrana w spodenki i za dużą koszulkę. Na krześle obok biurka leżały moje ubrania. Sukienka z wieczoru była cała brudna. Przeraził mnie fakt, że ktoś mógłby mnie przebrać…

Powoli wstałam. Udałam się do drzwi. Lekko je uchyliłam i wyjrzałam. W kuchni widziałam chłopaka, który siedział przy stole. Nie widział mnie, ponieważ siedział tyłem w moją stronę. Cichaczem wyszłam z pokoju i udałam się do niego.

- Gdyby nie ty… - zaczęłam mówić. Do moich oczu dostały się łzy. Siatkarz nerwowo obrócił się w moją stronę. Szybko do mnie podszedł. Ja natomiast odsunęłam się w tył parząc mu prosto w oczy.

- Nie zrobię ci krzywdy… - powiedział łagodnie. Dobrze wiedziałam, że nic mi nie zrobi. Ale wydarzenie z dzisiejszej nocy mi na to nie pozwalało.

- Nie mogę… - przetarłam swoje ramiona.

- Przepraszam, źle zacząłem… Zrobię nam herbaty. – podrapał się po głowie i udał się do kuchni. Ja natomiast przysiadłam spokojnie przy stole. Wiedziałam, że będę musiała wytłumaczyć to wszystko co się stało. Ale czy mogłam? Od 5 lat jestem nie ufna. A teraz? Chyba jeszcze bardziej. Po 10 min dołączył do mnie przyjmujący podstawiając mi pod nos kubek gorącej herbaty. Siedział naprzeciwko mnie i nic nie mówił. Czekał aż z mojego gardła popłyną jakieś dźwięki. Nie śpieszyło mi się. Ba, przecież ja chciałam tego uniknąć. Siedzieliśmy w ciszy przez kolejne 15 min rozkoszując się smakiem herbaty. Po chwili na swojej lewej ręce poczułam ciepłą dłoń siatkarza.

- Wojtek...Nie wiem jak to się stało, że akurat przejeżdżałeś tamtędy… Ale dziękuję ci za to, że mnie zabrałeś. – powiedziałam łamiącym się głosem. Ścisnęłam bardziej jego rękę. – dobrze wiesz, że sama sobie tego nie zrobiłam. – kiwnęłam głową na swoje ręce.

- Olu… Posłuchaj mnie teraz uważnie… - mówił spokojnie – Ten kto ci to zrobił. – przetarł lekko kciukiem po moich siniakach – osobiście dopilnuje żeby zgnił dożywotnio w pierdlu.

- To nie pierwszy raz… - przyciągnęłam gwałtownie rękę do siebie. Po moim policzku popłynęła łza.

- Zabije gnoja… - Włodarczyk wstał nerwowo od stołu.

- Przestań! – ja dalej siedziałam spokojnie na krześle. – On jest niebezpieczny. Nie chce żeby stała ci się krzywda… - ostatnie zdanie powiedziałam szeptem.

- To nie jest teraz ważne… - przykucając obrócił mnie w swoją stronę. – Dlaczego nie chcesz dać sobie pomóc? – spytał łagodnym głosem wiercąc mi w oczach dziury.

Ja natomiast zacisnęłam je i odwróciłam głowę w prawo żeby nie patrzeć na niego. Poczułam jak ciekną mi łzy.

- Myślisz, że to takie proste? – spytałam z ironią. – Miałam 12 lat kiedy zaczepił mnie wracającą z treningu… Na początku broniłam się słownie. Później już nic mi nie pomogło. Był, jest silniejszy ode mnie. Dwa miesiące się zbierałam… Wizyty u psychiatry, depresja… Dostał 5 lat… Rozumiesz? Miałam 12 lat… - zakryłam twarz dłońmi i się rozpłakałam na dobre.

- Ej… Ćśii… Już dobrze. – zmusił mnie do wstania.

Zamknął mnie w szczelnym uścisku. Czułam ogromne wsparcie z jego strony. Gdyby mnie nie znalazł nie wiem czy byłabym jeszcze żywa. Staliśmy tak jeszcze przez dwie minuty. Trwałoby to dłużej gdyby nie to, że w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Szybko wróciłam do kubka herbaty. Wojtek podrapał się po głowie i podszedł do lady, z której zabrał dzwoniący telefon.

- Winiar dzwoni. – zwrócił się do mnie. O nie… i co teraz? – pomyślałam.

- Skłam. – powiedziałam poważnie. To jedyna, racjonalna odpowiedź. Siatkarz oparł się o blat i odebrał słuchawkę.

- Cześć… Nie, nie znalazłem jej… - spuściłam wzrok na swoje palce, który stały się nadzwyczaj interesujące w tej chwili. – Na policje możemy iść po 48 godzinach… Pojadę zaraz do jej rodziców może jest w domu… Tak dam znać… Cześć. – pożegnali się kiedy odkładałam kubek do zlewu. Dołączyłam do Włodarczyka. Staliśmy tak chwilkę w ciszy.

- Nie powinniście się mną tak przejmować… - powiedziałam.

- Ej, nie pozwolę ci tak mówić, rozumiesz? – obrócił ciało w moją stronę łapiąc mnie za barki. Słowa, które przed sekundą powiedział zdziwiły mnie. Takiego wsparcia chyba nigdy nie miałam… Popatrzyłam na niego. Znowu ta czerwona lampka.

- Ja… - na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia – Chyba powinnam iść i doprowadzić się do normalnego wyglądu… - powiedziałam na co Wojtek głośno westchnął.

- W łazience przygotowałem ci ręczniki i czyste ubrania, które oddasz przy okazji… A ja zrobię śniadanie i potem cię odwiozę do domu. – wyszeptałam tylko dziękuję i udałam się do łazienki. Kiedy tylko się w niej zamknęłam od razu wskoczyłam pod prysznic. Zimny prysznic… Musiałam zmyć z siebie to wszystko. Ten cały ciężar, który wrócił po pięciu latach. Umyłam dokładnie całe ciało i włosy. Kiedy wyszłam z kabiny od razu poczułam się trochę lepiej. Owinięta w dwa ręczniki spojrzałam w lustro nad umywalką. Widziałam w nim dziewczynę, która nie potrafi sobie pomóc. Takie wrażenie miałam od zawsze. Ale kto wiedział, że moje życie się tak potoczy? Chyba to nawet Boga zaskoczyło.

Spokojnymi ruchami zaczęłam się wycierać. Rzeczy, które przygotował dla mnie przyjmujący były w rozmiarze XXL? A może XXXL? Tego to nie wiem. Chyba moje oczy nie łapały ostrości jak patrzyłam na metkę. Zwinnie wsunęłam się w strój treningowy Skry. Krótkie spodenki które dla mnie były dosyć długie i koszulkę. W spodniach podwinęłam nogawki do kolan a przód koszulki wcisnęłam za gumkę. Nie żebym grzebała, ale w szafce pod umywalką znalazłam suszarkę do włosów. Przecież nie mogę wyjść z mokrą głową na -20 stopni. Szybko uwinęłam się z ich suszeniem. W miarę gotowa wyszłam po 30 min z łazienki kierując się w stronę kuchni. Wojtek czekał już ze śniadaniem. Przygotował kanapki z różnymi dodatkami. Zjedliśmy je w ciszy po czym zawodnik udał się po klucze do samochodu.

- Mmm. Czekaj! – krzyknęłam kiedy otwierał drzwi od mieszkania. Spojrzał na mnie pytająco. – ja nie mogę wrócić do domu…

- Dlaczego? – spytał.

- Boję się.


*********************************************************************************


Witajcie w końcu w kolejnym!
Trochę dłużej mi to zajęło ale ważne, że jest ;)

Okej to wypisuuuuujcie się na dole bardzo proszę. ;)

JAK PODOBA WAM SIĘ NOWY WYGLĄD BLOGA? PISZCIE!




Czytasz - Komentuj !

piątek, 3 lipca 2015

13. Czułam, jak umieram.

*Perspektywa trzecioosobowa*

Po 20 minutach czekania na jakiś znak życia domownicy przerwali ciszę.

- Która godzina? – spytał Uriarte.

- Dochodzi pierwsza… - powiedział Wojtek spuszczając wzrok w podłogę.

- A co jak ona wróciła do domu? – spytał Kłos.

- Ta jasne, a ja jestem baletnicą… Przecież mówiła że zaraz wróci. – oburzył się przyjmujący.

- Może się zgubiła? – spytał Maciek.

- Ma ktoś numer do jej rodziców? – dopytał Zati.

- A po co nam numer jej rodziców? – spytał ironicznie pytaniem na pytanie Wlazły.

- W razie takich nagłych sytuacji… - oburzył się Paweł.

- Może pojedziemy do nich? – zarzucił pomysł Wrona.

- I co im powiemy? Dobry wieczór, zgubiliśmy państwa córkę? Myśl Andrzej. – skarcił do Włodraczyk.

- Z resztą jakby się znalazła to po co robić aferę z jej rodzicami… - oznajmił Winiarski.

- Zamiast coś zrobić to siedzicie i gadacie… - do salonu weszły dziewczyny.

- Ruszcie tyłki, trzeba ją znaleźć… - powiedziała żona atakującego Skry.

- Dobra, macie racje. Idziemy chłopaki. – zarządził jeden z najstarszych. –Karol bierz Andrzeja, ja z Mariuszem, a Woj…

- Pojadę samochodem… Nie piłem nic. – przerwał Wojtek Winiarskiemu łapiąc kurtkę. – Jeśli ktoś ją znajdzie od razu niech dzwoni.

- Jesteśmy za nią odpowiedzialni… - dodał Michał kiedy byli już na dole i musieli się rozdzielić.

Michał z Pawłem poszli w stronę centrum, a Karol z Andrzejem na obrzeża. Włodarczyk wsiadł do swojego Audi i postanowił przejechać się po wszystkich ulicach. Ma 17 lat… Dlaczego pozwoliłem jej iść samej? – pomyślał kiedy włóczył się po centrum.



*perspektywa Oli*

Nie wiem jak długo jechaliśmy i gdzie. Byłam związana na tylnym siedzeniu. Okna były przyciemniane więc nic nie wiedziałam. Oczywiście moje rzeczy zostały zabrane, więc nie miałam nawet jak zadzwonić czy coś w tym stylu. Po dłuższej chwili samochód się zatrzymał. Mężczyzna wysiadł z auta. Ja siedziałam skulona i przerażona. Wiedziałam do czego jest zdolny. Wystarczy zajrzeć w papiery żeby dowiedzieć się za co siedział w więzieniu. Dlaczego mnie to spotkało?

Nagle tylne drzwi się otworzyły. Szarpnął mnie za nogi i wyciągnął siłą z auta. Zauważyłam, że kierujemy się do jakiegoś opuszczonego domku. Byliśmy na obrzeżach miasta. Albo tak mi się wydawało… Nie miałam nawet siły z nim walczyć. Byłam wyczerpana psychicznie. Położył mnie na jakimś zimnym materacu i powiedział, że zaraz się mną zajmie. Wyszedł. Ja szybko rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wybite okna, obdrapane ściany z graffiti, jakaś komoda i stare ubrania. Siedziałam skulona w kącie. Po 10 minutach wrócił.

- Zimno? Zaraz cię rozgrzeje siatkareczko… - powiedział kładąc moją torbę na krześle.

- Uważaj żebyś się nie poparzył… - odpowiedziałam ironicznie.

- Uuu, pyskata się zrobiłaś od naszego ostatniego spotkania. – zaśmiał się gardłowo.

- Życie mnie tego nauczyło… A wiesz? Nauczyło mnie teraz tego, żeby lać wodę w sali sądowej żeby takie gnoje jak ty dostawali więcej do odsiedzenia.

- Zaraz zamknę ci tą wyszczekaną mordę księżniczko. – powiedział i pociągnął mnie za nogi.

Zaczęłam się szarpać, ale to nic nie dawało. Usiadł na mnie okrakiem i zaczął odpinać moją kurtkę. Wrzeszczałam i płakałam jak tylko mogłam. Ale czy to wystarczyło? Ha. Bujda. Po chwili mężczyzna wessał się w moją szyję. Jego obślizgłe ręce w dalszym ciągu mnie rozbierały. Byłam rozerwana psychicznie. Sęk w tym, że byłam ubrana w sukienkę bardzo mi nie odpowiadał. Szybko na swoich pośladkach poczułam ucisk. Łzy lały się strumieniami, a serce biło bardzo nierytmicznie. Krzyczałam, żeby przestał ale on tylko powtarzał wyzwiska na moją osobę. W końcu jego wielkie łapy weszły do miejsca, w którym nie powinny się znaleźć. To bolało. Krzyczałam z bólu z jakim on to robił. Starałam się resztkami sił coś wskórać, ale na nic. Całe moje ciało było bezsilne i obolałe. Siniak na siniaku. Nie wiem jak długo to trwało ale zostawił mnie w spokoju. Wyszedł gdzieś. Ja leżałam z podwiniętą sukienką i ściągniętymi majtkami. Nie miałam siły. Czułam się jakbym była martwa. Zimno otoczyło moje bezbronne ciało. Po jakiś 5 min on wrócił. Wrócił z jakąś saszetką. Podejrzewacie co to było? Ja nie chciałam dopuścić tej myśli do głowy. Rozerwał opakowanie i ściągnął spodnie. Ja zacisnęłam związana oczy bo nie chciałam na to patrzeć. Moja histeria w dużym stopniu się nasiliła. Po chwili czułam go w sobie. Tak bardzo bolało. Wszystko. Robił to szybko. A ja z każdym ruchem cierpiałam jeszcze bardziej… Czułam, jak umieram.



*perspektywa trzecioosobowa*

Siatkarze bezskutecznie od godziny szukali Oli. Informowali się na bieżąco.

- Macie coś? – powiedział przez telefon Winiar do Kłosa.

- Pijani ludzie na ulicy się liczą? – spytał środkowy.

- Nie żartuj w takiej sytuacji… - skarcił go starszy.

- Przepraszam. – powiedział kończąc rozmowę.

Michał po skończeniu rozmowy ze środkowymi zadzwonił do przyjmującego.

- Wojtek… Jak tam?

- Pusto…

- Znajdziemy ją. – pocieszył go Misiek.

- Nie mamy wyjścia.

-Daj znać. My postaramy się coś wymyślić… Zadzwonimy na policje jak nie znajdziesz.

Mariusz razem z Winiarskim przeszli cały Bełchatów. Karol z Andrzejem również przeszli całe obrzeża. Nigdzie nie mogli znaleźć przyjmującej. Po skontaktowaniu się z dziewczynami doszli do wniosku, że wracają do domu. Postanowili na miejscu coś wymyślić. Wojtek natomiast dalej szukał. Wyjechał nawet na trasę w kierunku Łodzi. Szukał wszędzie, ale to było bez sensu. Ciemno za oknem samochodu. Jak miał ją znaleźć?



*Perspektywa Oli*

- Przestań już! – krzyczałam przez płacz.

- Musisz ponieść konsekwencje tych pięciu lat, skarbie.

- Spal się w piekle gnoju!

- I żebyś przypadkiem nie szła na policje – powiedział uderzając mnie w twarz.

- Zginiesz marnie w wiezieniu zboczeńcu! – krzyczałam na całe gardło.

- Umrzesz tutaj, suko.

Po tym wszystkim mężczyzna zostawił mnie samą w opuszczonym domku. Byłam sama. Cholernie się bałam. Chciałam żeby mnie ktoś znalazł. Chciałam obudzić się z tego koszmaru w ciepłym łóżku. Moje ciało było rozebrane. Nie mogłam się nawet podnieść. Ból mi w tym przeszkadzał. Emocje, łzy, wszystko… Zostawił mnie jak psa. Jak zużytą zabawkę, która jest do wyrzucenia. Tak się czułam. Ja coś czułam? Ironia.

Czy warta jest moja ucieczka od tego wszystkiego? Jedną z opcji było zamarznięcie na śmierć. Drugą zaś szukania pomocy. Ale czy byłam na tyle silna? Po 15 minutach postanowiłam zawalczyć o swoje życie i nie dać się pokonać. Albo bynajmniej chciałam podjąć próbę wydostania się z tego bagna. Kiedy podniosłam klatkę piersiową poczułam ból w podbrzuszu. Nie zdziwiło mnie to. Zagryzłam zęby i się ubrałam. Przynajmniej moja kurtka zimowa była ze mną. Temperatura na pewno była poniżej zera. Powoli, podpierając się ściany wstałam z materaca. Z cierpieniem ukazanym na mojej buzi wzięłam torbę i wyszłam z tego upiornego domu. Nie wiedziałam gdzie jestem. Po prawej stronie od drzwi rozciągał się ciemny las. Wiecie co wtedy myśli tchórz? Oj lepiej żebyście nie wiedzieli co mi po głowie chodziło. Po lewej stronie ode mnie ciągnęła się polna droga. Ledwo na nogach udało mi się zejść po małych schodach. O mały włos a bym jeszcze kostkę skręciła na lodzie. Szłam na boso. Nie myślałam o obcasach. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w Bełchatowie. Powoli, otulona kurtką szłam drogą. Nie wiedziałam dokładnie gdzie ona prowadzi. Było pusto i ciemno. Nie dość, że bałam się zwierząt leśnych to i bałam się duchów i rzeczy paranormalnych. Tak… Jestem tchórzem. Po 15 min drogi wyszłam na główną ulicę z nadzieją, że będzie jechał samochód. Auto z dobrymi ludźmi. Chwiejąc się przeszukałam kieszenie i torbę.

- Telefonie… Gdzie jesteś jak jesteś potrzebny… - powiedziałam do siebie płacząc.

Niestety. Poszukiwania pomocy straciły sens. Wszystko straciło sens. Ja… nawet nie wiedziałam kim jestem. Osoba taka jak ja to ma przesrane życie. Wszystko dotyka mnie sto razy bardziej niż innych. Wszystko przeżywam pięćset razy mocniej. Tego nie da się określić. Wrażliwa, nieufna, przywiązująca się… Kto by taką chciał. Z taką przeszłością?

Po chwili usłyszałam jakiś dźwięk. Szum był coraz większy. Za sobą widziałam światła. To musiał być samochód. Odwróciłam się i zaczęłam machać przerażona. Samochód stanął przede mną. Nie widziałam kierowcy. Przeszkadzały mi światła. Nagle z auta wysiadła postać. Wielka, czarna postać. Przeszła mnie myśl że on wrócił. Miałam nadzieje, że nie… Ale nadzieja matką głupich. Postać bardzo go przypominała. Odwróciłam się i zaczęłam biec. Nie widziałam za dobrze ponieważ zaczął padać deszcz.

- Stój! – usłyszałam jego głos za sobą. Stanęłam. Stanęłam jak wryta. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Nie odwróciłam się. Słyszałam jak postać biegnie. Po chwili poczułam jak ktoś mnie ściska.

- Zostaw mnie!- zaczęłam się szarpać. Nie chciałam kolejnej powtórki. Popełniłabym wtedy samobójstwo. Moja psychika nie istniała w tym momencie. Dlaczego? Dlaczego, mnie to spotkało?






*********************************************************************************




Witajcie w kolejnym !
I jak? Podoba się?
Mi tak średnio. Myślę, że nie ma to ani składu ani ładu. Sądzę, że nie potrafię opisywać takich rzeczy. No ale cóż.
Czekam na wasze opinie. ;)
Przepraszam że tak skacze perspektywami. Sama nie lubię takich opowiadań, ale w tej sytuacji ukazuje dynamikę akcji ;)


CZYTASZ - > KOMENTUJ !

W ZAKŁADCE -> NOMINACJE POJAWIŁ SIĘ POST. JEŚLI CHCECIE SIĘ CZEGOŚ O MNIE DOWIEDZIEĆ TO ZAPRASZAM ! 
W ZAKŁADCE -> PYTANIA JEŚLI CHCECIE PYTAJCIE !



środa, 24 czerwca 2015

12. Zostawiłam trobę na ławce.

W samochodzie nie odezwaliśmy się ani słowem. Ta cisza mnie strasznie męczyła. Zawodnik był skupiony na prowadzeniu samochodu. Do Kłosowatego jechało się jakieś 20 min. Po tym czasie staliśmy już na podziemnym parkingu. Wyciągając z bagażnika swoje rzeczy udaliśmy się do windy. Fak… nienawidzę wind. Na moje nieszczęście musieliśmy jechać aż na 9 piętro. Myślałam, że zejdę na zawał. Wojtek dziwnie się na mnie patrzył kiedy głośno wypuściłam powietrze z płuc.

- Nie gadaj… Boisz się windy? – zaśmiał się.

- Patrząc na moją minę to chyba już znalazłeś odpowiedź. – kiedy to powiedziałam drzwi owej tortury się otworzyły. Z korytarza było słychać już głośną muzykę. Przyjmujący zapukał trzy razy i po chwili otworzył nam rozbawiony Kłos.

- Witam moje gołąbeczki! – wykrzykując te słowa uniósł ręce do góry.

- Nie rozpędzaj się tak… - przywitałam się z nim i szybko poleciałam do Olki, która krzątała się w kuchni. Za sobą usłyszałam tylko : coś ty jej zrobił? Zaśmiałam się w duchu, ponieważ Karol chyba się jeszcze nie nauczył co potrafię powiedzieć. Przywitałam się z dziewczyną Karola oraz z Zatorskiego, Muzaja, Winiara i Wlazłego. Tak, wszyscy już chyba byli. Dziewczyny okazały się bardzo sympatyczne. Nie czułam się obca w tym gronie. Nawet dowiedziałam się, że dziewczyna Maćka jest w moim wieku. Od razu kamień spadł mi z serca, że nie jestem najmłodsza. Po 15 min pogawędki do mieszkania środkowego wparowali Nico z Conte, którzy w rękach mieli torby jedzenia i napojów alkoholowych. Tak się zastanawiałam… Kto to wszystko wypije? Imprezka na 30 osób więc nie ma co się dziwić. Całe szczęście Kłosowaty miał duuuże mieszkanie.

- Facu! Polewaj! – krzyczał Andrzej o godzinie 21. – trzeba oblać rok 2013! – tak jak kolega go prosił tak przyjmujący zrobił.

Nalał wszystkim po szampanie. Wypiliśmy zdrowie za jeszcze nie ubiegły rok. No fakt… Za tytuły mistrzowskie będziemy opijać o północy.

Początek imprezki był jakże spokojny pod względem spożywania napojów alkoholowych. Chyba, że o czymś my, dziewczyny nie wiemy… Oczywiście 30 osób podzieliło się na grupki. Ja siedziałam z Olką, Dagmarą i Pauliną. Trochę starsze grono ale za to najlepsze. Pomijając Olkę bo Kłosowata młoda jest. Siedziałyśmy sobie w czwórkę i gadałyśmy o różnych rzeczach. A to o kosmetykach, a to o ciuchach jak to kobiety. Oczywiście nie zabrakło ploteczek o siatkarzach. Dagmara z Pauliną opowiadały śmieszne historie jakie Winiar z Wlazłym razem przeżyli. Zaczynając od anegdot ze wspólnego mieszkania na meczach, aż po wspomnienia ze wspólnych wakacji. Miło się słuchało obie panie. Zaśmiałam się na koniec, że jak tylko Michał albo Mariusz będą chcieli mi coś zrobić to mam asa w rękawie.

- Moje drogie panie… Chcą panie coś do picia? – zapytał przyjmujący. Spoglądając na niego nasunęło mi się na myśl jedno, idealne słowo : podejrzany.

- Ja pójdę na chwile do kuchni, więc mogę coś przynieść… chcecie? – spytałam wstając z kanapy.

- Ja podziękuje – uśmiechnęła się Dagmara.

- Tak ja też, jeszcze nie ma północy a wszystko wypijemy. – dorzuciła Paulina.

- A ja idę zobaczyć co chłopaki odwalają. – postanowiła Dudzicka.

Ja natomiast chciałam trochę odpocząć. Poleciałam do kuchni. Z blatu wzięłam do ręki szklankę i nalałam sobie wody. Tak, zdecydowanie tego mi było trzeba. To nie tak, że mam słabą głowę. Po prostu nie lubię. Z resztą nie mogę… Bóg wie co później się może stać. Opierając się o blat rozkoszowałam się zwykłą wodą. Po chwili dołączył do mnie Włodarczyk.

- Co ty w ciąży jesteś, że wodę pijesz? – zapytał. Ja o mały włos się nie zakrztusiłam się.

- Prędzej się udławię przez ciebie niż zajdę w ciąże… Nie martw się o to. – przewróciłam oczami.

- Po pierwsze już raz się „udławiłaś” – zrobił w powietrzu małe znaki cudzysłowie – A po drugie nie przewracaj tymi oczami bo ci kiedyś wypadną. – dodał śmiejąc się.

- Po pierwsze nie wymądrzaj się a po drugie skąd wiesz, że właśnie to zrobiłam?

- Właśnie się przyznałaś. – skrzyżował ręce na swojej klatce piersiowej.

- Nie podpuszczaj mnie… - mówiąc to odwróciłam się bokiem do siatkarza.

- W końcu ktoś musi. – zaśmiał się.

- Irytujesz mnie Włodarczyk. – parsknęłam.

- Jestem tego świadomy… Hmm… Co tam się dzieje?

- Która godzina? – spytałam po chwili. Walczak nie miała telefonu? Nie, po prostu był w torbie, która znajdowała się w sypialni gospodarzy.

- 23.30. – powiedział kiedy odblokował swój telefon. Ja odłożyłam szklankę do zlewu i poszłam za przyjmującym do salonu gdzie wszyscy się zbierali do wyjścia.

- Ci jak zwykle ostatni. – skomentował Wlazły.

- Mariusz, młodzi się sobą zajmowali więc się nie dziw… - powiedział Conte. Spiorunowałam go wzrokiem.

- Conte już dzisiaj nie pije… - powiedziałam jakby do siebie. Z ukosa spojrzał na mnie Winiarski i pokiwał głową na potwierdzenie moich słów.

- Dobra, lecimy na fajerwerki. – zarządził Zator.

Tak jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Dokładnie 10 minut później byliśmy już w parku w pobliżu mieszkania Kłosa. Byliśmy sami. Reszta obywateli tej dzielnicy z pewnością pojechała do centrum. My cieszyliśmy się swoim towarzystwem. I to nam w zupełności wystarczyło. A tak na serio… Kto wpadł na pomysł żeby wyjść na dwór 20 min przed? Tak, to tylko oni potrafią na to wpaść. Mając wysokie obcasy na stopach trochę się chwiałam więc przysiadłam na pobliskiej ławce. Bacznie obserwowałam siatkarzy, którzy próbowali przygotować fajerwerki do wystrzału. Tak a pro po, skąd oni je mieli? Czy to jest bezpieczne i ich rękach? Nie byłam przekonana… No ale mam nadzieje, że chociaż przeczytali instrukcję obsługi. Bynajmniej wyszedł fajny obrazek cieszących się jak dzieci grupki dwumetrowców. Wyciągnęłam z torby telefon i zrobiłam krótki filmik na instagrama. Dawno nic nie wstawiałam a to był idealny moment. Po 19 min już staliśmy wszyscy razem i szykowaliśmy się na odliczanie. Co prawda, nie odliczaliśmy z Polsatem czy TVN-em. Wystarczył telefon Winiarskiego.

- 10…9…8…7…6…5…4…3…2…1! Szczęśliwego nowego roku! – darliśmy się na całe osiedle. W między czasie chłopaki odpalili swoje zabawki. Niebo było napakowane kolorowymi iskrami… Nie wiem jak to nazwać… Pokaz fajerwerków bardzo mi się podobał. Po skończeniu każdy z każdym wymienił się życzeniami. Powoli zebraliśmy się do mieszkania. Kiedy byliśmy już po drugiej stronie ulicy przypomniało mi się, że zostawiłam torbę na ławce.

- Ej ludzie… Dogonię was. Zostawiłam torbę na ławce. – reszta tylko skinęła i powiedziała żartobliwie żebym się nie zgubiła przypadkiem.

Ja tylko się uśmiechnęłam i wróciłam do parku. Już było cicho. Ekipa zdążyła wejść już do budynku. Szybkim krokiem udałam się do ławki gdzie siedziałam 15 min wcześniej. Kiedy już wzięłam torbę usłyszałam za sobą kroki.

- Cóż za miłe spotkanie, nie sądzisz? – odwróciłam się za siebie. Zobaczyłam faceta, trochę wyższego ode mnie. Był ubrany na czarno. Lampa ledwo oświetlała jego twarz. Chociaż rysy były jakby mi znane.

- Przepraszam, śpieszę się… - odpowiedziałam i nerwowo skierowałam się w stronę ulicy.

- Zaczekaj… - mężczyzna złapał mnie mocno za prawe ramie. Zapiszczałam. – jesteś mi coś winna…

- Chyba pomyłka, a teraz proszę mnie puścić! – krzyknęłam. Jego ścisk był tak mocny, że nie mogłam się z niego wyrwać.

- Musisz mi odpłacić te 5 lat więzienia moja piękna. – kiedy to powiedział moje wspomnienia uderzyły we mnie jak kamienim w taflę wody. To co stało się ponad 5 lat temu wróciło w przeciągu dwóch sekund. W tym momencie poznałam mężczyznę, który bardzo mocno mnie trzymał. To był facet z centrum handlowego kiedy byłam na zakupach. Wpadłam na niego wychodząc z toalety, a później obserwował mnie kiedy rozmawiałam z Winiarskim i Włodarczykiem…

Przejechał drugą ręką po moim policzku. Moje nogi się ugięły od nadmiaru emocji i adrenaliny. Nie wiedziałam co mam robić. Z moich oczu popłynęły łzy. Spowodowały to emocje. Zawsze tak miałam. Ale w tej sytuacji… Nie dziwmy się… Przez mój umysł przeleciało całe moje życie kiedy mężczyzna zabrał mnie do swojego samochodu… Moje próby ucieczki nic nie pomogły. Tym bardziej, że facet był wyższy i silniejszy ode mnie… Byłam już martwa.



*Perspektywa trzecioosobowa*

Siatkarze wraz ze swoimi partnerkami udali się do mieszkania jednego z nich. Kiedy tylko przekroczyli próg domu od razu zabrali się za butelkę czystej wódki. Tłumaczyli sobie tym, że trzeba wypić za tytuły mistrzowskie. W końcu nastał rok 2014. Rok mistrzostw świata. Nie zauważając braku Oli usiedli szczęśliwi w salonie zabierając się za rozkręcanie imprezy. Kiedy minęło 20 minut odkąd imprezowicze zaczęli zabawę.

- Karol… - szarpnął kolegę Wojtek. – Karol…

- Co? – spytał trochę już zmęczony.

- Widziałeś gdzieś Olkę? Miała wrócić z torbą, którą zostawiła na ławce… – spytał zdenerwowany. Jako jedyny nie zabierał się za alkohol tego wieczoru. Coś mu nie pozwalało.

- Moja dziewczyna jest chyba w łazience. – odpowiedział ziewając.

- Gdzie jest Pyskata? – tak, takie przezwisko nadali Oli w swoim gronie siatkarze.

- Nie wiem… Właśnie… Winiar gdzie jest Pyskacz? – zwrócił się do kolegi.

- Poszukaj u dziewczyn w kuchni. – odpowiedział mu przyjmujący.

Wojtek udał się do wskazanego pomieszczenia. Kiedy tylko przekroczył próg drzwi zauważył, że Oli nie ma. Oczywiście spytał się kobiecego grona czy gdzieś nie widziały pyskatej blondynki. Odpowiedziały, żeby sprawdził w łazience. Niestety tam też jej nie było. Zgarnął kurtkę z wieszaka i udał się na dół. W między czasie starał się do niej dodzwonić. Telefon wyłączony. W parku ani śladu dziewczyny. Zdenerwowany wrócił do góry i krzyknął na całe mieszkanie, żeby ściszyli muzykę i posłuchali.

- Pyskata zniknęła… Nie odbiera telefonu… Coś się musiało stać. – kiedy to powiedział imprezowicze odzyskali świadomość.




*********************************************************************************


Witajcie !
Pewnie sobie pomyśleliście : w końcu coś sie dzieje!
Tak. Ja też tak sądzę. 
Tą sielankę trzeba było jakoś przerwać. Ale nie martwcie się. Obiecałam, że w końcu się dowiedziecie? 

Teraz najbardziej zależy mi na opiniach, bo akcja się rozkręca i chcę wiedzieć co myślicie. 
Wybaczcie, perspektywę trzecioosobową. Jest to zrobione celowo.

Niedługo wygląd bloga się zmieni ;)

UDNAYCH I AKTYWNYCH WAKACJI ŻYCZĘ !

CZYTASZ -> KOMENTUJ !

niedziela, 21 czerwca 2015

11. Może tak najpierw cześć?

Następnego dnia wstałam o 13 ponieważ jestem śpiochem i musiałam jakoś wytrzymać do 2 w nocy żeby na imprezie nie pójść szybko spać. No tak. Moja logika. Przed śniadaniem poszłam umyć włosy żeby zdążyły wyschnąć bo nienawidziłam ich suszyć. Potem wyspana i pełna pozytywnej energii poleciałam na dół na spóźnione śniadanie. Byłam sama ponieważ rodzice polecieli do pracy. Skąd wiem? Kartka na ladzie. Spokojnym ruchem podeszłam do lodówki, z której wyciągnęłam jajka, szynkę, szczypiorek, mleko i ser. Postawiłam na jajecznicę, bułkę z masłem i kakao. Wyglądałam przekomicznie. Jednoczęściowa pidżama, bambosze, mokre włosy i nie wyjściowa twarz. Po chwili włączyłam głośniki podłączając do nich swojego IPhone’a. Puszczając swoją ulubioną play listę zabrałam się za robienie śniadania. Wbiłam trzy jajka do szklanki i dodałam pieprz i sól. Pokroiłam szczypiorek, ser i szynkę, którą podsmażyłam później na patelni. W między czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. Zrobiłam wielkie oczy a moje tętno skoczyło do maksimum. Krzyknęłam tylko PROSZĘ! Zajmując się dalej jajecznicą nie zwróciłam uwagi na to kto wszedł do domu. Mój błąd. Za swoimi plecami usłyszałam cichy śmiech.

- Nie sądziłem, że zobaczę cię w takim wydaniu… - powiedział przyjmujący.

- Nie spodziewałam się dzisiaj gości… Godziny ci się pomyliły Włodarczyk. – obróciłam się w jego stronę.

- Przepraszam, że cie nie uprzedziłem, ale Karol lata i tylko narzeka.

- Bo on nic innego nie robi… - zaśmiałam się i wróciłam do jajecznicy. Wojtek podszedł do mnie żeby sprawdzić co robię. – chcesz trochę? – spytałam.

- Marnie wyglądasz… - powiedział lustrując mnie wzrokiem. – nie będę ci podbierał. – dodał opierając się tyłkiem o blat.

- Nie dożyjesz do imprezy… - powiedziałam grożąc drewnianą łyżką.

- Myślisz, że w tym stroju wyglądasz groźnie? Zabawna. – zaśmiał się.

- A ty myślisz, że jesteś taki cwany z tym tekstem? – powiedziałam mieszając na patelni. – jesteś w błędzie. – dodałam patrząc na niego.

- A ty gówniaro zaraz spalisz sobie jajecznicę… - powiedział podkradając mi kawałek sera.

Nie zwracając na niego uwagi dokończyłam robienie śniadania. Wojtek tylko z uśmiechem usiadł przy stole. Ja z pełnym talerzem i kubkiem kakaa dosiadłam się.

- Nie udław się. – rzucił ironicznie jak tylko wzięłam do buzi kęs bułki.

- Zrobię to specjalnie dla ciebie. – odgryzłam się machając widelcem w jego stronę.

- Nie kracz jak Andrzej… - dodał.

Postanowiłam trochę pożartować z przyjmującego. Więc pod koniec jedzenia mojego śniadania udałam, że zostało mi coś w gardle. Zaczęłam zabawnie kaszleć. Wojtek zrobił wielkie oczy. Powiedział żebym sobie z niego jaj nie robiła bo to nie jest śmieszne. Ja udawałam, że nie mogę nic powiedzieć. Odsunęłam krzesło od stołu i wstałam jak poparzona. Wojtek zrobił to samo i szybko znalazł się przy mnie. Oj jestem wredna… Ale gdybyście widzieli jego minę. Chłopak zaczął klepać mnie po plecach a drugą ręką trzymał mnie za dłoń. Tak naprawdę to jedzenie, którym miałam się „zakrztusić” już dawno było w żołądku. No ale po chwili bolały mnie już plecy i zaczęłam się po prostu śmiać. Wojtek stanął zdezorientowany. Ja tylko przykryłam drugą dłonią usta.

- Nie mogłam się powstrzymać. – powiedziałam śmiejąc się. Włodarczykowi nie było do śmiechu. Stał obrażony.

- Wiesz jak mnie przestraszyłaś!? Odbiło ci. – powiedział. Ja przypadkiem spojrzałam na nasze dłonie. Siatkarz dalej trzymał mnie za rękę.

- Mmm… Przepraszam. – puściłam rękę, wzięłam pusty talerz i powędrowałam zanieść do zlewu. – Zostajesz do 19.30? – po chwili spytałam obracając się w jego stronę.

- Już chcesz mnie wygonić ksztusicielko ? – powiedział z lekkim uśmiechem.

- Tego nie powiedziałam… - wzięłam z blatu kuchennego swój telefon. – chodź, chyba, że się boisz. – kiwnęłam głową idąc w kierunku schodów. Wojtek tylko przewrócił oczami i dogonił mnie na schodach. Kiedy weszliśmy do mojego pokoju siatkarz bacznie się rozglądał po pomieszczeniu. Ja tylko rzuciłam się plackiem na łóżko. Przyjmujący skierował swój wzrok na półkę, która zwała się „Krew, pot i samolot – czyli nagrody Walczak i drewniany samolot”

- Masz więcej statuetek niż ja. – parsknął śmiechem.

- Nie podlizuj się. – powiedziałam odciągając twarz od poduszki.

- Będziesz tak leżeć bezczynnie?

- Ładuje baterie przed sylwestrem. – mruknęłam kiedy siatkarz usiadł na skraju łóżka.

- Jestem ciekaw jak idzie Karolowi i Andrzejowi…

- No chyba domu nie roznieśli.

- Obyś miała rację. – podrapał się po głowie Wojtek.

- Mmm… Wojtek? - oparłam się o ścianę siadając po turecku z poduszką przytuloną do ciała naprzeciwko siatkarza.

- Hm? – mruknął z zaciekawieniem.

- Skąd wzięła się siatkówka w twoim życiu? – spytałam bo zawsze pytam się ludzi, którzy grają. Uważałam, że niektóre historie są bardzo ciekawe.

- Moi rodzice byli zawodnikami. Mama przyjmująca, tata środkowy. Kiedy już zacząłem rozumieć świat podpatrywałem rodziców na treningach. W wieku 10 lat sam już chciałem grać. Nie naciskali mnie, bym został siatkarzem, ale cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni. – zaśmiał się. – Wiesz, że najpierw byłem rozgrywającym?

- Tak? Ja też… Od trzech lat gram jako przyjmująca.

- Żałujesz przejścia? – zdziwiło mnie jego pytanie.

- Nie… Sama chciałam… W moim odczuciu rozegranie sprawiało mi tylko na początku przyjemność. Potem to przerodziło się w zwykłą rutynę, której później miałam serdecznie dosyć.

- No a skąd się wzięło to granie? – uśmiechnął się siatkarz.

- Nie mam sportowej rodziny, więc nie miałam po kim to odziedziczyć. Od podstawówki śmiano się ze mnie, że jestem jak żyrafa… W 4 klasie moim wychowawcą został wuefista, który interesował się siatkówką. Można by powiedzieć, że grał nawet w jakimś amatorskim klubie. To przez niego poszłam w kierunku siatkówki. Dziękuję mu za to przed każdym meczem. Może to być głupie, ale jeszcze nic i nikogo nie pokochałam tak bardzo jak siatkówkę… - schowałam swoje rumieńce w poduszkę.

- Dlaczego tak uważasz? – zdziwił się.

- Mam prawie 18 lat… Powinnam być już kochana przez kogoś... – zwróciłam wzrok do okna. – Ugh. Nie lubię o takich rzeczach rozmawiać.

- Ej… Na pewno nie zostaniesz starą panną z kotami… Jestem pewny, że… - kiedy miał już dokończyć zdanie zadzwonił, któryś telefon. Usiadł bokiem do mnie i odebrał dzwoniący przedmiot. Ja bacznie obserwowałam jego osobę. A co miałam robić?

- Halo… A co?... U Walczak – dzięki pomyślałam. – A co się stało?... Dobra… już jadę… - przerwał połączenie i odwrócił głowę w moją stronę. – Kłos potrzebuje pomocy. Muszę lecieć… Będę o 19.30.

Wstaliśmy i ruszyliśmy swoje tyłki na dół. Odprowadziłam siatkarza do drzwi. W końcu musiałam je zakluczyć. Kiedy siatkarz opuścił mój dom była godzina 15. Miałam dokładnie 4h na przygotowania. Zdecydowałam dwie godziny przeleżeć z laptopem na kolanach w łóżku. Pogadałam z dziewczynami na wspólnej konferencji, poszperałam po wszystkich kontach, Jutubach, instagramach. O godzinie 17 zaczęłam się szykować. Odstawiłam kubek i talerz z „kolacją” do kuchni i podrałowałam do swojej garderoby. Oczywiście wzięłam czarną, rozkloszowaną sukienkę, czarne szpilki z koturną i szary żakiet. Z szuflady komody wyciągnęłam koronkową czarną bieliznę. Ubrania wyłożyłam na łóżku i zabierając stanik z majtkami powędrowałam do łazienki. Zimny prysznic to pogromca bólu mięśni oraz pobudzacz. Umyłam się żelem i umyłam włosy. Oczywiście musiałam postać 15 min z maską na włosach. Po 30 min wyszłam spod prysznica i stanęłam na mięciutkim dywaniku łazienkowym. Wytarłam swoje ciało i założyłam bieliznę. Wysmarowałam się rumiankowym masłem. Postanowiłam nie zakładać rajstop, ponieważ miałam nienagnne nogi. Wystarczyło pozbyć się małych włosków. Co też uczyniłam. Założyłam szlafrok i zabrałam się za ogarnianie twarzy i włosów. Postawiłam na bardzo delikatny makijaż. Nie lubiłam się malować, ale jak były okazje to no. Trzeba. A czemu nie lubiłam? Czułam, że moja twarz pod tymi wszystkimi kosmetykami nie oddycha. Jakbym zabrała jej dopływ powietrza. No nic. Z szuflady wyciągnęłam lekki podkład, puder i pędzle. Dołożyłam jeszcze jasny róż na policzki i zabrałam się za oczy. Postawiłam na małą, wywiniętą kreskę i wytuszowane rzęsy. Tyle mi wystarczyło żeby czuć się zapchaną na twarzy. Przeniosłam swoją uwagę na włosy. Wysuszyłam je zimnym powietrzem i zakręciłam na dużą lokówkę. Uwielbiałam majstrować przy swoich włosach. Miałam na ich punkcie lekką obsesje. Kiedy już się ubierałam do domu weszli moi rodzice. Szybko spojrzałam na zegarek – 19.15. No Walczak, wyrobiłaś się. Ubrałam obcasy, zabrałam torbę i poleciałam na dół.

- I jak? – spytałam swoich rodziców.

- Cudownie wyglądasz córciu. – podeszła do mnie mama i ucałowała w czoło.

- Pamiętaj… Ostrożnie. – pogroził palcem tata.

- Nie przypominaj mi tego… Będę w dobrych rękach. – kiedy to powiedziałam usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Wiadomość od mojej taksówki.

„ Czekam przy samochodzie.”

- Ja już muszę lecieć. – zwróciłam się do mamy.

- Twój chłopak? – spytał tata spoglądając przez okno.

- Tatooo, Włodarczyk to nie mój chłopak… Nawet nie przyjaciel… Tylko znajomy. – wywróciłam oczami. – Tylko nie podglądajcie przez okno bo mi siary narobicie… - Pożegnałam się z nimi i wyszłam z domu. Czułam na sobie wzrok siatkarza opartego o swoje Audi. Stanęłam naprzeciwko niego.

- Możemy jechać?

- Może tak najpierw cześć? – parsknął – pięknie wyglądasz. – podszedł do mnie i pocałował w policzek na przywitanie.



*********************************************************************************


WITAJCIE !
Miesięczna przerwa była spowodowana szkołą... To były najgorsze dwa tygodnie w tym roku szkolnym.
Ale całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło. To jest już za mną!
Teraz przychodzę do was z nową energią i nowym rozdziałem!
Jeśli chodzi o częstotliwość publikacji to zostanę przy jeden rozdział na tydzień lub dwa. ;) 
Ale nie martwcie się, jeśli najdzie mnie większa wena to szykujcie się nawet na dwa w tygodniu ;)


Piszcie swoje opinie MISIE ! ANONIMOWI TEŻ MOGĄ PISAĆ KOMENTARZE. OD TEGO POSTA. ;)


CZYTASZ ? -> KOMENTUJ !


wtorek, 12 maja 2015

10. Nie ty tylko tygrys.

Następnego dnia.

Trening był zaplanowany na godzinę 11, więc już od 8 byłam na nogach. Wzięłam zimny prysznic, ubrałam się w klubowe dresy, spakowałam torbę i zjadłam śniadanie. A to wszystko zrobiłam w ponad godzinę. Do wyjścia miałam jeszcze jakieś 40 min więc postanowiłam skorzystać z laptopa. Wszędzie w Internetach trąbią tylko o nowym trenerze reprezentacji… Wiadomo. Antiga. Zawodnik Skry… Tu i ówdzie czytałam co tam w siatkarskim świecie. No bo jak tu nie odpędzić się od tego świata skoro się jest zawodnikiem? Nijak. Zobaczymy za parę lat… Jak dorosnę i będę miała na karku minimum 10 lat grania. Będę wspominać ten dzień. Już się boję. Zaśmiałam się na samą myśl. Coś ciekawego jeszcze znalazłam? Hmm, może to że źle dowodziłam na ostatnim meczu i żaden ze mnie był pożytek? O tak… Uwielbiam czytać komentarze kibiców „ekspertów”. Ale miałam większe problemy od tych. Pogadałam jeszcze chwile z koleżanką, sprawdziłam terminarz sprawdzianów na styczeń i tak zeszło mi te 40 min. Z domu wyszłam o 10. Autobusem na halę jechało się 20 min. Kiedy tylko wyszłam z transportu zadzwonił mój telefon.

- Halo?

- Cześć Ola. Masz jakieś plany na dzisiaj? – spytał szybko Kłos.

- Nie, ale o co chodzi…

- Muszę zrobić zapasy na jutro… - zaśmiał się.

- I ja ci w tym jestem potrzebna? – przerwałam mu.

- Moja dziewczyna Ola potrzebuje kupić sukienkę… Ja się na tym nie znam, więc o której możemy po ciebie wpaść? – czułam jakby mnie o to błagał.

- O 15 pod moim domem? – spytałam.

- Nie ma sprawy! Dzięki Walczak! – powiedział uradowany. – Do zobaczenia.

Odpowiedziałam tym samym i już po 10 min byłam w szatni. Szybko się przebrałam i udałam na salę gdzie trener z fizjoterapeutą przygotowywali się do treningu. Za mną weszły jeszcze cztery dziewczyny. Ległyśmy się na boisku czekając na resztę zawodniczek.

Trening przebiegł spokojnie. Najpierw dużo odbijania po tygodniowej przerwie. Potem ataki, zagrywki, przyjęcie i ćwiczenie poszczególnych akcji. No i na tym się skończyło. 2,5 h dobrej roboty. Teraz wystarczyło szybko wrócić do domu, ogarnąć się i lecieć na akcje z Kłosowatym i jego dziewczyną. Kiedy tylko weszłam do swojego pokoju od razu rzuciłam torbę na łóżko, powędrowałam do komody po czystą bieliznę i skoczyłam do łazienki się umyć. Prysznic zajął mi 10 min. Umyłam jeszcze włosy, które później wysuszyłam. Raz na ruski rok użyję suszarki to się chyba nic im nie stanie, prawda? W samej bieliźnie weszłam do swojej garderoby. Analizowałam wzrokiem wszystkie ubrania. Po 10 min zdecydowałam się na czarne rurki z wysokim stanem, białą, zwykłą koszulkę z krótkimi, wywiniętymi rękawkami, którą wsadziłam w spodnie. Do tego małą, beżową torebkę przez ramię. Wróciłam jeszcze do łazienki nałożyć róż w kremie i podkreślić rzęsy maskarą. Wychodząc z pokoju zabrałam jeszcze z torby treningowej portfel, klucze i telefon. Oczywiście nie zapomniałam o kurtce zimowej i szaliku bo pogoda dzisiaj zbytnio nie rozpieszczała naszego miasta. Równo o 15 wyszłam z domu prosto to auta gdzie czekali na mnie bełchatowianie.

- Witam. - powiedziałam wchodząc do samochodu.

- Cześć. - rzucił z uśmiechem Karol, po czym to samo zrobiła jego dziewczyna.

- Mam nadzieję, że Karol mówił o mnie w samych superlatywach. - powiedziałam na rozluźnienie atmosfery.

- Oczywiście nie zapomniałem o pyskatym obliczu... - zaśmiał się wjeżdżając na główną ulicę.

- Daj dziewczynie spokój... - wtrąciła się moja imienniczka.

W tak doborowym towarzystwie szybko minął czas do dojazdu do galerii. Jak tylko we trójkę przekroczyliśmy próg drzwi wejściowych tak od razu się rozeszliśmy. Kłosowaty poszedł na zakupy jedzeniowo-alkoholowe, a my do sklepów z ubraniami. Po drodze uprzedziłam Olę, że nie ma za dużego wyboru w sukienkach. Zapewniła mnie, że nie jest zbyt wybredna. Ucieszyłam się bo nie przygotowałam się na długie chodzenie. Tym bardziej, że byłam po ciężkim treningu. A powinnam teraz regenerować siły na jutrzejszą imprezę.

- Jak to się stało, że znasz chłopaków? - spytała Ola kiedy przeszukiwałyśmy wieszaki w Mohito.

- Trenujemy w jednym klubie... Jak to Winiar Winiar nazwał "jesteśmy z jednego boiska" - zaśmiałam się przypominając sobie tą akcje spod hali.

- Karol nic nie wspominał o tobie. Dopiero wczoraj kiedy wyciągnęłam go na zakupy... Po 2 godzinach chodzenia po ul. Targowej stwierdził, że jesteś potrzebna. I tak zaczął temat. - powiedziała. - ale nie martw się. Myślę, że się dogadamy. - dodała po czym objęła mnie ramieniem pokazując wieszak z chabrową sukienką - i jak?

- Piękna... - oczy mi się zaświeciły. To był znak, że ta sukienka jest na prawdę super.

- Idę ją przymierzyć, a potem pójdziemy po buty. - powiedziała z uśmiechem i weszła do przymierzalni. Po jej słowach uświadomiłam sobie, że nie mam butów... Dobrze, że nadarzyła się okazja zakupów. A w tak cudownym towarzystwie na pewno nie będę miała problemu z wyborem. Po 20 min Olka stała już w kolejce do kasy. Nie zastanawiała się zbyt długo. Normalnie była zakochana w tej sukience od pierwszego wejrzenia. No, gdy ja jej powiedziałam, że nie mogłam się wczoraj zdecydować co do trzech to wiedziała że musi ją wziąć. Po długiej kolejce do kasy udałyśmy się do sklepu z butami. Zdecydowałam się na zwykłe, czarne szpilki z koturną, a Ola na takie same tylko w szarym kolorze. Szczęśliwe udałyśmy się na jakieś siedzenia. Trzeba było poczekać na Karola, który obrabiał supermarket. Obie tarzałyśmy się ze śmiechu kiedy po 20 minutach zobaczyłyśmy siatkarza z pełnym po brzegi wózkiem sklepowym.

- Widzę, że klub rozpieszcza pensją w tym miesiącu. - zasugerowałam.

- W końcu święta były i nowy rok się zbliża. - obie toczyłyśmy z niego przysłowiową bekę.

- Jezus… Co ty mi z dziewczyną zrobiłaś!? – narzekał Karol.

- Nie ty tylko tygrys… - śmiałam się z niego dalej.

- Dobra koniec żartów trzeba się spakować do samochodu. – klasnęła w dłonie Ola.

Podśmiewając się wzięliśmy swoje torby i udaliśmy się na podziemny parking gdzie stało Kłosowate Audi. Po 20 min siedzieliśmy już w samochodzie gotowi do drogi. Podczas jazdy Karol chwalił się co kupił. Oczywiście zastrzegał, że ja nie dostane ani łyka alkoholu i, że będę obserwowana. Ola tylko rzuciła tekstem w mojej obronie – dorosły się odezwał. Uwielbiam tą dwójkę. Cieszę się, że udałam się z nimi na te zakupy. Miło było spędzić czas w tak świetnym gronie. Około godziny 19 byłam już w domu. Kiedy tylko weszłam od razu mama do mnie przyleciała.

- Masz gościa u siebie… - powiedziała z uśmiechem. Moje tętno przyśpieszyło. Miałam nadzieję, że to nie któryś z chłopaków bo bym zabiła gołymi rękoma. Szczególnie po tym jak moja mama się zachowała. To było coś typu – jakiś przystojny młodzieniec czeka na ciebie. Nie przeżyłby tego. Spokojnie weszłam na górę. Nacisnęłam klamkę od mojego pokoju i nikogo w nim nie spotkałam. Położyłam na łóżku pudło z butami, a na biurku torebkę. Po 2 minutach z łazienki wyszła Julka.

- O matko! A co ty tu robisz? – przestraszyłam się.

- Nie liczyłam na takie przywitanie… Przepraszam musiałam skorzystać z toalety.

- Spokojnie… - przywitałyśmy się buziakiem w policzek.

- Masz plany na jutro? – spytała kiedy zajęła miejsce na łóżku.

- Tak, dostałam zaproszenie na imprezę u Kłosa. – zaśmiałam się.

- O matko… Wiesz, ja się jeszcze do tego nie przyzwyczaiłam. Jak ty to wytrzymujesz? – zrobiła wielkie oczy.

- Normalnie? Przecież to zwykli ludzie… Nienormalni. Gdybyś widziała dzisiaj Karola z wózkiem sklepowym. Ile on rzeczy na jutro kupił!? Z jego dziewczyną tarzałyśmy się ze śmiechu. – nie mogłam się powstrzymać wybuchu śmiechu.

- Zazdroszczę… Ja idę do Mańki, nie duże grono znajomych. Myślałam, że pójdziesz ze mną. – spuściła głowę.

- Ej, to, że ja się z nimi koleguje… O ile można to tak nazwać… To nie oznacza, że nie będę spędzała z Tobą czasu. Gramy i chodzimy do jednej klasy razem. – powiedziałam obejmując przyjaciółkę.

- Rozumiem… Dobrze, nie ma sprawy. – uśmiechnęła się. – To jak? Masz już jakąś sukienkę na jutro? – klasnęła w dłonie.

- Dobrze, że jesteś. Pomożesz mi, którą mam wybrać bo kupiłam trzy. – powiedziałam i poleciałam po trzy wieszaki. Julka na początek kazała mi ubrać tą czarną/prostą, Dobrze, że buty pasowały do wszystkich trzech. Nie było kolejnego problemu. Szybko wzięłam sukienkę i poszłam do łazienki się przebrać. Przy okazji rozpuściłam swoje brązowe, długie mini-loki. Wyszłam do pokoju. Julka kazała mi się obrócić. Kiedy to zrobiłam podniosła kciuka do góry i kazała przymierzyć kolejną – miętową. Przyjaciółka pokiwała tylko głową na znak 50/50. Ostatnia szła ta rozkloszowana. Kiedy tylko wyszłam Julka zrobiła wielkie oczy. Popędziła do krzesła obrotowego żeby ściągnąć z niego szary żakiet. Podała mi go żebym założyła. Roztrzepała moje włosy i odeszła 3 kroki w tył.

- Pięknie wyglądasz… Kopara im padnie. Jestem genialna. – Julka przyłożyła ręce do ust na znak modlitwy.

- Miejmy nadzieję, że tylko kopara… - zaśmiałam się. Podeszłam jeszcze do garderoby po miętową kopertówkę. Przeszłam się jeszcze po pokoju i stanęłam przed lustrem. Obróciłam się w każdą stronę. – Tak. Idealny wybór. Dziękuję. – pocałowałam Julkę w policzek.

- Dobra ja spadam bo jest późno a muszę się wyspać na jutro. – wzięła swoje rzeczy, mrugnęła okiem w moją stronę i wyszła. Chwile potem słyszałam jak żegna się z moimi rodzicami. Ściągnęłam strój, obcasy i ułożyłam w miejscu gdzie nic się im do jutra nie stanie. Zmęczona poszłam do łazienki wziąć gorącą kąpiel. Zajęło mi to jakieś 40 min. Po czym w jednoczęściowej pidżamie z motywem amerykańskim zeszłam na dół na kolacje. Mama zrobiła pyszną zapiekankę z warzywami. Moja ulubiona. Podczas posiłku omawialiśmy jutrzejszy dzień i imprezę. Tata obiecał wczoraj, że kazań nie będzie no ale zapomniał. Ah ta skleroza. Za to ja musiałam obiecać, że będę na siebie uważać. Chociaż zapewniłam rodziców, że to tylko domówka w gronie osób, które znam. Przecież siatkarze to nie jacyś mordercy.



**********************************************************************


No i mam dla was kolejny ;) 
Liczę na dużo komentarzy bo to na prawdę mnie motywuję, a tak to nie wiem czy ktoś w ogóle czyta jeszcze moje wypociny.

Muszę Was trochę potrzymać w niewiedzy.. Ale niedługo się dowiecie co i jak. !

Jakbyście nie widzieli to po prawej stronie jest informacja o Wattpad i konta na tt. 

Do następnego !

DOBIJEMY DO 10 KOMENTARZY ? 


CZYTASZ? KOMENTUJ!

wtorek, 5 maja 2015

9. Ile? 5 lat.

Trzy tygodnie później.

Za dwa dni sylwester. Święta minęły tak jak zawsze. Rodzinnie. W tym roku były u nas. Przy stole zebrało się jakieś 20 osób. Dobrze, że mamy duży dom bo nie wiem jakby to wyszło gdzieś indziej. Przez ten czas miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Bardzo często chodziłam rozkojarzona i skupiona nad swoimi myślami. Bywały takie treningi gdzie to co mówił trener wlatywało jednym uchem a wychodziło drugim. Z chłopakami też się nie widziałam. Nie mogli mnie widzieć w jakim stanie byłam ponieważ zaczęło by się przesłuchanie, a tego bym nie wytrzymała.

Tydzień temu grałyśmy w Sopocie mecz z Atomem. Przegrałyśmy 3:1. Po powrocie trener dał nam aż tydzień wolnego. Wiecie święta i te sprawy… I tak kolejny mecz miałyśmy mieć po nowym roku. Cieszyłam się na to małe wolne. Można było naładować baterie i zresetować umysł. Tym bardziej, że miałam burzliwy okres.

Dzisiaj była niedziela. Niedziela dzień cwela jak to mówią. Po porannym, zimnym prysznicu postanowiłam wybrać się do centrum handlowego. Około godziny 11 wyszłam z domu. Pogoda nie dopisywała. Było zimno, szaro i ponuro. Ubrana w czarną kurtkę narciarską, bordowy, gruby szalik i krótkie szare emu. Przechodziłam między blokami, aż w końcu wyszłam na prostą drogę do centrum handlowego. Na chodniku mijałam różnych ludzi… Małżeństwa z dziećmi, starszych, nastolatków, znajomych ze szkoły… Czy dzisiaj był ten dzień, w którym na wszystko zwracam uwagę? Chyba tak. Sądziłam, że takie akcje-obserwacje przeznaczam tylko podczas jazdy autobusem. No ale. Dlaczego dzisiaj? Rozkmina zaczęła się pełną parą.

Myśleliście kiedyś o tym jak widzicie się za parę lat? Patrząc w dzisiejszym dniu na obywateli naszego kraju zastanawiałam się gdzie ja wyląduje za 10 lat. Jestem siatkarką, zawodniczką. Kto wie czy będę w reprezentacji? Kto wie czy ktoś będzie chciał zaufać moim umiejętnościom? Kto wie czy zdrowie dopisze? Nikt… Żebym tylko przewidziała to wszystko.. Żyło by się łatwiej. Chcielibyście znać przyszłość? A może zmienić przeszłość? Gdybym miała wybór zmieniłabym przeszłość… Nie popełniłabym już tego błędu… Ten margines zaufania… Czy kiedyś jeszcze będę potrafiła zaufać? Wracając do przeszłości zataczam się myślami w mgle wspomnień. Złych wspomnień. Takich, których już nigdy w życiu nie wymażę ze swojej głowy… Ile to rzeczy dzieje się na tym świecie? Nie powinnam do tego wracać. Ale nie zdawałam sobie sprawy, że samo to do mnie wróci…

Po 30 min drogi doszłam w końcu do swojego celu. Po co szłam do galerii? Za dwa dni był sylwester. Mimo, że planów nie miałam postanowiłam wyhaczyć jakąś sukienkę. W końcu mogłam sobie pozwolić na chwilę wytchnienia. Potrzebowałam prezentu od siebie dla siebie. Jak już mówiłam, przez te trzy tygodnie mój nastrój mocno skakał. Skakał? Chyba do czarnej dziury…

Zakupy zaczęłam od wejścia do H&M’u. Tyle w tym sklepie rzeczy, ale jak już przychodzi co do czego to nic nie ma. Zniechęcona przeszłam się po kolejnych sklepach. Szukałam i szukałam. Igły w stogu siana. W między czasie poratowałam się największym kubkiem Chocolate Crème Frappuccino ze Starbucks’a. Mój raj na wszystko. Po dwóch godzinach weszłam do ostatniego sklepu – Reserved. Poszperałam i jak na zawołanie znalazłam trzy sukienki – miętową, czarną/rozkloszowaną i czarną/prostą. Nie wiedziałam, na którą się zdecydować. Po sprawdzeniu konta bankowego uradowana poszłam z trzema sukienkami do kasy. Humor od razu mi się poprawił kiedy z wielką, papierową torbą wychodziłam ze sklepu. Koniec zakupów przez najbliższy miesiąc – pomyślałam. Z tego wszystkiego musiałam iść do toalety. No tak. Czekoladowa bomba kaloryczna dała o sobie nie zapomnieć. Pomknęłam szybko do pomieszczenia zwanego potocznie – WC. Szybko załatwiłam swoją potrzebę i udałam się w drogę powrotną do domu.

- Ups… Przepraszam. – oczywiście Walczak musiała kogoś potrącić wychodząc z toalety. Spojrzałam na przeszkodę. Był to chłopak wyższy ode mnie. Brunet z zielonymi oczami patrzył się w moje tęczówki. Był starszy ode mnie z jakieś 5- 7 lat. Po bardzo krótkiej chwili ocknęłam się i spojrzałam na jego twarz. Wydawała mi się znajoma…

- Coś nie tak? – spytał.

- Nie… Wszystko w porządku... – speszona uciekłam w stronę głównego wyjścia. Kiedy wyszłam z galerii uderzyło mnie zimno. Śnieg sypał jak poparzony. Otuliłam się bardziej szalikiem i udałam w stronę parku. Miałam dużo czasu więc postanowiłam pójść na spacer. Nie obchodziło mnie to, że zmoknę. Do uszu wsadziłam słuchawki i po chwili już siedziałam na ławce w centrum parku. Kiedy tylko miałam chwilę spokoju wyciągałam słuchawki i wyciszałam się przy muzyce. Takich chwil nie było zbyt dużo ponieważ szkoła, treningi, mecze itp. Siedziałam i grzebałam coś w telefonie. Kiedy nagle ktoś złapał mnie za ramie.

- Jezu! Czyście zwariowali!? – krzyczałam na rozbawionego Włodarczyka i Winiarskiego.

- Nie drzyj się bo ludzie sobie pomyślą, że ci coś robimy… - powiedział śmiejąc się dalej. – możemy? – kiwnęłam głową a siatkarze usiadli koło mnie. – Co tu robisz? – spytał po chwili Michał.

- W tak pięknie śnieżny dzień postanowiłam się wybrać na spacer… - powiedziałam chowając słuchawki do torby.

- Na spacer hm? – zaśmiał się Winiar pokazując na papierową torbę z sukienkami.

- Oj daj spokój… Już od dawna chciałam sobie poprawić humor… - odpowiedziałam obojętnie – a Wy?

- Mieliśmy parę spraw do załatwienia… Kłos też prosił żebyśmy mu buty odebrali, bo z Olką gdzieś musiał jechać.

- Perfidny. – stwierdziłam.

- A co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy.. – spytał ten młodszy.

- U mnie jakoś leci… Jutro pierwszy trening od tygodnia, więc wracam do roboty. – zaśmiałam się.

- Masz jakieś plany na sylwestra? – spytał starszy.

- Mmm. Nie, a co?

- Robimy imprezę u Karola. Czuj się zaproszona. – uśmiechnął się.

- Zaszantażował was żebyście mnie zaprosili? – parsknęłam.

- To nie był mój pomysł – bronił się unosząc ręce Włodarczyk.

- Po co masz w domu siedzieć jak możesz z nami? – dopowiedział Winiar.

- Czy ty właśnie zasugerowałeś, że nie mam znajomych? – powiedziałam z wielkimi oczami.

- My ci nie wystarczamy? – ciągnął dalej.

- Zostawię to bez komentarza… - wypuściłam powietrze z płuc.

- Obrażalska… - zaśmiał się.

- Chętnie przyjdę… Dziękuje za zaproszenie. – powiedziałam z ironicznym uśmiechem. O matko… Którą sukienkę mam wybrać? – pomyślałam.

- Mówisz poważnie? - Spytał Wojtek. – Ty chyba nie wiesz w co się pakujesz…

- Weź jej nie strasz stary. – uderzył go w ramię przyjmujący.

- Jeśli zginę pójdziecie siedzieć więc w sumie nic nie tracę… - Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam faceta, którego potrąciłam drzwiami. Obserwował nas. Po moim ciele przeszły dreszcze. Siatkarze spojrzeli w tą samą stronę. – Muszę już iść. Późno jest, obiecałam mamie, że wrócę na kolacje…

- Możemy cię podrzucić jeśli chcesz… - zaproponował Wojtek.

- Nie wiem czy pyskate dziewczyny wchodzą w grę… - zaśmiał się Michał.

Spojrzałam jeszcze raz w miejsce gdzie widziałam obcego mężczyznę. Był tam i patrzył się. Kiedy tylko nasze spojrzenia się zetknęły on lekko się uśmiechnął... Ale to nie był uśmiech z tych pozytywnych. Jego wyraz twarzy mnie zaniepokoił. Ocknęłam się dopiero kiedy starszy siatkarz pstryknął przed moimi oczami. Przeprosiłam ich za chwilowe stracenie kontaktu i udałam się z nimi do samochodu. W drodze, która zajęła nam 20 min słowem się nie odezwałam. Siatkarze rozmawiali coś między sobą. Chyba narzekali na Karola. W końcu kazał im odebrać swoje buty… Ci to mają problemy. Na świecie żyją ludzie, którzy mają gorsze i jakoś nie narzekają. Kiedy byliśmy już pod moim domem Winiarski ściszył muzykę i zapytał:

- Widzimy się o 20 u Kłosa? – chciał się upewnić czy będę.

- Tak jasne… Tylko ja nie wiem gdzie on mieszka… - podrapałam się po głowie.

- Będę po ciebie o 19.30… jeśli chcesz – zaproponował Włodarczyk.

- Dziękuję… I dzięki za podwózkę. Do zobaczenia. – rzuciłam i wyszłam z samochodu.

Siatkarze odjechali dopiero jak przekroczyłam próg swojego domu. Kiedy weszłam zobaczyłam jak rodzice krzątają się po pomieszczeniach. Nie wiedziałam co jest grane. W salonie widziałam jakieś dwa duże pudła. W kuchni walały się narzędzia. Mama stała przy kuchence i coś gotowała a tata siedział w salonie na podłodze zatapiając się w dużej kartce. Odłożyłam na wieszak swoją kurtkę, ściągnęłam buty i poszłam do siebie odłożyć torbę z sukienkami. Tak jak szybko zaniosłam tak szybko zeszłam na dół dowiedzieć się co jest grane. Od razu pomaszerowałam do salonu gdzie mój tata zaczął rozpakowywać karton.

- Tato? Co to? – spytałam.

- Twoja matka zażyczyła sobie nowej szafy w przedpokoju… - powiedział obracając kartką, która chyba robiła za instrukcję.

- Tato… Dostałam zaproszenie na imprezę sylwestrową od znajomych… Mogę się wybrać?

- Od siatkarzy? – spojrzał na mnie znad okularów.

- Tak… Wojtek przyjedzie po mnie o 19.30. – wierciłam się z nogi na nogę.

- Nie będę ci prawił kazań... Ale pamiętaj… Boję się o ciebie.

- Tak wiem tato. Będę uważać. – tata kiwnął głową na potwierdzenie, że mogę iść. Ucałowałam go w policzek i poleciałam do mamy, która szykowała stół na kolację. Powolutku podeszłam do niej i przytuliłam się do jej pleców na co mama wzdrygnęła. Położyła ręce na moich.

- Mogę cię o coś zapytać? – spytałam.

- Tak?

- Ile to już minęło? – mój głos trochę zadrżał.

- Dalej to wspominasz? – obróciła się do mnie.

- Ile? Bo mam dziwne wrażenie, że... – spojrzałam ze szklanymi oczami na swoją rodzicielkę.

- 5 lat córciu… 5 lat. – spuściła głowę. To nie mogła być prawda… - pomyślałam.




*********************************************************************************



No i mamy kolejny ! 
Mała frekwencja była pod ostatnim... 3 komentarze tylko ;( 
Mam nadzieje, że teraz was troche zaciekawiłam tym rozdziałem ;) 
Liczę na opinie ! 

Do zobaczenia za tydzień !

PS. Wybaczcie Oli, że wydała ponad 300 zł... Ale ja na prawdę nie mogłam się zdecydować, więc wyszło że bohaterka kupiła wszystkie trzy sukienki. ;)

niedziela, 12 kwietnia 2015

8. Mam nadzieje że to nie to o czym myślę.

Tydzień później.

Nastała ta wiekopomna sobota gdzie po ciężkich treningach przyszedł czas na walkę. Mecz zaplanowano na godzinę 18. Ja natomiast wstać musiałam o 9, ponieważ rano musiałam lecieć na salę i na wideo. Wszystko wyrobiliśmy się do godziny 14. Dwie godziny miałam wolnego. Byłam bardzo z tego zadowolona ponieważ od razu jak tylko wróciłam do domu poszłam się umyć i do łóżka. W telefonie nastawiłam sobie budzik w razie jakbym usnęła. Na kolana przygarnęłam laptopa i zatraciłam się w Internecie. Przeglądałam różne strony, sieci społecznościowe i pisałam ze znajomymi. Życzyli mi udanego meczu. Oczywiście. Ja przed dzisiejszym meczem byłam bardziej zestresowana niż zwykle. Był to mój pierwszy mecz w nowej roli. Roli kapitana.

20 min przed wyjściem spakowałam torbę klubową i jakieś małe jedzenie w postaci ryżu z kurczakiem. Oczywiście musiałam sprawdzić 9847 razy czy mam wszystko. Pożegnałam się z rodzicami, którzy mieli dzisiaj wolne i wyszłam na autobus. Nie chciałam się przemęczać wiec skorzystałam z komunikacji miejskiej. Zajęło mi to 30 min, przez korki. Jak zawsze. O 16.30 byłam na hali. Od razu poszłam do szatni gdzie były dwie zawodniczki. Przywitałam się z nimi serdecznie i ze słuchawkami w uszach zaczęłam się przebierać. Z każdą kolejną minutą przychodziła reszta ekipy. O godzinie 17.20 wyszłyśmy na boisko żeby zacząć rozgrzewkę. Na trybunach było kilkanaście osób. Na oko. Wiedziałam, że będzie mniej niż na meczach siatkarzy… Wiadomo… Nie ten poziom. Ale fajnie, że chociaż ktoś przyszedł. Podczas rozciągania swoich mięśni na podłodze, zauważyłam wchodzących na trybuny siatkarzy. Usiadło ich pięciu w sektorze rodzinnym – Zati, Conte, Nico, Maciek i Winiarski. Ostatnim razem widziałam ich w ubiegły weekend kiedy to oglądaliśmy filmy. Zrobiło mi się miło na duszy. Każde wsparcie się przyda. Tym bardziej, że dzisiejsze spotkanie jest bardzo ważne. Dla mnie osobiście najważniejsze w tym sezonie. Pierwsze jako kapitan…

Do meczu zostało jeszcze 20 min. Odbijałam piłkę z moją Julią. Nie byłoby treningu czy meczu żebyśmy się razem nie rozgrzewały. Po 4 minutach usłyszałam gwizdek sędziego. Na spokojnie podeszłam do ławki rezerwowych żeby się napić. Trener spojrzał na mnie znacząco i kiwnął głową. Ja natomiast walnęłam się w czoło i szybko udałam się na losowanie. No tak. To się nazywają obowiązki kapitana. Los chciał żebym wybierała pierwsza, więc wzięłam możliwość zagrywki. Podpisałam jeszcze protokół i poszłam rozgrzewać się na siatce. Ataki wchodziły niemalże idealnie… Dzisiaj czułam, że jest ten dzień. Mój dzień. Ale nie popadałam w samo zachwyt.. Nigdy w życiu. Liczy się drużyna. Po ostatniej wykonanej zagrywce zeszłam na bok usłyszeć jeszcze parę wskazówek trenera. Moje tętno oczywiście było podwyższone o niebotyczną liczbę kiedy wyczytano moje imię i nazwisko przy prezentacji kapitanów.

Widowisko się zaczęło. Na początku leciało punkt za punkt. Takie granie czasem jest uciążliwe bo nie da się wyrobić stałej przewagi i szybko się człowiek męczy psychicznie. Bynajmniej ja byłam taką zawodniczką. Pierwszy set wygrałyśmy 27:25. Przeciwniczki dobrze pracowały w obronie, a my w bloku. Ogólnie to szanse były na równi. Ścierałyśmy się w każdym elemencie tego rzemiosła. Drugi set zaczął się negatywnie dla nas. Policzanki trzymały przewagę 4 punktów do samego końca. Trener zrobił nawet podwójną zmianę, która nie zdziała cudów. Chemik widocznie dostał nową siłę w tej partii. Na trzecią odsłonę wyszłyśmy z drugą atakującą. Zmiana również była na środku. Początek znowu zaczęłyśmy od męczarni punkt za punkt. Julia starała się do mnie często nie wystawiać ponieważ przeciwniczki przy stanie 16:14 dla nas zaczęły po prostu mnie blokować. Trzy razy z rzędu dostałam czapę. Trener skorzystał z czasu ponieważ straciłyśmy 5 punktów. Kiedy było już 23:24 dla przeciwników ja byłam na lewym skrzydle. Zawodniczka z Polic zagrywała. Odebrała nasza Libero a Julka wystawiła na czwórkę do mnie. Piłka była trochę podwyższona więc chciałam złapać blok, ale posłałam piłkę w aut zwracając uwagę na to, że siatkarki Chemika dotknęły taśme. Kiedy już opadłam stopami na ziemię zaczęłam pokazywać, że popełniły błąd. Nie obyło się bez krzyków ze strony koleżanek i trenera. Zostałam przywołana do sędziego pierwszego. Pan wytłumaczył, że nie było dotknięcia siatki. Bynajmniej on nie widział. Zaczęłam się z nim spierać i tłumaczyć, że byłam bliżej. On za to postanowił mnie ukarać żółtą kartką. Ze spuszczoną głową razem z drużyną zmieniłam stronę boiska. Trener powiedział żebym się nie przejmowała bo takie akcje czasem są nieuniknione. Czwarty set wygrałyśmy 25:21. Trysło coś we mnie. Kończyłam praktycznie wszystko. Przyszedł czas na piąty set. Każda z nas była na to przygotowana. Z Chemikiem ciężko było grać spotkania. W tie-break’u wyszłyśmy bardzo zmotywowane. Na początku Policzanki popełniły trochę błędów z czego my dobrze to wykorzystałyśmy. Przy wyniku 13:9 dla nas, zagrywała atakująca Chemika. Była znana z tego że zagrywała mocno. Pierwsza zagrywka poszła w naszą Libero. Niestety nie przyjęła i piłka poleciała w trybuny. Drugą posłała w trzeci metr gdzie nie zdążyłam jej w ogóle podbić. Trener wziął czas.

- Laski… Teraz nie spodziewajmy się mocnej zagrywki… Chociaż kto wie… Zaserwuje tak żeby nie popełnić błędu, więc trzymamy nisko na nogach… Julka daj prawe, w razie ich kontry trzymamy blok na lewym i środku…

- Hej hop… Dajemy dziewczyny. – krzyknęłam.

Wróciłyśmy na boisko. Zawodniczka ustawiła się w polu zagrywki. Teraz odebrałyśmy lepiej i Julka wystawiła do atakującej, którą Chemik zablokował. Pokręciła głową przybiła z nami piątki i ustawiła się na swoją pozycję tak jak i my. Miałyśmy punkt przewagi. Kolejną zagrywką był flot, ponieważ Policzanka zmieniła ten element. Niestety i w tej akcji nie mogłyśmy nic poradzić ponieważ przeciwniczki wybroniły mój atak z drugiej linii i wyprowadziły kontrę przez środek. Straciłyśmy naszą czteropunktową przewagę. Moja głowa nie chciała ze mną współpracować, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Powiedziałam dziewczyną, że kiedy jak nie teraz? Po jakiś 5 min wynik wskazywał 14:14. Każda z nas była na skraju wyczerpania. Po skończonej przez nas akcji przez środek miałyśmy piłkę meczową, za którą na mnie spadła odpowiedzialność. Co czułam idąc? Piekielne zmęczenie, adrenalinę na 873249% i myśl żeby skończyć już to spotkanie. Zagrałam z wyskoku. Przeciwniczki przyjęły niedokładnie i tylko splasowały z lewego skrzydła. Nasza Libero świetnie to wybroniła, Julka wystawiła na szóstą strefę gdzie ja wzbiłam się w powietrze i zaatakowałam piłkę w 9 metr kończąc mecz. Kiedy już dotarło do mnie to, że wygrałyśmy leżałam na ziemi przygnieciona przez koleżanki. Chwilę potem odbierałam statuetkę MVP meczu. Zmęczona padłam na podłogę. Po 10 min zobaczyłam nad sobą Skrzatów.

- Jestem dość zmęczona…- spytałam przewracając się na plecy.

- Przecież nic ci nie robimy. – zaśmiał się Conte.

- Wystarczy, że nade mną stoicie. – uśmiechnęłam się ironicznie.

- Poznajesz tamte dwie osoby? – skinął Michał.

Odwróciłam głowę w prawo i zobaczyłam swoich rodziców. Zerwałam się z podłogi i ruszyłam w ich kierunku.

- Mama, tata? Mieliście być w pracy… - spytałam tuląc ich obu.

-Ty byś tylko nas przy biurku trzymała… - zaśmiała się mama. - byłaś cudowna słońce. - pogłaskała mój policzek.

- Zdecydowanie najlepsza dzisiaj. – dorzucił ojciec.

- Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że tu jesteście… Ale teraz się przyznajcie skąd mieliście bilety?

- Nasza słodka tajemnica córeczko. – powiedziała mama i spojrzała w oddali. Ja pognałam wzrokiem w tym samym kierunku co ona. Kiedy zobaczyłam na kogo moja rodzicielka skupiła swoje oczy szczęka mi opadła.

- Oni? … - spytałam niepewnie.

- Mhm. – mój tata tylko mruknął.

- Dobrze, nie mam na nic siły... Idźcie do domu, ja mam jeszcze regeneracje. Będę koło 23. – ścisnęłam rodziców i wróciłam na boisko gdzie siatkarze wzięli sobie piłkę i odbijali niezgrabnie przez siatkę. Przewróciłam oczami i usłyszałam za sobą głos trenera.

- Oleś, bardzo dobre spotkanie w twoim wykonaniu. Plecy przeszkadzają? – spytał.

- Nie nie, jest wszystko w porządku. Kiedy gramy kolejne spotkanie?

- Za dwa tygodnie jedziemy do Sopotu

- Czyli mamy jakieś wolne? – przerwałam mu.

- Tak, daję wam 3 dni, a teraz leć do szatni i do masażysty. – pożegnałam się z trenerem i poleciałam do Skrzatów, którzy nieźle się bawili.

- Wam ciągle mało? – spytałam krzyżując ręce.

- Wysiedzieliśmy 3 godziny daj trochę nogi wyprostować. – stwierdził Nico.

- Który to jest taki kochany i wpadł na pomysł zaproszenia moich rodziców na mecz? – spytałam krzyżując ręce i wyglądając jak obrażona dziewczynka.

- Nie wiemy o czym mówisz… - powiedział z powagą Zatorski.

- Dziękuję… - pocałowałam każdego w policzek. – Idę do wanny z lodem bo moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Do zobaczenia kiedyś tam. – machnęłam do nich ręką, zabrałam swoją butelkę z wodą i udałam się do szatni. Za sobą usłyszałam jeszcze tylko do zobaczenia od chłopaków. Ja? Marzyłam tylko o lodzie i łóżku.

W domu byłam po 23. Bo tak, Walczak za długo siedziała w zimnej wodzie. Jak zawsze. No ale to już nie była moja wina, że tak bardzo lubię to robić. Moje nogi wtedy odpoczywają jak mogą. Ale pamiętajcie… tylko 15 min. Żeby nie zrobić sobie krzywdy. Z umiarem. Po przyjściu do swojego pokoju od razu położyłam się do łóżka. Mimo, że narzekałam na to jaka jestem zmęczona to Morfeusz nie chciał za żadne Chiny wziąć do swojej krainy snu. Mój mózg myślał o dupie Marynie. Nawet… Wkurzona swoim nastrojem odpaliłam laptopa i położyłam go na swoich nogach przykrytych kołdrą. Snułam się przez internet jakąś godzinę. Całe moje szczęście, że była niedziela. Po godzinie 1 dalej nie mogłam zasnąć. Nawet oczy mi się nie zamykały. To chyba po tej adrenalinie ze spotkania. Zerknęłam ukradkiem na półkę z „żelastwem”. Uśmiechnęłam się gdy mój wzrok złapał statuetkę, którą zdobyłam jako kapitan. Przemknęłam szybko pamięcią do pierwszych siatkarskich kroków. Aż łezka w oku mi się zakręciła. Nagle poczułam wibracje telefonu. Aż wzdrygnęłam kiedy spojrzałam na numer. Skądś go znałam…

- Halo? – odezwałam się.

- …- cisza.



Przerwałam połączenie. Mam nadzieje że to nie to o czym myślę...



*********************************************************************************


No i mamy kolejny.
Mam nadzieje, że mnie nie zabijecie. ;) 
Piszcie dłuuuuugie opinie. Jeśli macie jakieś uwagi czy coś robię źle to piszcie na dole ;) 
Poprawię się. 


Do kolejnego ! 


CZYTASZ ? -> KOMENTUJ ! OBSERWUJ !

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

7. Czujcie się jak u siebie.

Była godzina 22 kiedy przekręciłam klucz w drzwiach i wpuściłam Skrzatów do środka. Oni od razu poczuli się jak u siebie. Zasiedli na kanapie i włączyli telewizor. Hmm, myślałam, że będziemy świętować a nie dupą leżeć przed telewizorem.

- A przepraszam bardzo, ktoś tu chciał świętować zwycięstwo. – zasłoniłam im ekran.

- A skończone osiemnaście masz? – spytał Kłos.

- Mmmm… no nie jeszcze. – podrapałam się po głowie.

- No to możesz nam kolacje jedynie zrobić. – zaśmiał się Winiarski.

- Chyba was pogrzało… Bozia rączki upierdoliła, że nie możesz sobie zrobić?

- Zamówmy pizze, co? – dołączył Mariusz, ten rozsądny.

Wszyscy się z nim zgodziliśmy. Było nas dziesięciu. Ja, Wojtek, Karollo, Endrju, Winiar, Mario, Zati, Mazi, Nico und Conte. Skład najlepszy na świecie. Podzieliliśmy się na dwójki. Ten z tamtym chciał z pieczarkami, tamten z tym chciał z gyrosem itd. Wyszło na to, że zamówiłam razem z Nico dużą hawajską. Kto składał zamówienie? Pan Wlazły. Najrozsądniejsza osoba w tym towarzystwie. Albo to tylko pozory… Po odłożeniu słuchawki uprzejmie nas poinformował, że na naszą kolacje musimy czekać ponad godzinę. No fakt. Nikt o godz 22 nie zamawia 5 dużych/rodzinnych pizz. Kto tam wie co oni pozamawiali. W między czasie zdążyłam zrobić herbaty. W tle leciał jakiś film, a my przy swoich kubkach malinowej siedzieliśmy i gadaliśmy o wszystkim.

- Jak to się stało, że zaczęłaś trenować? – spytał Zati.

- Od małego. Zamiast bawić się lalkami wolałam kopać piłkę.

-Byłaś chłopczycą? – rzucił Karollo.

- Chyba nie… Powiedzmy. – zaśmiałam się. Prawie się zakrztusiłam herbatą.

- Widać co z ciebie wyrosło. – powiedział Andrzej analizując mój wygląd. Dostał ode mnie poduszką w głowę.

- I podobno to ja jestem pyskata!

- Trafił swój na swego. – zaśmiał się Winiarski.

- Odezwał się aniołek. – dorzucił Włodarczyk.

- Zastanawia mnie jedno… Mmmm… Zostajecie, um… na noc? – spytałam niepewnie.

- Jeszcze nas o molestowanie posądzisz. – zasugerował Nico.

- Gdybym to zrobiła to nie miałabym już życia… - zaśmiałam się.

- Jeśli się nas nie boisz to w sumie możemy zostać. Jutro przewidziana wolna niedziela, więc dotrzymamy ci towarzystwa. – oznajmił Michał.

- Jasne, ale jest jeden problem…

- Mama nie pozwoli? – spytał Andrzej.

- Mama się nie dowie głupku… W salonie mogą spać trzy osoby, w pokoju gościnnym dwie, na materacu dmuchanym też dwie i zostają dwie osoby… - podrapałam się po policzku.

- Rodzeństwa nie masz? – spytał Maciek.

- Nie mam… ale jest sypialnia rodziców.

- To nie problem… Winiar z Mario się dogadają. – rzucił Zatorski.

- Tylko mi tam grzecznie… - podniosłam prawą brew.

Pogadaliśmy jeszcze z jakąś godzinę. Po tym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Od razu siatkarze polecieli po jedzenie. Mariusz zapłacił dostawcy kasą, na którą się złożyliśmy. Ja oczywiście poleciałam od razu do Uriarte. Bo prędzej czy później nic dla mnie by nie zostawił. Po pięciu minutach siedzieliśmy i zajadaliśmy się kolacją. Fakt faktem było chwile przed północą. Po zjedzeniu tych pięciu pizz, postanowiliśmy obejrzeć film. Karol uparł się, że obejrzymy horror – obecność. Lubię oglądać horrory. Szczególnie przykryta szczelnie kocem, w pidżamie i kubkiem herbaty w ręku. Rozłożyliśmy sobie poduszki, koce i kanapę. Ja z Winiarem, Maćkiem, Kłosem i Zatorskim siedzieliśmy na kanapie ściśnięci. Na moje głupie szczęście siedziałam między przyjmującym a środkowym. Nico z Wojtkiem i Mariuszem siedzieli przed nami oparci o kant kanapy. Conte i Wrona zajęli fotele. Wszystko było już przygotowane. Równo o wpół do pierwszej włączyliśmy film. Oczywiście wszędzie światło zgaszone. Inaczej horroru nie da się oglądać. Początek filmu całkiem spokojnie… Aż za spokojnie. Wszystko by było cudownie gdyby nie to, że w pewnym cichym momencie Kłos siedzący po mojej prawej stronie wydarł się na cały dom. Celem tego było przestraszenie mnie… Myślałam, że mu głowę urwę. Reszta chłopaków się śmiała z tego zajścia. Potem film zaczął się rozkręcać. Było parę momentów, w których zasłaniałam oczy kocem. Jestem dziewczyną więc mogę. Skrzaty po prostu na lajcie sobie oglądali jakby to była komedia. Kiedy wyprostowałam nogi i trochę się osunęłam zmorzył mnie sen. Ledwo widziałam na oczy. Pamiętam tylko, że była godzina przed drugą w nocy kiedy ostatni raz spojrzałam na zegarek. Oddałam się w ręce upierdliwego Morfeusza.

Po nieokreślonym przeze mnie czasie poczułam jak ktoś podnosi moje ciężkie ciało razem z kocem. W tle słyszałam szept – trzeba ją zanieść na górę. Po chwili słyszałam już tylko oddech nosiciela. Nie wiem kto to był. Byłam zbyt zmęczona żeby nawet podnieść powieki. Nie kontaktując ze światem i z tym gdzie osobnik mnie niesie zarzuciłam mu ręce na szyje i się przytuliłam. Po chwili słyszałam odgłos stawianych stóp na schodach. Po drodze przypadkiem uderzyłam nogą o ścianę. Syknęłam. Siatkarz tylko mnie uciszył. Po jakiś dwóch minutach byłam w łóżku. Wraz z dotykiem ciepłych ust na mojej skroni przez które po plecach przeszły mnie dreszcze, ponownie zostałam zaciągnięta do krainy snu.

Obudziłam się o godzinie 7. Jak na mnie to była godzina nienormalna. Jeśli mogę to tak nazwać. Za oknem jeszcze widno. Po chwili dotarło do mnie to, że spałam w ubraniach z dnia poprzedniego. Przeglądając Internety dotarło do mnie, że w domu nie byłam sama. Wygramoliłam się spod kołdry, nasunęłam na nogi swoje kapcie i wyszłam z pokoju. Wcześniej otworzyłam okno żeby się wywietrzyło. Na korytarzu przetarłam oczy i zeszłam na dół. W kuchni cisza, w salonie cisza. Na kanapie zauważyłam śpiących siatkarzy – Nico, Wojtek i Kłos. Smacznie sobie spali. Skrzyżowałam ręce i opierając się o ścianę pokręciłam głową śmiejąc się cicho. Po chwili poszłam do kuchni po coś do picia. Na stole był artystyczny nie ład z kartonami po pizzy w roli głównej. Z lodówki wzięłam karton soku pomarańczowego i nalałam sobie do kubka. Kubek wzięłam w rękę i usiadłam na blacie kuchennym. Machając swoimi nienagannymi nogami popijałam sok. Patrzyłam w oddali na salon, w którym spali siatkarze. Nie mogłam w to uwierzyć jak to się stało… Rozmyślałam nad tym bardzo mocno. Pewnie każda dziewczyna, która interesuje się siatkówką chciałaby być na moim miejscu. Dlaczego? Przecież to normalni ludzie. Normalni… Złe określenie. Oni mają poprzekładane w głowie. I to bardzo solidnie, ale to ich wyróżnia. Mimo, że grają, są znani i popularni to w rzeczywistości potrafią być sobą. Potrafią być zabawni, pomocni i czasem zgryźliwi. To normalne. Faceci też czasem zachowują się jakby mieli okres. Taka rozkmina z rana jak śmietana. Na blacie kuchennym spędziłam dobre piętnaście minut walki z myślami. Kiedy tylko zeszłam z siedziska usłyszałam jak ktoś wstaje w salonie. Stanęłam w drzwiach do salonu.

- Dzień dobry. – powiedziałam.

- Dzień dobry. Czemu już nie śpisz? – spytał Wojtek wstając powoli z kanapy żeby nie obudzić chłopaków.

- Tak po prostu… Jak na mnie to jest nienormalne. – oznajmiłam idąc z Włodarczykiem z powrotem do kuchni.

- Jest godzina… 8.55. – spojrzał na zegarek.

- To dosyć wcześnie… - usiedliśmy przy wysepce. – Chcesz coś do picia?

- Nie dzięki… - uśmiechnął się. – Jak ci się film podobał? – zapytał z zaciekawieniem.

- Wyczuwam ironię… - parsknęłam. – Film był najlepszy jaki w życiu widziałam. – odpowiedziałam sarkazmem.

- A jak twoja noga? – spytał dalej.

- Mmm, noga?... To ty mnie zaniosłeś do pokoju? – powiedziałam z otwartymi szeroko oczami. Wojtek tylko się uśmiechnął, a ja już wiedziałam. Nie musiał nic mówić. Do kuchni weszła reszta zgrai. Zaspane twarze, włosy w nieładzie, koszulki wygięte, odcinek pod tytułem jak dobrze wyglądać po nieprzespanej nocy? Idealne podsumowanie tego jak chłopaki wyglądali.

- Możemy coś do picia? – spytał ziewając Winiarski.

- Czujcie się jak u siebie… Ja idę do pokoju się ogarnąć.

- Lepiej żebyśmy się nie czuli tak dosłownie jak u siebie… - rzucił Mariusz jak wychodziłam.

Po tych słowach bałam się ich zostawić samych… Ale przecież to dorośli ludzie. Fakt faktem nieobliczalni ale co tam. Poczmychałam na górę do swojego pokoju. Z szafy wzięłam klubowy dres i zwykłą, białą koszulkę. Oczywiście nie zapominając o bieliźnie ruszyłam do łazienki. Szybko się przebrałam i ogarnęłam. Dzisiaj była niedziela. Dzień cwela jak to mówią. Od jutra zaczynałam przygotowania do meczu z Chemikiem Police. Ogólnie znaczy to, że mój czas dla siebie miał pójść w dalekie zapomnienie. Ale czego nie robi się dla siatkówki? Poprawka, moim czasem dla siebie jest granie więc nie powinnam szukać problemów. Całe szczęście, że plecy nie dawały znaku życia… Tak jakby. Mniejsza o to. Przynajmniej nie bolały. Po 15 min ogarniania się zeszłam na dół. Siatkarze siedzieli sobie smacznie i oglądali telewizje.

- Koniec tego dobrego. Wypad na świeże powietrze! – powiedziałam wyłączając ekran telewizora.

- Ktoś tu nas wygania… - stwierdził Maciek.

- A żebyś wiedział… Nie, a tak na serio muszę się pouczyć. – powiedziałam odprowadzając ich do drzwi.

- Na co się uczysz? – spytał Conte.

- Biologia…

- Wojtek jest dobry z biologii. Szczególnie z anatomii… - rzucił Kłos. Włodarczyk skarcił go wzrokiem.

- Z tym zagadnieniem to nie mam żadnych problemów. – powiedziałam znacząco do Karola. Na co reszta się zaśmiała. – To widzimy się się na sali… Paaa… - zamknęłam drzwi im drzwi dosłownie przed nosem. Usłyszałam tylko krzyki, że trzymają mnie za słowo i do zobaczenia. Oparłam się plecami o drzwi i zjechałam na dół. Z kieszeni dresu wyciągnęłam telefon i napisałam do Julki.

„Królewno wstawaj, uczymy się biologii. Widzę cię u mnie za 3 godziny, bo idę pobiegać.”






*********************************************************************************


Witajcie moi Mili ! 
Chciałam rozdział dodać 1 kwietnia, tak na Prima Aprillis ale nie zdążyłam. ;(
Mam nadzieje, że mi wybaczycie tą lekką nieobecność i że nie zawiedziecie się nowym rozdziałem. 
Mogę wam zdradzić, że ósmy rozdział już mam napisany więc w weekend go dodam żeby nie było tak dobrze ;) < nic nie mówię > ;) 


CZYTASZ ? - SKOMENTUJ TO MOTYWUJE ! 

niedziela, 15 marca 2015

6. Nie ładnie tak rozmawiać z wrogiem.

- Ola, co ty tu robisz?

Szukałam wzrokiem kto mógłby mnie wołać. Do band podszedł siatkarz Resovii. Zdziwiłam się trochę ponieważ szybko przeglądając swoje życie nie przypomniałam tego osobnika.

- Znamy się? – spytałam zdziwiona.

- Chodziłem z twoją kuzynką Anią do klasy… Przyjaźniliśmy się. – powiedział siatkarz.

- Hmm. Przykro mi, nie kojarzę. – podrapałam się po głowie marszcząc swój mały nos.

- Fabian jestem. – wyciągnął w moim kierunku dłoń.

- Aleksandra. – uścisnęłam jego rękę kiedy poczułam w kieszeni spodni wibracje telefonu. – przepraszam, ktoś do mnie się dobija… A ty i tak powinieneś iść się rozgrzewać. – kiwnęłam w kierunku boiska.

- Tak, jasne. Pogadamy po meczu? – spytał na co ja się zgodziłam. Siatkarz odszedł do swojej ekipy z Rzeszowa, a ja odczytałam wiadomość od mamy, która powiedziała że zostaje sama w domu na noc. Znowu cała chata wolna dla mnie. Idealnie. Odłożyłam telefon na stolik, przy którym siedziałam. Po chwili usłyszałam szept przy swoim prawym uchu.

- Nie ładnie tak rozmawiać z wrogiem. – powiedział Włodarczyk. Przez moje ciało przeszły dreszcze, a na moich policzkach ukazały się rumieńce. Nigdy nie potrafiłam i nie potrafię ich powstrzymać. Mówi się trudno.

- A ładnie to tak mnie straszyć? – spytałam odwracając się.

Wojtek poczochrał moje włosy i z uśmiechem poszedł się rozciągać. Ja wróciłam do poprzedniej pozycji . Na mojej buzi zagościł uśmiech. Niedowierzałam, że to dzieje się naprawdę. Siedzę tu, przy stoliku Skry, przede mną rozgrzewają się owe Skrzaty, a minutę temu o mały włos nie dostałam zawału przez jednego z zawodników. Cieszyłam się do siebie jak głupia. Albo kto woli jak mysz do sera.

Do pierwszego gwizdka sędziego głównego zostały jakieś dwie minuty. Sędzia drugi sprawdzał ustawienia. Skrzaty oczywiście wyszły w najsilniejszym składzie. Pierwszy set był bardzo zacięty, ale zakończył się szczęśliwie dla Sovii. Chłopaki trochę krzywili buzie w moją stronę co było komiczne. Pewnie robili to specjalnie. Wiadomo. Druga odsłonę wygrali do 22, a trzecią zaś do 18. Czwarty set miał być tym ostatnim ale się nie udało, ponieważ drużyna gości doprowadziła do piątego seta. Tie-break’a Skra zaczęła przewagą, którą prowadzili do końca spotkania wygrywając je 3:2. Takie spotkania wiele uczą, ponieważ przewija się dużo akcji i wiele różnych sytuacji, które mogą nauczyć czegoś nowego. MVP spotkania wybrano Stephane’a Antigę. Oczywiście cały zespół zasługiwał na mvp, ponieważ chłopaki dali radę w 10000%. Po skończonym meczu Skrzaty poszły się rozciągać i złapać chwilę oddechu przed częścią medialną. Ja zmęczona siedzeniem na tyłku przez ponad dwie godziny wstałam i wyciągnęłam się. W między czasie jeszcze ziewnęłam co nie uszło uwadze ochroniarzowi, który się zaśmiał patrząc na to co ja wyprawiam. To był ten sam ochroniarz, przy którym walnęłam się w czoło przypominając sobie o identyfikatorze. Miał niezłą polewkę ze mnie. Z kieszeni telefonu wyciągnęłam telefon żeby sprawdzić, która godzina. Przypadkiem spojrzałam na Kłosa, który mnie wołał ze środka boiska. Przewróciłam oczami i udałam się do leżących zawodników. Każdy z nich tarzał się po podłodze w celu znalezienia sobie wygodnej pozycji.

- Witam panów. – powiedziałam z uśmiechem.

- Ale jestem zmęczony…– jęczał Karol.

- Inni nie mają na przykład domu, więc nie narzekaj. – powiedziałam siadając razem z nimi.

- Ty zawsze wiesz co powiedzieć. – zaśmiał się Karol.

- W końcu gramy w jednym klubie tak jakby… A po kimś musze to mieć. – zabawnie puściłam do niego oczko.

- Nie bierz przykładu ze starszych. – powiedział Andrzej, który był masowany przez fizjoterapeutę.

- Za późno. – odpowiedziałam i obróciłam się w stronę Resovii. Przeleciałam wzrokiem po zawodnikach. Wszyscy byli jeszcze na boisku. Bardzo chciałam poznać Krzyśka Ignaczaka. Chociaż podejść po zdjęcie czy coś. Z myśli wyrwał mnie Winiar.

- Ola, chodź ze mną do Resoviaków. – kiwnął głową.

- Naprawdę mogę? – spytałam z niedowierzaniem.

- Fabiana już znasz przecież. – dopowiedział Włodarczyk. Postanowiłam to zignorować więc podałam Michałowi rękę by pomógł mi wstać. Udaliśmy się na drugą stronę boiska. Od razu przyleciał Ignaczak z krzykiem.

- Nooo gratuluję. Dobry mecz. – uścisnęli sobie dłonie. – A kogo tu przyprowadziłeś? – spojrzał na mnie.

- To Ola, nasza hoteczka. – za te słowa Winiar dostał w swój twardy biceps.

- Aleksandra Walczak. – podałam Igle rękę w celu przywitania się. – gram w żeńskiej Skrze… i niestety znam się z chłopakami. – zaśmialiśmy się.

- Ja ci dam niestety. – dodał Winiarski.

- Oj Winiar, daj dziewczynie spokój… Długo już się znacie? – spytał.

- Hmmm, jakieś dwa tygodnie, ale powiedzmy, że nie narzekam. – zaśmiałam się.

- Dam ci taką radę od starszego kolegi z boiska… Uważaj na Winiara. To największy dowcipniś jakiego znam.

- Jeszcze tego nie doświadczyłam, ale dzięki za ostrzeżenie.

- No i teraz dupa z moich żartów… - powiedział smutny Michał.

Chwilę jeszcze pogadaliśmy z Igłą i wróciliśmy do swoich. Skrzaty od razu udały się do szatni ponieważ trzeba było opuścić halę. Siedziałam ze słuchawkami w uszach przy wejściu kiedy nagle podszedł do mnie Drzyzga.

- O hej. Dobry mecz był dzisiaj. – powiedziałam z uśmiechem.

- Gratulacje dla was. – odpowiedział tym samym.

- Wiesz co? Zastanawia mnie jedno… Jak to się stało, że ja cię nie znam? Ania nic mi nie wspominała o tobie.

- Mi mówiła o tobie cały czas. To, że ma uzdolnioną kuzynkę…

- Ah, to chwalenie się rodziną. – przewróciłam oczami.

- Grasz w Skrze, jak mogę się domyślić.

- Tak gram od małego.. Byłam kiedyś rozgrywającą jak ty teraz, ale przeszłam trzy lata temu na przyjęcie. Nie żałuję tego.

- Ja już nie mam możliwości zmiany. – zaśmiał się. – Ale mi to odpowiada…

Przerwali nam siatkarze Skry i Resovii.

- Na chwilę ich z oka spuścić… - powiedział Krzysiek. – Małolaty.

- Krzysiu, też taki byłeś. – powiedział Karol. – Ola, idziesz z nami? Mamy co świętować.

- Mmm, a muszę? – jęknęłam.

- Nie masz wyjścia. – odpowiedział Conte.

- Jestem skazana na przedwczesną śmierć… Fabian, powiedz mojej rodzinie i Ani że ich bardzo kocham. – mówiąc to złożyłam ręce do modlitwy.

- Policzymy się z tobą w domu – zagroził palcem Winiar.

Pożegnaliśmy się z Resoviakami i udaliśmy się w stronę parkingu, na którym każdy miał swój samochód. Pomijając Winiara, który przyszedł piechotą. Kiedy siatkarze rozważali do kogo wbić na oblewanie zwycięstwa, ja starałam się trzymać buzię na kłódkę, ponieważ miałam wolny dom. A to nie u Mario, a to nie u Wrony bo coś tam, a tu Kłosa dziewczyna się uczy, a tu Facu i Nico mają bałagan w mieszkaniu. Nikt się zdecydować nie mógł. W końcu spytali mnie co mamy zrobić. Nie wiedziałam jak wybrnąć z tej sytuacji. Chłopaki głowili się chyba przez 20 min. Co najmniej.

- Może w końcu zdecydujecie… - usiadłam na chodniku bo już nie mogłam tego znieść.

- Byś pomogła a nie siedzisz obrażona. – zasugerował Mariusz.

- Dobra, mam dosyć… Wsiadajcie do samochodów… Jedziemy do mnie. – powiedziałam zabierając swoje rzeczy z betonu.

- A rodzice? – spytał zdziwiony Maciek.

- Dzisiaj jestem sama…

- No to trzeba było tak od razu a nie stoimy jak te ciołki. – powiedział Zatorski.

Siatkarze rozeszli się w kierunku swoich aut.

- A ja to mam na piechtę wracać? – spytałam z irytacją.

- Nie denerwuj się tylko wsiadaj. – otworzył mi drzwi Włodarczyk, na co ja zrobiłam wielkie oczy.

Posłusznie usiadłam obok siedzenia kierowcy kiedy Wojtek obchodził samochód. Usiadł i zamknął drzwi. Nie patrzył na mnie tylko zapalił auto i przełączył bieg. Wyjechaliśmy z parkingu i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Po drodze w tle leciała cicha muzyka. Za oknem ciemno jak w nie powiem gdzie. Właśnie, było po 21. Jechaliśmy za Kłosem. Nagle Wojtek skręcił na skrzyżowaniu w prawo zamiast w lewo.

- Co ty robisz? – spytałam zdziwiona.

- Muszę skoczyć do swojego mieszkania na chwile. Nie będzie ci to przeszkadzać? – spytał.

- Nie, ale chłopaki długo nie wysiedzą pod drzwiami. – zaśmiałam się. Wojtek zdał się na lekki uśmiech.

Po 10 min byliśmy już pod blokiem siatkarza. O ile mnie wzrok nie mylił to mieszkał jakieś 15 min od mojej szkoły. Było ciemno więc słabo było coś wywnioskować. Wojtek wyszedł z samochodu zostawiając mnie na pastwę losu. Ja również opuściłam pojazd. Chciałam wyprostować nogi i rozejrzeć się po osiedlu. Okolica była całkiem przyjazna. Po 20 min czekania na niego postanowiłam wrócić do samochodu ponieważ zrobiło mi się zimno. Siadając na miejscu pasażera zadzwonił mój telefon.

- Gdzie wy jesteście!? Stoimy pod drzwiami od 15 min. – dzwonił zdenerwowany Winiarski.

- Zaraz będziemy… Wojtek musiał podjechać jeszcze do siebie… O już idzie.. Będziemy za 10 min… Pa – zakończyłam rozmowę. W tym czasie drzwi kierowcy otworzył Wojtek.

- Przepraszam, że tak długo. – wsadził kluczyki do stacyjki.

- Nie mnie masz przeprosić tylko wkurzonego Winiarskiego, który nie może wytrzymać 15 min. – powiedziałam obojętnie.

- Ten zawsze niecierpliwy… - pokiwał głową siatkarz.









*********************************************************************************


Przepraszam, że tak długo mnie nie było. 
Wytłumaczeniem są zawody, nadrabianie lekcji i choroba. 
Myślałam, że jak nie chodziłam do szkoły z powodu choroby to nadrobię. Ale chęci nie było. 
Grypa rozłożyła mnie psychicznie i fizycznie. 


Okej. koniec gadania. Rozdział średnio mi się podoba, ale napisałam, żebyście mieli co czytać. Teraz mam wenę i zaczynam siódemkę ;)
Oczywiście piszcie komentarze ! 


CZYTASZ? -> KOMENTUJ!